Pasta cukrowa Sweet Skin + mój filmik instruktażowy

Hey!

W jednym z Shinybox'ów otrzymałam jakiś czas temu pastę cukrową Sweet Skin od Cosmodermy. Bardzo się ucieszyłam, bo własnej nie chce mi się robić, depilator to mój wróg, a codzienne golenie jest męczące.



Słów kilka o paście. Jest to kosmetyk, który bardzo przyjemnie pachnie cytryną i miodem, ma przyjemną barwę i słodki smak (na prawdę, jak pyszny cukierek). Konsystencja jest jak bardzo twardy karmel, ale spokojnie da się nabrać odpowiednią porcję nożem czy łyżką. Nie polecam palców - za szybko rozmiękczają pastę i bardzo lepi się ona do dłoni.  
Produkt oddzielony jest od pokrywki plastikową nakładką zabezpieczającą.
Co tam ciekawego mamy napisane na pudełku:


Prawdą jest, że pasta nie podrażnia skóry i nie lepi się do niej... jeśli umiejętnie jej użyjemy. Ja za pierwszym razem jak niepoważna rozmazywałam produkt w jednym i tym samym miejscu i odlepiałam za wolno, wszystko się ciągnęło, a ja odrywałam i odrywałam... i sobie "nabiłam" siniaka w końcu. Tak, popękały mi naczynka. Cz zdecydowałabym się na depilację okolic bikini czy twarzy? Nie wiem - dziewczyny sobie chwalą, ale ja bym się jednak bała.
Prawda jest, że Sweet Skin usuwa całe włoski - o ile w ogóle je usunie. Czasem możemy walczyć w jednym miejscu 10 razy a i tak pozostaną pojedyncze, cieńsze ale i grubsze włoski. A czasem wystarczy dwa razy dobrze szarpnąć, aby dana partia skory była gładka. 
Nie zauważyłam połamanych włosów czy cebulek, które utkwiły pod skórą.


Pasta Sweet Skin posiada tylko naturalne składniki i jak mówiłam, jest słodka, pachnie miodem i cytryną. Jakaś dziewczyna na FB pisała, że pastę.. zjadła. Ja osobiście nie polecam, choć polizałam i mi zasmakowało ;)

Nieprawdą jest, że do zmycia wystarczy letnia woda. Ja doszorowywałam się (po nieudanych próbach) w dość mocno ciepłej wodzie z mydłem, a nóż czyściłam w gorącej wodzie. Inaczej produkt za nic w świecie nie chciał zejść z nóg i przyrządów.


Taką oto instrukcję powyżej znajdujemy na pudełku i moim zdaniem jest ona tzw" o dupe rozczaś". Konsystencja pasty jest taka sama zarówno w dzień kiedy mamy 36 stopni jak i wtedy kiedy jest ich 17. Nie polecałabym jej podgrzewać, bo na pewno będzie za miękka, ewentualnie można ją lekko schłodzić.
Konsystencja plasteliny, to konsystencja za miękka. Przylepi się do nogi i nie zejdzie, tylko będzie się ciągnąć. Przylepi się też do palców, spadnie na wannę/podłogę i ogólnie zalepi pół świata w łazience. Pasta powinna być twarda, właściwie jak najtwardsza, ale jednocześnie na tyle miękka, aby wydobyć ją z pojemnika. Ale nie palcami - bo można sobie pogiąć paznokcie. Najlepiej starym, tępym (!) nożem z szerokim ostrzem, albo szpatułką drewnianą, lecz twardą. Może być też metalowa. Wszelkich szklanych unikajcie. 

Porcję pasty wyciągnijcie w opakowania - łatwo nie będzie, bo się ciągnie, więc owijajcie przyrząd (u mnie nóż) tak długo, aż porcja w całości oderwie się od masy w opakowaniu. 

Bez zbędnego przyglądania się paście od razu przystąpcie do dzieła. Rozprasujcie na nodze produkt W KIERUNKU PRZECIWNYM do wzrostu włosa i energicznie pociągnijcie w KIERUNKU WZROSTU włosa i razu obok (lub w tym samym miejscu jeśli włoski nie wyszły do końca) - rozprowadźcie pastę znowu i szybko zerwijcie. 
Na początku pasta będzie twarda, ale po 3, czy 4 rozpłaszczeniu stanie się na tyle miękka, że spokojnie można robić z niej cukrowe placki do depilacji. 
Jak widać na filmiku, cukrowe placki zwijam pod nóż, żeby zrobić z porcji zebranej pod nożem jak najszybciej jak największy nowy placek.
Nie polecam dogładzać pasty ręką, palcami czy nawet nożem, bo się do niej przylepicie ;)

Tutaj potrzeba trochę kondycji i zdecydowania. Objechanie całej nogi tak, aby każdy włos wyszedł, to nie lada wyczyn i jest to męczące. Jak opadniecie z sił i pociągniecie wolniej, pasta się rozerwie i połowa zostanie na nodze, albo zacznie się ciągnąć - wtedy najlepiej jest resztką z noża rozpłaszczyć porcję na nodze na tym co się do niej przylepiło i oderwać - gwarantuję, że pasta się ze sobą zlepi i odlepicie z nogi to, co na niej zostało.  Zresztą na filmiku jest jeden moment, kiedy się tak stało. Najlepiej po pierwszej nodze nieco odpocząć ;)


Wydajność pasty jest średnia. Za 170 gram zapłacimy ok 30 zł. Starczy nam to na około 2 depilowania, bo na każdą nogę schodzi na przykład u mnie od 2 do 3 porcji, a nie mogą one być za małe. Dochodzi jeszcze kwestia bycia nowicjuszem - wtedy pół opakowania idzie na pół nogi ;) 


A na koniec obiecany filmik. Nie jest to może hit kinematografii i Oskara nie dostanę, ale chciałam, abyście mniej więcej widziały, jak to robię.  Trochę świrowała mi ostrość przy sztucznym świetle, ale na 750 HD i na FULL HD film chyba daje radę. 



Moje instrukcje i depilacja odnosi się do tej konkretnej pasty. Istnieje wiele filmików i wiele past, dużo lepszych w działaniu. Niestety ta jest taka, jaka jest, nie da się jej brać rękami (przynajmniej mnie się to nie udaje) bo jest zbyt szybko za miękka i wlepia się pod paznokcie, klei miedzy palcami i topi. To samo tyczy się wygładzania jej - nie dotkniemy jej tak, aby sie do niej nie przylepić na amen. 

A jakie są Wasze doświadczenia z cukrowymi pastami? Polecacie jakieś inne niż Sweet Skin?

Czytaj dalej...

Niedziela dla włosów - owocowo

Witam.
Nie często mam czas, aby zrobić opis pielęgnacji włosów w danym dniu, ale dziś się udało :)


Dzis pielęgnacja dość intensywna i złożona, jednak prawie pozbawiona protein.
Rano, zaraz jak wstałam, wtarłam we włosy żel Gorvita aloesowy. Podpatrzyłam ten pomysł u Kosmetyczne Fanaberie. Pierwszą porcję pasma wypiły od razu, drugą też. Dopiero po trzeciej było widać, że coś na nie nałożyłam. 
Po godzinie nadszedł czas na olejowanie. Pomimo, że rokitnikowy koktajl od Natura Siberica jest na porost, świetnie nabłyszcza włosy, więc zmieszałam go z olejkiem z avocado i całość wtarłam w pasma.
Po kolejnej godzinie umyłam włosy najpierw Petal Freshem z cytrusami, później Sylveco pszenicznym i na całość nałożyłam resztkę maski mix, którą wymieszałam kilka dni temu (Kallos Banan, SPA Natura Siberica, Pilomax pielęgnacja i Pilomax regeneracja, Planeta Organica Africa mango, olej lniany). Niestety maski miałam na prawdę niewiele, wiec dodatkowo nałożyłam na to wszystko Kallosa Multivitamin.
Po pół godzinie włosy zostały dokładnie spłukane i przemyte Biolavenem, aby wymyć olej zawarty w maseczce. W końcówki wtarłam olejek z Garniera i wysuszyłam włosy.

Włosy zaraz po wysuszeniu były ekstremalnie jak na moje klaczki puszyste i lekkie, ale nie spuszone. Pojedyncze włoski latały troszkę na wszystkie strony, ale całość jako tako się trzymała. 





Po ok 45 minutach wszystko się dobrze ułożyło i lepiej wygładziło. Teraz pisząc tego posta mam gładkie, bardzo miękkie, dociążone włosy i nic mi przy przedziałku nie fruwa. Jeśli chodzi o przedziałek, widać go na foto poniżej i  możecie dzięki niemu zobaczyć, że na prawdę mam dosyć rzadkie włosy :(




A tu jeszcze włoski z wczoraj, w ruchu, podczas festynu i moich nieumiejętnych prób puszczania baniek mydlanych :D Co prawda nie widać specjalnie dużo, bo ruszałam się i kręciłam jak oszalała z tymi patykami, ale pomyślałam, że może chciałybyście zobaczyć jak pasma mają się na co dzień:  





Czytaj dalej...

LillaMai - relaksujący i odżywczy algowy peeling do ciała

Heyka.
W sławnym, ale zniesławionym ShinyBox Birthday Edition otrzymałam peeling algowy od LillaMai i dziś chciałabym conieco o nim powiedzieć.

Produkt z boxa jest miniaturką i ma pojemność 50 ml. Pełnowymiarowy słoik ma mililitrów 120 i kosztuje 51 zł. Dosyć ciężko jest go dostać stacjonarnie, dlatego zainteresowanych po przeczytaniu mojej recenzji odsyłam TUTAJ KLIK. Osoby ciekawe samej marki, znajdą kilka słów o niej TUTAJ KLIK


Co producent pisze nam o peelingu:
Peeling algowy jest przeznaczony do całego ciała. Złuszcza, odżywia i regeneruje naskórek dzięki czemu wygładza i uelastycznia skórę. Zmielony koralowiec zawiera takie pierwiastki jak wapń, magnez, żelazo, potas, i cynk. Minerały te przywracają skórze witalność, działają oczyszczająco i odżywczo na ciało.  Korzystnie wpływają na jędrność skóry redukując tłuszcz i celulit w tkance podskórnej. Masło karite zawiera witaminy A, E i F. Zimnotłoczony olej z pestek winogron dzięki zawartości kwasu linolowego wpływa korzystnie na metabolizm skóry. Olejek cedru atlantyckiego działa skutecznie w zwalczaniu cellulitu, olejek eukaliptusowy działa antyseptycznie, olejek mandarynkowy nadaje niepowtarzalny zapach.


Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii (shea Butter) Fruit, Grape seed Oil (Vitis Vinifera), Theobroma Cacao seed Butter, Glyceryl stearate, Cetearyl Alcohol, sodium stearoyl Lactylate, Glycerin, Guar Gum, Lithothamnium Calcarum, Benzyl Alcohol, salicylic Acid, Glycerine, sorbic Acid, Eucalyptus globulus Leaf Oil, Citrus Nobilis Peel Oil, Cedrus Atlantica Oil,  Limonene, methyl anthranilate, Geraniol, Citral, Citronellal.

------------------------------------------

Produkt jest kremowy, zawiera całe mnóstwo zmielonych drobinek mniejszych i trochę większych niż ziarnka piasku. Zapach ma typowo morski, algowo-rybno-ziołowo-wodny, lekko błotny i nie ma nic wspólnego z mandarynkami ;) No ok, idzie się doszukać aromatu eukaliptusa. Zapach początkowo mi przeszkadzał, ale po chwili nawet zaczął się podobać.
Peelingu użyłam trzy razy. I niestety nie oznacza to, że pojemniczek starczył mi na trzy razy. Po prostu moja mama miała swoje pudełko i odstąpiła mi peeling, który dostała. Te 50 ml niestety nie starczy nam na kilka użyć, choćbyśmy nie wiadomo jak się starały. No, przynajmniej mnie nie starczyło. Jedno opakowanie 50 ml starcza na półtora raza.
Długo zastanawiałam się nad tym, jak zabrać się za peelingowanie produktem, gdzie nic nie może "pójść nie tak", bo wtedy zmarnuję cenną szansę. Postanowiłam, że będę się peelingować na sucho, przed kąpielą, poza wanną, do której w czasie zabiegu będzie mi się lała woda. 
Wysmarowałam się więc kosmetykiem od stóp do głów, wykonując koliste ruchy. Proces był bardzo przyjemny, drobinki choć małe, świetnie dały sobie radę ze złuszczeniem naskórka. Konsystencja, choć kremowa, nie lała się i nie spadała z ciała, dlatego też, mimo, że peelingowałam się poza wanną, nic nie skapnęło na podłogę. 
Niestety peeling nie jest kosmetykiem myjącym, więc po spłukaniu go i tak musiałam się umyć, co spowodowało, że test nie był do końca miarodajny, dlatego drugi raz i trzeci zadziałałam inaczej - wykąpałam się, wytarłam do sucha, potem użyłam peelingu, a następnie dokładnie go spłukałam, nie używając już żadnych detergentów myjących. Zapach na skórze nie pozostał, co mnie ucieszyło, natomiast skóra była bardzo przyjemna w dotyku, elastyczna, dało się wyczuć lekki film pozostawiony przez produkt, który absolutnie nie był tłusty i nie lepił się. Cały kolejny dzień dało się wyczuć działanie odżywczych właściwości tego kosmetyku. 



I na tym niestety zakończyła się moja przygoda z algowym peelingiem LillaMai, bo więcej opakowań nie miałam. Czy zdecydowałabym się kupić pełnowartościowe pudełko? Nie ukrywam, że 150 ml to nadal mała pojemność, jak na 51 zł. Gdybym jednak miała ochotę na coś na prawdę relaksującego, co dobrze wpływa na moją skórę i miała pod ręką wolne 50 zł - tak, kupiłabym ten peeling bez wahania. Mało tego, jest to według mnie produkt na tyle dobry i jednocześnie dość ekskluzywny, że mogłabym bez obaw podarować go komuś w prezencie.
Czytaj dalej...

Dlaczego moje włosy wypadają - druga wizyta u dermatologa



Heyka.
W poprzednim poście opisałam Wam nieciekawą wizytę u Pani dermatolog (z NFZ). Dzisiaj udałam się już na prywatną wizytę w mieście obok. Zanim jednak przejdę do samego "badania", chciałabym słów klika powiedzieć o mojej piekącej skórze z tyłu głowy.
Wczoraj dostałam anonimowy komentarz od dziewczyny, które miała problemy podobne do moich. Odstawiła Dermenę, umyła skalp pszenicznym Sylveco i postawiła na nawilżanie skalpu. Zaraz po przeczytaniu tego komentarza pobiegłam do łazienki, umyłam tymże pszenicznym szamponem mój łeb i w skalp wtarłam aloesową maskę z Equilibry. O ile wcześniej czasem pieczenia nie było, to i tak bolała skóra głowy. Dziś problem jak ręką odjął - ukojony skalp, zero podrażnień. Zabieg powtórzyłam z rana i czuję się świetnie. Droga anonimko, bardzo Ci dziękuję za tą radę, chyba jeden problem z głowy i to dosłownie.
Ale jako że na wizytę się zapisałam, a i nie jestem w 100% przekonana, że moja skóra głowy była zwyczajnie przesuszona od nadmiaru detergentu zawartego w Dermenie - poszłam, no bo w końcu włosy jednak dalej lecą.

Wizyta trwała 45 minut, więc dialogów nie przytoczę, bo padały bardzo fachowe określenia i monologi (dr chyba wykłada gdzieś na Uniwerku, bo czułam się jak na wykładzie ;) O swoich włosach słów kilka powiedziałam i nie przyznałam się do nawilżenia skóry głowy oraz ustąpieniu pieczenia.

To może ja od pieczenia zacznę, choć akurat jedno zdanie o nim usłyszałam na końcu: pieczeniem bym się nie przejmowała, skóra głowy jest blada, więc pieczenie nie oznacza nic złego.

Ok, wróćmy do początku wizyty i do badania skóry głowy. A sorry...do jakiego badania? Zostały mi przejrzane ręcznie włosy nad uchem z prawej strony, mimo zakomunikowania, że piecze z tyłu. I tyle. Jakieś lampy Wooda? Mikroskopy? Szkła powiększające? Za dużo chyba wymagam.
Polecałyście wizytę u trychologa, więc wybrałam tę panią, bo pisała doktorat z trychologii. Ale czy miałam jakiekolwiek badania? NIE. A czemu? A bo dr w nie nie wierzy... O ile zgodzę się, że bez sensu są badania na obecność i niedobór pierwiastków, których organizm i tak nie bardzo ma skąd brać, to jednak badanie korzenia włosa by się przydało, bo narzekałam na malutkie i słabe cebulki. Ale dr uważa, że są to badania, których szacunkiem absolutnie nie darzy, ponieważ nie są miarodajne i nieustandaryzowane.  Także tyle o badaniu mojej skóry i włosów - przypominam, zajrzenie mi w kępkę włosów nad prawym uchem.

I tu następuje właściwa, najdłuższa część wizyty. Jako że badania żadnego nie miałam, przyczyn wypadania może być mnóstwo. Po pierwsze powinnam zrobić badania na:
- AIAT
- cholesterol HDL LDL
- trójglicerydy
- TSH
- anty - TPO
- kwas moczowy
- Żelazo
- witaminę D3
- witaminę B12
- kwas foliowy
- cynk
- gliste ludzką
- boreliozę
- pasożyty w kale
- ELISA-lambllioza

Badania kału mam zrobić za 3 dni, w pełni księżyca, bo wtedy uaktywniają się wszelkie pasożyty.

Koszt badania zawartości wit D3 to ok 70 zł, boreliozy 150 zł. Tekst dr: proszę sobie to rozłożyć w czasie, bo inaczej Pani zbankrutuje.

Ponadto usłyszałam szereg możliwych przyczyn wypadania włosów, ale jako, że przebadania  tam na miejscu nie zostałam (miałam tylko badania morfologi, OB i TSH robione 4 dni temu na zlecenie innego lekarza) to jednoznacznie nie idzie określić czemu włosy wypadają. A więc:

- za mało słońca, co za tym idzie, niedobór D3, ale mogę się zapisać na wizytę w jej komorze fototerapeutycznej. (Tak dla jaj, mogę się zapisać, ale czy mi to potrzebne, nie wiem, w końcu wydać 70zł na 3 minuty terapii światłem to dla mnie nic).
- mam słaby układ krwionośny, ale świetnie poradzi sobie z tym krioterapia ciekłym azotem (100 zł) i mezoterapia (300 zł) u niej w gabinecie. Albo komora foto, jak chcę.
- na pewno źle się odżywiam, bo biały człowiek je źle. Więc potrzeba mi ustawić dietę. Jednorazowo - 200 zł. Wizyt w roku 5. U niej.
- na pewno mam nadczynność tarczycy
- za często (co 2 dzień) myję głowę. Ona nie myje od 4 tygodni. (Oooo, serio?! Miała piękne włosy, na pewno nie niemyte 4 tygodnie, w taką pogodę!)
- muszę zrezygnować ze wszystkich kosmetyków, w ogóle, tylko szamponu dziegciowy używać, bo to wszystko przez parabeny i emuglatory :D To nic, ze komunikowałam, ze wypadanie zaczęło się po odstawieniu wszystkiego na rzecz jedynie produktów aptecznych.
- to nic, że włosy rosły mi ok 2,5 cm na miesiąc i że teraz jest to 4,5 mm. Włos rośnie max 1 cm na miesiąc.
- mam psy, więc mam robaki, a od robaków wypadają włosy
- mam słabe cebulki (o, serio?) ale na to pomoże zabieg krio i mezoterapii
- mam 30 lat, ale na pewno mam cholesterol, a to wynik wypadania włosów
- mam za mało witamin, ale 30 domięśniowych zastrzyków witaminowych załatwi sprawę
- nie chcę zastrzyków? O szkoda, wielka szkoda. Na pewno nie chce? Nie? Należy mi wypisać receptę na:
Loxon 5% (50 zł)
10 opakowań witaminy B3
4 opakowania witaminy B2
2 opakowania witaminy C

Tyle.  Wszystko z prawie 100% pewnością pani dr, że na to jestem chora. Nie zliczę ile było odejść od tematu i zachwalania super hiper komory, mezoterapii i krioterapii. Czy czegokolwiek się dowiedziałam? Nie, ja się nie dowiedziałam niczego, prócz tego, że jestem wrakiem człowieka z milionem chorób, od których wypadają włosy i że trzeba się od razu na to wszystko leczyć.

Dowiedziałam się też, że mam silny łojotok! Kurcze, skóra czysta, nawet zadowolona jestem z jej stanu, nie za sucha, nie za tłusta, nawet po wizycie się oglądałam, no cholera, jest ok! Skąd pomysł silnego łojotoku? A no mam rozszerzone pory (tak mam) i szary nalot (łój) na całej twarzy (ok, muszę się zaopatrzyć w lepsze okulary i przebadać na daltonizm, bo za cholerę nie widzę nalotu). Ale to wszystko załatwią witaminy i super hiper komora z lampami! I w sumie przez ten łojotok tez mi wypadają włosy.

Tego wszystkiego dowiedziałam się za jedyne 100 zł. A teraz mam ładnie kupić wszystkie rzeczy z recepty i zrobić badania, a potem pojawić się za 6-8 tygodni i może podziałamy jeszcze komorą, mezo, albo krio terpaią. 

A takiego wała...!

Przypuszczam, że doszłam do przyczyny pieczenia, to i do przyczyny wypadania też sama dojdę, nie biorąc z tej okazji niemałego kredytu. Zacznę od naturalnych witamin i ewentualnie wspomogę się suplementacją. A Loxon na razie w ogóle sobie daruję. 

To nie tak, że nie wierze specjaliście, ale uważam, że wizyta nie przebiegła tak, jak przebiec powinna,i że działanie od razu na wszystkie strony mija się z celem. Tak samo jak wysłanie mnie od razu na wszystkie możliwe, bardzo drogie badania. 
Czytaj dalej...

Dlaczego moje włosy wypadają - wizyta u dermatologa



Heyka. 


Kilka wpisów temu skarżyłam się, że zaczęły mi wypadać włosy. Jak wróciłam z Grecji, tak kilka dni później włosy zaczęły się sypać. Było to już ponad miesiąc temu, a jest coraz gorzej. 

Wcześniej podczas mycia miałam na dłoni może z 5 włosów, teraz palce są poowijane kłaczkami. Druga porcja leci przy maskowaniu, potem jeszcze wymywam resztę wodą. Super, gdyby to było wszystko. 
Wcześniej przy czesaniu i stylizowaniu w umywalce pojawiało się tak z 5 włosów, ok ,w porywach 10, a włosy susze suszarką i potem jeszcze układam na szczotce. Obecnie włosów znajduję w zlewie nawet do 50, mniej niż 30 nie będzie.. W jakimś miesiącu wcześniej zdarzały się dni, że umywalka była pusta. Rankiem, czesząc się TT, który jeszcze w połowie czerwca był wolny od kłaczków, dziś wyciągnął mi ze 40 włosów. Wcześniej mogłam spokojnie przeczesać włosy dłońmi, nawet przy olejowaniu na sucho nic mi się miedzy palcami nie walało. Teraz przeczesując suche włosy suchą ręka mam zawsze od 1 do nawet 5 włosów w garści. Cały czas. To jakbym tak przeczesywała 100 razy pod rząd, to 100-500 nie moje.

Odstawiłam wszystkie kosmetyki, te rosyjskie i hipoalergiczne też, nawet nie olejuję włosów, nie stylizuję (chyba że muszę, co zdarzyło się w sierpniu 3 razy), nie suszę. A włosy lecą, coraz to bardziej. Wszystkie z cebulkami.
Ale to nie wszystko. Od 3 tygodni piecze mnie skóra z tyłu głowy, nad karkiem. Sam kark i szyja nie, nie pieką mnie uszy, środek głowy czy czoło, tylko owłosiona skóra głowy z tyłu. Zdarzają się dni wolne od pieczenia, a są i takie gdzie boli mnie cała głowa od tego okropnego uczucia. Jak mówiłam, odstawiłam wszystko. Ale na przykład ostatnio musiałam się porządnie uczesać, więc na skórze miałam piankę i spray, a nawet wcześniej lekka maskę humekantową z dodatkiem oleju - i wtedy akurat nic nie piekło. 
Co martwi mnie jeszcze - moje włosy rosną średnio 2 cm na miesiąc. Teraz mija półtora miesiąca od mierzenia, a im nie przybyło nic więcej niż 9 mm. 

Co zrobiłam? Ano poszłam do dermatologa. Co prawda miałam iść w zeszły czwartek, ale lekarka odwołała wizytę. Poszłam więc dziś. Dokładnie opowiedziałam co i jak, powiedziałam, że przed początkiem problemu byłam na zabiegu Kerastase, przyniosłam Pilomax którego użyłam zaraz potem (nie mówię, że to przyczyna, ale wolałam to ze sobą zabrać). Wzięłam też Dermenę, której ostatnio używam na wzmocnienie cebulek. 
Jest wiele osób, które po wizycie u lekarza płaczą. A bo to dowiedzieli się, że ciężka choroba, a to, że nie można im pomóc, albo że czeka ich długie leczenie. I ja też płakałam...

J(a), (D)ermatolog:

J: Mam problem z wypadaniem włosów, od miesiąca ponad, po powrocie z Grecji zaczęły mi mocniej wypadać i piecze mnie skóra z tyłu głowy (tu powiedziałam też słów kilka o Kerastase, Pilomaxie i Dermenie).

D: *przegląda włosy jedną ręką, po prostu je przesypała przez palce i siadła na tyłku na fotel*. Ale tu się nic nie dzieje. Ile Pan tych włosów wypada?

J: No tak z 80, ale z dnia na dzień to się nasila, bo kilka dni temu było lepiej.

D: Proszę Pani, to nie problem, tu nie ma problemu, włosy wypadają.


J: Ale jeszcze niedawno wypadało mi ich mniej.

D: Ale nie ma takiej możliwości, tu się nic nie dzieje.


J: Proszę mi wierzyć, mnie jeszcze w czerwcu prawie w ogóle włosy nie wypadały. Czasem jakiś wyleciał, ale nie w takiej ilości jak teraz.

D: Pani nawet nie zauważyła, że włosy wypadają, To naturalny proces, żeby wyszedł nowy włos, stary musi wypaść. Ja problemu nie widzę.


J: Proszę mi wierzyć, bardzo dbam o włosy i obserwuję je cały czas. Od marca do czerwca co drugi dzień i nawet codziennie je stylizowałam i PROSZĘ MI WIERZYĆ zdarzały się dni, kiedy w umywalce był jeden albo nawet w ogóle nie było włosów, a teraz jest ich nawet 50. 

D: Tłumaczę Pani - włosy wypadają i nie ma możliwości, że Pani wcześniej włosy nie wypadały. 


J: Dobrze, rozumiem, ale teraz wypadają bardziej, niż wcześniej. Są na ubraniach, kosmetykach, pełno ich w wannie i zlewie.


D: Wcześniej tez były, tylko nie zwracała Pani na nie uwagi.


*ok, tu już stwierdziłam, że nie będę tłumaczyć jak świni do koryta, że wiem kiedy mi włosy lecą, a kiedy nie. W moim życiu miałam już parę razy nasilone wypadanie włosów, z reguły spowodowane ich osłabieniem, więc WIEM kiedy problem wypadania się pojawia i czym się objawia. I Wy drogie włosomaniaczki także wiecie, że przy odpowiednim dbaniu o pasma można sprawić, że kłaczki trzymają się głowy dłużej, a cebulki są mocne i zdrowe i wiecie, że 100 włosów to nie musi być norma i że włosów MOŻE WYPADAĆ MNIEJ niż 100 dziennie*.

J: Dobrze, to proszę powiedzieć, dlaczego swędzi mnie skóra z tyłu głowy? To czasem jest nie do wytrzymania, mam obolałą całą głowę wtedy.

D: A czym Pani myje?


J: Dermeną, ale nie ma reguły, bo raz mnie głowa piecze, a raz nie. Raz zaraz po myciu, raz na drugi dzień po myciu, czasem przez dwa dni nic, czasem po myciu tak, a na wieczór już nie. Po hipoalergicznym, jeszcze jak nie miałam Dermeny tez mnie raz piekło, a wcześniej używałam go kilkanaście tygodni.


D: Nie wiem, proszę sobie kupić szampon bez detergentów.

J: Dobrze, ale jaki na przykład?

D:  Zapyta Pani, to Pani powiedzą. Ja problemu nie widzę, włosy na Pani ładne i zdrowe, a ze wypadają, to naturalne. Do widzenia.


Babka wypisała mi jakieś maści na świąd i praktycznie wyrzuciła z gabinetu. Nie zapytała o stres, nie zleciła żadnych badań, nie zapytała o uczulenia, nie obejrzała mnie pod Lampą Wooda, nie spojrzała mi nawet na skórę głowy. Nie obejrzała cebulek pod mikroskopem, nie pociągnęła za włosy aby upewnić się, czy podczas dotyku i czochrania rzeczywiście lecą, nie obejrzała mnie nawet pod zwykłą lampą powiększająca czy tez przy oknie, w świetle. Nie pytała o choroby czy zmiany hormonalne ani o dietę. Ona mi po prostu nie uwierzyła.

Wyszłam, wsiadłam do samochodu i się rozpłakałam. Z bezsilności, z uczuciem, że jestem głupia. Bo to, że włosy nie wypadają mi jeszcze jak oszalałe całymi garściami, to nie powód do zmartwienia. Bo na pewno wymyśliłam sobie, że wcześniej włosy wypadały mniej, dużo mniej. Taki ściemniacz ze mnie, pewnie mam w tym jakiś cel. A przecież piekąca skora głowy to tez nie problem, skoro nie jest czerwona i kark mi nie odpadł. Ja lubię zwyczajnie do lekarzy chodzić...

Ja rozumiem, ze włosy wcześniej też mi wypadały i wiem, że to jest normalne, ale mam na ich punkcie fioła i obserwuję je od marca cały czas - to wiem, ile ich było na TT, TT Aqua Splash, szczotce z dzika, zlewie i ubraniach. Wiem, ile było w wannie i na palcach podczas mycia i wiem, że dookoła moich włosów nie było. A teraz zaczynają być wszędzie i podczas pielęgnacji mam ich na dłoniach, przyrządach i dookoła od 10 do 15 razy więcej niż w czerwcu. Gdyby tak było zawsze (reguła mniej niż 100 dziennie), to było by ok. Ale jeszcze 8 tygodni temu moja norma to było ja wiem.. 40 dziennie. Jak nie mniej.


Wspominałam, że sama lekarka miała włosy wypalone od słońca, suche i matowe? Że było ich 3 razy mniej niż moich? Może w tym tkwi tajemnica nie wierzenia, że mnie włosy kiedyś wypadały w dużo mniejszych ilościowych niż teraz? Może u mnie 80 na dzień to tragedia, a u niej 150 to norma? 


Wspominałam, ze to było z NFZ?





Czytaj dalej...

Sprawdzone kosmetyki i sposoby na szybkie wygładzenie włosów

Witajcie.
Jakiś czas temu pisałam o super rytuale Kerastase, który wygładził mi włosy KLIK. Jednak często ani nie mamy czasu iść do fryzjera, ani ochoty na długotrwały efekt, a czasem zwyczajnie nie jest nam po drodze zafundować sobie taki, no co tu dużo mówić, dość drogi zabieg.


Moje włosy są lekkie, dosyć cienkie i ujarzmienie ich oraz wygładzenie to sztuka. Szampony raczej nie pomagają, wiele masek działa dobrze, ale to własnie te kosmetyki poniżej są w stanie wygładzić mi włosy szybko, a jednocześnie nie obciążyć i nie przetłuścić pasm. Pozwoliłam sobie po wymienić kilka tych, które na prawdę dobrze u mnie działają. Nie są to długie eseje i recenzje, na to przyjdzie czas, natomiast wszystko co widzicie w dalszej części posta, polecam serdecznie każdej z Was, która potrzebuje szybkiego i skutecznego wygładzenia.

1. Rosyjskie balsamy:

Zawsze po myciu, nakładam na włosy maskę, ale po zmyciu maski, przez 3 minuty wmasowuję w nie balsamy. Akurat tak się składa, że mam tylko balsamy rosyjskie, takie jak GZEL i LOVES ESTONIA. Po wmasowaniu kosmetyk spłukuję, a włosy na koniec przemywam chłodną wodą. 
Taki zabieg nie zabiera wiele czasu, a kosmyki są lśniące, gładkie, elastyczne i dociążone, do tego ładnie się układają. Wygładzenie nie jest maksymalne, nie nada się na suche i bardzo zniszczone włosy, ale balsamy radzą sobie świetnie z puszącymi się pasmami i lekko problematycznymi końcówkami.




2. Wygładzająca odzywka Sylveco z ekstraktem z łopianu i olejkiem sosnowym

Ten kosmetyk już z założenia ma wygładzać włosy. Wmasowywany na sam koniec od połowy długości, przez 3 minuty (nie więcej, bo obciąża), a następnie spłukany chłodną wodą, daje nieziemski efekt gładkich, rewelacyjnie dociążonych pasm. Jest to mój ulubiony kosmetyk do wygładzania kosmyków. Na prawdę, więcej czasu nie trzeba. Kiedyś zostawiłam go na 10 minut na całości włosów i skalpie i nijak potem nie umiałam odbić ich u nasady, takie były dociążone i gładkie.


3. Spray Tresemme Salon Sleek z olejkiem arganowym.

To świetny produkt stylizujący, chroniący przed gorącym powietrzem, a przy tym niezły wygładzasz i nabłyszczacz. Włosy lśnią po nim bardzo, są gładkie zarówno w dotyku jak i "na oko". Zbyt duża ilość powoduje szybsze przetłuszczanie się pasm, ale rozsądna ilość psiknięć sprawia, że włosy wyglądają nieziemsko i bardzo zdrowo.


4. L`Oreal, Elseve Arginine Resist x3, Natychmiastowa kuracja

Gdy jeszcze nie byłam wlosomaniaczką, używałam całego zestawu z Arganiną, ale najlepiej sprawdzała się do wygładzania właśnie natychmiastowa kuracja z tej serii. Wtarta w pasma dosłownie na minutę, a potem spłukana sprawiała, że włosy były niesamowicie wygładzone i dociążone, a przy tym rewelacyjnie się układały. Nakładałam ją nawet na skalp, żeby pokryć nią dosłownie każde pasemko i nigdy nie spowodowała przeciążenia ani szybszego przetłuszczenia.
Nie mam już tego produktu, ale jest to ta "odwrócona" tubka, na środku zdjęcia poniżej.


5. Płukanka kawowa

Rewelacyjnie nabłyszcza, zamyka łuski włosa, a co za tym idzie, wygładza nam klaczki. więcej o tej płukance przeczytacie TUTAJ.


6. Garnier GBD, cudowny olejek termoochronny

O tym olejku na początku włosomaniactwa miałam bardzo złe zdanie. Obciążał i po aplikacji sprawiał wrażenie mokrych włosów. Dziś już wiem, że miałam włosy zbyt zniszczone i suche, więc końce z olejkiem zbyt mocno różniły się od włosów wyżej, stąd taka a nie inna opinia i niezadowolenie. W miarę jak moje pasma zaczęły odzyskiwać zdrowy wygląd, a ja nauczyłam się używać olejku - nie zamienię go na żaden inny. Jedna pompka roztarta w dłoniach i wtarta w końce, a następnie reszta kosmetyku z dłoni wtarta w całe włosy sprawia, że pasma są gładkie, lśniące, nie obciążone i przyjemnie miękkie w dotyku.


7. Chłodna woda
Dla żadnej włosomaniaczki nie jest tajemnicą, że przepłukanie włosów na koniec mycia chodną (niezbyt zimną) wodą sprawia, że zamykają się łuski włosa, a co za tym idzie, pasma stają się bardziej lśniące i gładkie.




I to tyle, jeśli chodzi o wygładzanie. Z reguły jeśli używam, balsamu, albo Sylveco, to nie psikam już Tresemme, lub tez nie płukam włosów w kawie. Tak samo jest odwrotnie, jeśli chcę stylizować włosy na arganowy spray, czy też robić płukankę, balsamy są w tym czasie odstawione na półkę. ZAWSZE używam olejku Garniera (niekiedy tylko na same końcówki) i ZAWSZE płukam włosy w chłodnej wodzie.

Pamiętajcie, że mam dosyć cienkie włosy, które łatwo obciążyć, więc jeśli macie ten sam problem, na pewno znajdziecie coś dla siebie wśród kosmetyków powyżej. 
Czytaj dalej...

Chillbox 2015 - sierpień

Hey.
I oto jest i on - pachnący, owocowy Chillbox! Bardzo czekałam na to pudełko, bo w nim znajdę zawsze coś na pawdę fajnego. 


1. Organique - galaretka pod prysznic, 31 zl/250 ml
Bardzo udany kosmetyk, chyba najbardziej cieszy mnie ze wszystkiego co w tym pudle. Akurat kończę mój żel z LPM, potem jest jeszcze jeden w kolejce, a ten będzie kolejny. Mam pełno masek, maseł, kremów, a myjaczy najmniej, więc to ekstra produkt. 

2. Książka "Cień wiatru", 15 zł/szt
Ma bardzo dobrze zapowiadającą się fabułę, chętnie do niej zasiądę. 2 pkt

3. Napój John Lemon, ok. 4,50zł  za 330 ml
No do książki będzie jak znalazł. Nie znam tej firmy, nie piłam tego napoju, ale jest cytrynowy, więc na pewno smaczny. 2 pkt

4. Solny peeling z masłem shea i solą Bochni, GoCanberry,  24 zł/ 200 ml. 
Kolejny fajny kosmetyk z tego boxa. Peelingi to dobra rzecz, a ta firma jest dobra, lubię jej kosmetyki. Niedługo pokończę moje scruby i peelingi i na pewno z wielką radością wydrapie się tym specyfikiem, 2 pkt. 

5. Babeczka do kąpieli od BombCosmetics 12 zł/ szt (30 gram)
Cudownie wygląda, pięknie pachnie. Całe pudełko przeniknęło jej aromatem. Na pewno chwilę postoi u mnie w pokoju, zanim dokona żywota w wannie. Obym tylko jej nie zjadła ;) 2 pkt

6. Puder mineralny Chrima Luxe. W pudełku jest pół grama za około 8 zł.
Nie fajnie. Nienawidzę tego typu kosmetyków w boxach, chyba, że uda się komuś wstrzelić w mój kolor. Tu się nie udało, puder jest zbyt ciemny. 0 pkt

7. Jabłka - Puffins, 8 zł/ paczke 30 gr
Zjadłam je podczas pisania tego posta i koniecznie chcę więcej. Były przepyszne, tylko mało ich ;) To znaczy dużo, w sam raz na porcję, ale mnie jest mało. 2 pkt.

Box dostał 12 na 14 punktów, co daje 86% zadowolenia z paczuszki. Moim zdaniem, to rewelacyjny wynik. A wy co sadzicie?
Box ma wartość ok 102 złotych, oszczędzamy wiec 13 zł plus wysyłkę, bo jest darmowa. Nie jest to zabójczo wysoka kwota, ale jak dla mnie, mega niespodzianka warta swojej ceny.


W pudełku znalazłam tez prezent od Made in love Justyna Kwiatkowska - małą, delikatną bransoletkę, widoczną na zdjęciu na butelce z lemoniadą :)

Zapraszam też do posta sprzedażowego, bo na wasza prośbę, rozdzieliłam kosmetyki na pojedyncze sztuki KLIK
Czytaj dalej...

Sprzedam !! (Aktualizacja postu)

Wszystko niedostępne


Witam, dziś post sprzedażowy.

Tak jest u mnie, że nie wszystko chcę, mogę zużyć. Już jeden krem wyrzuciłam, bo mu się data przydatności skończyła (co prawa dostałam go w kwietniu, z terminem na lipiec).
Są też kosmetyki których zwyczajnie nie chcę a żal postawić aby stały, albo takie, których moje ciało nie polubiło. 
dziś mam Wam do zaoferowania zestaw kosmetyków z boxów (i ni tylko z boxów), które chciałabym sprzedać:


1. Lakier do włosów Artego, Be Pretty & Strong (Nowy) 15 zł.

2. Apis, mgiełka do twarzy i ciała, z ekologiczną woda z owoców pomarańczy i komórkami macierzystymi (Nowa) 7 zł 

3. Shefoot krem odżywczy z masłem shea do paznokci i suchej skory stóp (NOWY) 10 zł

4. Shefoot ultra regeneracyjne serum z masłem shea do popękanych miejsc na stopach (NOWE) 10 zł 

5. Krem balsam do rąk Pat&Rub z trawą cytrynowa i kokosem (Zdjęłam folię, powąchałam i odstawiłam na półkę. Produkt nie używany, bo mam jeszcze inne kremy, bardziej owocowe) 15 zł

6. Clochee krem do twarzy nawilżająco-ujędrniający. Należy zużyć do końca października 2015 roku. (Nie odpowiada mi jego ziołowy zapach. Dałam na rękę jedna dozę i tyle, więc produkt nie używany). 15 zł 

7 i 8 - kremy do tarzy na dzień i na noc, od Natura Siberica. Użyte 2 razy, nadal zbyt ciężkie na moją cerę, a szkoda, bo w sumie są lekkie tak ogólnie. 10 zł za jeden krem, 17 zł za oba kremy 

9. Świetny balsam do ciała od Naturalis - Aronia. Zużyłam jedno opakowanie i miałam drugie z boxa od mamy. Jednak dostałam tyle nowych balsamów, że chciałabym spróbować innych. Balsam jest NOWY 10 zł

10. Trudny do zdobycia, ale rewelacyjny olejek IHT9 na wzrost i poprawę kondycji włosów. Mam dwie sztuki, obie butelki maja datę przydatności do zużycia do grudnia 2015 roku, ale są szczelnie zafoliowane. Olejki są NOWE. 30 zł za jedną butelkę.







Zainteresowane osoby proszę, aby pod postem zostawiły swój komentarz z rezerwacją produktu i napisały na maila potwierdzenie zamówienia, abym mogła podać numer konta i poprosić o adres. 
Do zakupu dodać należy koszt wysyłki, obliczany według cennika Poczty Polskiej.
Czytaj dalej...

ShinyBox sierpień 2015

Heka. 

Dziś przyszły dwa boxy - Shiny i Chill. Jako że Shinybox przyszedł pierwszy, to on dziś będzie bohaterem wpisu. Jutro z rana przedstawię Wam Chillowe pudełko. 


1. Mokosh, kosmetyczny olej lniany.
Kocham oleje, a moje włosy kochają olej lniany. Ten ma fantastyczny, lekko sezamowy zapach i jest w malej buteleczce (ja mam niestety taki z apteki, 500 ml, który chyba już czas wyrzucić, bo dość długo u mnie stoi). Jestem zachwycona tym produktem, 2 pkt.

2. Yasumi, maseczka regenerująca na noc.
Hmm... nie lubię kłaść tego typu kosmetyków na całą noc, bo nie wiem, czy coś się nie dzieje. Poza tym bardzo się wiercę i większość produktu i tak będzie na poduszce, dlatego chyba spróbuję jej na dzień. Mam gąbeczki Yasumi i są rewelacyjne, więc maska będzie może tak samo dobra. 2 pkt

3. Płyn micelarny od Sylveco, lipowy
Sylveco to jedna z tych firm, które bardzo lubię. Biolaven jest cudny, a i produktami stricte z podstawowej wersji nie śmiem gardzić, bo kilka z nich mam i szanuję. 2 pkt, bo miceli, dobrych miceli nigdy za wiele.

4. LIV DELANO, Krem-sorbet do rąk, Oriental Touch.
Firma jest nowością na polskim rynku, ale ma przepiękne opakowania i dość ciekawa ideę działania. Z chęcią zwyużywam ten krem. Do tego pachnie ładnie, bardzo naturalnie. 2 pkt 

5. SilverTATTO
W moim boxie nie było tego produktu, ale nie bawię się w takie rzeczy, wiec nie jest mi specjalnie przykro. Gdybym miała taki zestaw, dałabym jeden punkt, bo jakoś średnio mnie przekonują zmywalne, kolorowe czy tez metaliczne ozdoby na ciało.

6. Lakier Silcare
Mam pomarańczowy kolor, średni, ale na wyjście z kumpelami będzie ok. Nie bardzo znam tą markę,  bo rzadko maluję paznokcie, ale opinie ma niezłe. 1 pkt.


To tyle. Pudełko otrzymało 10 na 12 punktów, co daje 83 % zadowolenia z boxa. Świetny wynik, nic nie dostało zera.

W boxie znalazłam tez kilka zniżek, bony rabatowe oraz probkę kremu Skin7 BB. Dziewczyny ciągle się bija o te próbki, jak ich nie ma w boxach to jest krzyk, a limitowana wersja pudla ze Skin79 rozeszła się w jeden dzień (czy nawet w parę godzin?). Chyba czas otworzyć moją próbeczkę i sprawdzić o co to całe halo ;)

Co sadzicie o tym boxie? Ja zarzekalam sie, że nie będę już dłużej ani z Shiny ani z Glossy i czekam tylko na ostatnie, wrześniowe pudełka. A teraz? Teraz to nie wiem, bo w tym miesiącu boxy są mega udane. Chociaż Glossy nadal wkurza mnie wersją z Balmi, ba, nawet reklamuje to pudło własnie tym, WYMIENNYM kosmetykiem, to ich paczuszka przyniosła mi przedwczoraj wiele radości.
Nie wiem, może z pakietu przerzucę się na subskrypcję..?

Zapraszam do mojego posta z wyprzedażą kosmetykową (KLIK)

Czytaj dalej...

Sierpniowe BeGlossy - wersja FRESH - owocowo mi


Witam Was.


Rozpoczyna się pudełkowy czas. Dziś otrzymałam BeGlossy, w czwartek przyjdą kolejne - Shinybox i Chillbox.



Beglossy postawiło w sierpniu na owoce, a warianty pudełek były 2, w tym każdy wariant (sweet albo Fresh) dzielił się jeszcze na taki z Carmexem albo Uriage (Fresh) lub Balmi albo lakierem SH (Sweet).
Ja otrzymalam wersję Fresh, ale Sweet też mnie urzekła i zamówiłam sobie ją, bo można. Niestety dopiero po fakcie zorientowałam się, że Glossy zrobiło myk i zamienne produkty nie umieściło na fotce obok siebie, ale na dwóch końcach zdjęcia. Liczyłam na Balmi i produkt do włosów, ale równie dobrze mogę dostać lakier zamiast balsamu, a ja paznokci nie maluję ;/  No nic, teraz będę czekać i szczerze, zawiodę się, jak w pudełku będzie SH.
O wersji Sweet możecie przeczytać u Candymony 

Przechodząc do mojego boxa - znalazłam w nim 6 pełnowymiarowych produktów:


1. Faromona, Tutti-Fruti peeling do ciala.
Uwielbiam te peelingi, a dzięki boxom mam zapachy, których jeszcze nie próbowałam. Zużyje do dna i na pewno polece do sklepu po kolejne. 2 pkt

2. SANASE Winoterapia, krem pod oczy
Potestujemy, zobaczymy. Mam problem z cieniami, więc liczę na mały cud ;) Opis produktu zachęcający. 2 pkt

3. Carmex - Nie miałam nigdy tego produktu. Carmexa, z tego co czytałam, albo się lubi, albo nie cierpi. Ten balsam, w tej wersji ma akurat kiepskie opinie, ale dam 1 pkt, bo ogólnie pomysł na taki kosmetyk całkiem ok.

4. Kulka grecka Organique - do kąpieli.
Pachnie cudownie, jest ogromna, więc można ją podzielić na 4 części. Dziś chyba ją pokroję i użyję :) 2 pkt

5. Dermo Pharma, płatki kompres 4D z ekstraktem z ogórka.
Całkiem fajny produkt, chętnie go wypróbuje, wygląda obiecująco. 2 pkt

6. Suchy szampon Aussie
Ten produkt ma złe opinie. Mam Baiste, użyłam go raz. Bardzo rzadko sięgam po tego typu kosmetyki, mimo, że Batiste zadziałał fajnie. Po prostu wole umyte włosy. Nie twierdze, że idea produktu tego typu, jest zła, ale Glossy powinno się zapoznać z recenzjami szamponu Aussie, zanim wrzuciło go do pudelka. 0 pkt. 

Pudełko uzyskało 9 punktów na 12. Daje to 75 % zadowolenia z pudełka - fajny wynik. Jeśli tylko w wersji Sweet przyjdzie do mnie Balmi, będę zachwycona, bo tylko Aussie nie odpowiada mi w sierpniowych boxach. 



 Pudełko ma jeszcze jeden plus - bardzo fajna szatę graficzna, nawet wewnątrz :)

A Wy, jakie wersje otrzymałyście/chciałybyście mieć?


Czytaj dalej...

Agafii - dziegciowa maska do twarzy, mój maskowy hit!

Witam dziewczyny.
Dziś znów nie włosowo (a takich postów pojawi się więcej). Przychodzę do Was z recenzja dziegciowej maski oczyszczającej od Babuszki Agafii. Wiele z Was polecało mi ten produkt, więc - skorzystałam w Waszych podpowiedzi :)


Maska zamknięta jest w saszetce z korkiem, w Lawendowej szafie kupiłam ją za około 6 zł. Pojemność 100 ml starcza na długo, ponieważ maska ma kremową konsystencję i ładnie się rozprowadza. Jej zapach jest lekki, kwiatowo-owocowy

Co o kosmetyku pisze producent:

Maska dziegciowa głęboko oczyszcza skórę twarzy, otwiera pory i kontroluje pracę gruczołów łojowych. Naturalne komponenty wchodzące w skład maski koją podrażnienia, przywracając skórze zdrowy i zadbany wygląd.

Dziegieć brzozowy – naturalny antyseptyk, normalizuje wodno-tłuszczowy balans skóry.

Organiczny ekstrakt szałwii i ałtajski miód tonizują i zwiększają elastyczność skóry.

Syberyjska sól rapa otwiera pory i oczyszcza skórę.

Zawiera w 100% naturalne składniki.


Skład: Aqua, Dicaprylyl Ether, Butirospermum Parkii (Shea Butter), Organic Salvia Officinalis Leaf Extract (organic sage extract), Mel (Altay honey), Rapa Salt (salt brine), Pix Liquida Betula (birch tar), Kaolin, Glyceryl Stearate, Organic Borago Officinalis Oil (organic borage oil), Cetearyl Alcohol, Sorbitane Stearate, Sodium Cetearyl Sulfate, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citric Acid.

-------------------------------------------
Moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne.

Po pierwsze jak wspomniałam aplikacja, jest łatwa, a maska starczy nam na długo.  Po drugie działanie, ale o tym za chwilę, wróćmy do nakładania produktu na twarz. Przede wszystkim, niech kremowy kosmetyk Was nie zmyli - po około 10 minutach maska zastyga na twarzy tworząc delikatna skorupkę, która jednak bardzo łatwo zmyć ciepłą wodą. Maska w czasie aplikacji lekko grzeje (podobnie jak fitoaktywna), ale ciepło znika wraz z zakończeniem rozprowadzania jej na buzi.
I tu przechodzimy do efektów - już po zmyciu maski twarz nabiera ładnego, jednolitego koloru, jest wyraźnie oczyszczona, a jednocześnie ukojona i przyjemnie gładka. Co prawda nie oczekujmy od maski efektu peelingu, ale na pewno mniejsze, bardzo płytkie zaskórniki znikną bez śladu.
Po godzinie od zmycia kosmetyku moja cera była bardzo ładna, bez zaczerwienień, skóra była napięta i promienna. Na drugi dzień wciąż cieszyłam się ujednoliconym kolorytem i elastyczną, zdrową cerą. Później cera znów poszarzała, ale u mnie to norma, mam oliwkowy odcień karnacji i zawsze wyglądam jak zielona ;) Mam tez skłonność do zielonkawych cieni pod oczami. No taka uroda, nic nie zrobię. 


Maskę oceniam pozytywnie. Jak pisałam, to tylko maska, nic działającego głębiej, ale dała mi 2 dni dobrego efektu, a za taka cenę, przy tej wydajności jestem skłonna stosować ją co drugi dzień na te 10 minut, chociażby w czasie kiedy trzymam na głowie jakiś specyfik albo po prostu ręcznik po umyciu pasm.  
Produkt mnie nie uczulił (ale o to z reguły bardzo ciężko), nie podrażnił mi oczu (o to już łatwiej) i nie zatkał porów (a o to właściwie nawet nie trzeba się specjalnie starać), więc nie powstały mi po niej pryszcze. Nie zauważyłam zwiększenia wydzielania sebum, ale też nie odnotowałam zmniejszenia.

Kosmetyk jest ogólnie chwalony przez wiele dziewczyn, więc i ja dopisze się do listy jej miłośniczek i szczerze polecam. 

Czytaj dalej...

Aktualizacja - włosy, przyrost, pielęgnacja twarzy oraz coś o sobie

Witam! :)

Dziś wypada ten dzień, kiedy powinien pojawić się wpis aktualizacji długości włosów - i oto jest. Ale poza tym mam jeszcze kilka innych spraw do przekazania, zatem zachęcam do lektury :)

Ostatnio pisałam Wam, że moje włosy praktycznie przestały rosnąć, za to zaczęły wypadać. W związku z tą przypadłością katuje je codziennie Dermeną. Na razie widać niewielką poprawę, ale jednak poprawę. Przede wszystkim przestała mnie swędzieć skóra głowy, ale czy to Dermena (szampon i żel) pomogła w jakimś stopniu czy tez nie - tego nie wiem. Po wielu domysłach i analizowaniu kosmetyków oraz pielęgnacji, problem skórny rozwiązał się sam i jest to moim zaskoczeniem. Otóż skóra swędziała bardziej, mniej, czasem w ogóle. Dwa razy wręcz piekła. Dopiero za którymś razem zauważyłam, po czym mi się to dzieje - po opieraniu tyłu głowy o oparcie fotela ze sztucznej skóry.  Tak się złożyło, że obecnie z narzeczonym prawie codziennie wieczorem oglądamy filmy. Wcześniej nie miałam na to czasu, a TV nie oglądam w ogóle, więc nie było okazji do dwugodzinnego trzymania głowy na oparciu. Obecnie pod kark podkładam bawełnianą tkaninę, aby głowa nie dotykała fotela i problem zniknął.
Co nie zniknęło - wypadanie włosów. Jak psiałam, jest lepiej, przy czesaniu włosy nie lecą, ale podczas mycia, olejowania czy maskowania - wypada ich więcej niż dwa miesiące temu. Powoli jednak dążę do naprawienia tego, co się podziało źle i myślę, że za miesiąc włosy znów będą tylko na głowie. 
U dermatologa nie byłam, lampą Wooda się nie badałam. Pani zapisała nas na wizytę, po czym wyjechała na wakacje. Tyle w temacie. To musiało być na prawdę ekspresowe last minute, że na 2 tygodnie przed wyjazdem nie wiedziała, że jej nie będzie ;)

Jeśli chodzi o przyrost, na początku sierpnia moje włosy w punkcie pomiaru miały 28 cm - od prawie miesiąca nie ruszyły, bo w lipcu miały tyle samo. Dopiero teraz zaczęły rosnąć (Dermena?) i maja 29 cm. Jednakże jakiś czas temu miałam już taki zastój, a potem wszystko wróciło do normy, więc może moje kłaczki mają przerwy na odpoczynek i relaks ;) No co, w końcu są wakacje ;)

Niestety nie mam zdjęć włosów robionych specjalnie na potrzeby tego wpisu, jednak posiadam foto spiętych, nie stylizowanych, suszonych na słońcu pasm. W niedzielę, podczas zabawy i chłodzenia się, wyglądały tak:



Ostatnio z racji wolnego czasu udaje mi się bardziej zadbać o cerę. Maski, peelingi, kremy... Nie ma tego dużo, bo nie lubię eksperymentować na swojej twarzy, ale kilka na prawdę dobrych kosmetyków wkrótce opiszę na blogu, bo warto się w nie zaopatrzyć. Moim osobistym twarzowym hitem jest bardzo delikatny, a jednak mocny peeling. Czytajcie bloga, a już niedługo dowiecie się, o jakim produkcie mowa :) 

-----------------------------------------------------------------------------

A teraz niekosmetycznie.
wiele z Was prowadzi cykle "miesiąc w zdjęciach". Ja, mimo mojego zamiłowania do fotografowania, nie uwieczniam na zdjęciach każdego spaceru, imprezy czy zakupów. Niekiedy bardzo żałuję, ale po prostu jakoś nie chce mi się dźwigać ze sobą aparatu. W komórce tez nie mam jakiegoś wbudowanego super sprzętu, a wole nie publikować fotek w ogóle, niż marnej jakości. Chciałabym Wam jednak w jakiś sposób przybliżyć moje ostatnie kilka tygodni, bo czytacie moje wpisy i z miłą chęcią pokażę Wam co porabiam poza pielęgnacją moich włosów i testowaniem kosmetyków ;)

W niedzielę było bardzo gorąco, do tego stopnia, że moje psy nie potrafiły funkcjonować. Całą poprzedzającą noc sapały, wręcz piszczały i płakały ze złości, ze jest im tak źle. Rano, w drui dzień weekendu postanowiliśmy kupić im basen. Uwierzcie, w takie upały dostać w sklepie basen, to nie lada wyczyn. Po 2 godzinach i wizycie w 7 sklepach gdzie teoretycznie baseny być powinny, dopiero w ósmym, u Chińczyka, udało nam się coś kupić. Psy oczywiście były bardzo niezadowolone, z pewnością chcieliśmy je utopić i tylko ich sztywna postawa uratowała je przed zatonięciem ;) ale noc przebiegła za tospokojnie, bo psia skórka zaznała należytej ochłody.







Kąpeli, ale w wannie odbył też Marian, nasz ponad roczny legwan:





Nasze psy to też fantastyczni modele. Praca z nimi to czysta przyjemność, pozują jak zawodowcy i nigdy się nie skarżą, gdy chce im cyknąć fotkę ;)
Taa...






Z kilkuset zdjęć, wyszło kilka. Śniady Charis nie wyszedł dobrze na żadnym samodzielnym foto, marmurkowy Bakuś o dziwo, coś tam sam ze sobą podziałał:








Czas wakacji, to tez okres, w którym w końcu udało mi się powrócić do mojego hobby. Dzięki temu, mogę się wyżyć artystycznie i stworzyć coś, co podoba się innym:





Jeśli chodzi o filmy, o których wspomniałam na początku, ja i narzeczony jesteśmy fanami ekranizacji Marvelowskich komiksów. Z początkiem sierpnia dotarł do nas nasz własny Kapitan Ameryka. Jakiś czas temu, jako pierwszy zamieszkał u nas Iron Man. W lutym duet zamieni się w trio, bo prostu z Asgardu przybędzie do nas Thor ;)






I to tyle. Jak widzicie mój świat ostatnimi tygodniami kręci się wokół zwierząt, hobby i zainteresowań. Chillout wakacyjny trwa ;)
Czytaj dalej...
URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka