Olśniewające pasma dzięki masce Phytokeraine - złocisty luksus dla włosów

Witajcie,

dziś bardziej luksusowo. Z reguły nie pozwalam sobie na zakup kosmetyku powyżej 50 zł (wyjątkiem jest kolorówka), ale dzięki pudełku BeGlossy by Hebe poznałam fantastyczną maskę do włosów, którą musiałam mieć w pełnowymiarowym opakowaniu. 
Mowa tu o masce do włosów Phyto, Phytokeratine.


W boksie kosmetycznym znajdowała się 50 ml miniaturka produktu, która starczyła mi na 4 razy i urzekła mnie swoim działaniem oraz przecudownym zapachem. Wyglądała tak:


Pełnowymiarowe opakowanie zawiera 200 ml produktu i zapłacimy za nie od 76 do 110 zł - w zależności od sklepu internetowego czy też internetowej apteki. 
Maskę otrzymujemy w plastikowym słoiku z aluminiowa zakrętką, który zamknięty jest w kartonowym, złocistym opakowaniu, na którym znajdziemy wszelkie informacje dotyczące kupionego produktu.




Zapach maski jest intensywny, ale nie meczący, kwiatowy, lekko słodkawy. Nie umiem go do niczego porównać, ale bardzo mi się podoba i zakochałam się w nim od momentu, kiedy jeszcze używałam miniaturki produktu. Sam kosmetyk ma lekką, kremową konsystencję, zdecydowanie jest to konsystencja mniej gęsta od masek, które zazwyczaj stosujemy, natomiast dzięki temu rozprowadza się niezwykle przyjemnie, gładko i szybko. Kolor maski jest delikatnie żółty i posiada złociste drobinki, które ślicznie lśnią w świetle łazienkowej lampy, jednak niestety, wypłukują się podczas zmywania maski. 
Włosy dzięki temu kosmetykowi są niezwykle błyszczące, pogrubione, zdrowe i dobrze się układają. 


Jeśli o spłukiwanie chodzi - maska spłukuje się dosyć ciężko, ale da się ją porządnie wymyć. Na mokrych włosach pozostawia jakby lekko lepki film, który jest niewyczuwalny i niewidzialny po wysuszeniu. Włosy nie tracą na świeżości, objętości, nie są przyklapnięte i nie wyglądają na tłuste czy obciążone. Maska nie powoduje szybszego przetłuszczania się włosów. 



Gdzieś kiedyś, chyba u KH przeczytałam, że jeśli chcemy, aby keratyna zadziałała na nasze włosy, musimy użyć ciepła - czepek termiczny, suszarka, cieplejsza woda. Tą maskę praktycznie zawsze stosowałam zostawiając ją na 10 minut na wilgotnych włosach. Mimo, ze są cienkie, te 10 minut nie było za długim czasem, włosy nie obciążyły się. Były nieprzeciętnie gładkie, sypkie, wyglądały zdrowo, nie puszyły się i były mega nawilżone.
Ostatnio dwa razy nałożyłam maskę na włosy i całość potraktowałam suszarką. Ocieplałam całość około 2 minuty i zmyłam. Włosy niezmiennie po użyciu maski są mięciutkie, sypkie, dociążone ale puszyste z tą jednak różnicą, że niesamowicie lśnią. O ile wcześniej lśniły, tak teraz błyszczą maksymalnie - KH miała racje, keratyna potrzebuje ciepła!
Ponadto maska pogrubia pasma, sprawia że są elastyczne i po prostu zjawiskowe.

Nie prostuję pasm żelazkiem, ale czytałam, że dziewczyny używające prostownicy na włosach odżywionych Phytokeratine są bardzo zadowolone z efektów a tafla jest dużo bardziej gładka i lśniąca niż zazwyczaj.
Co więcej, moje pasma nie są wyniszczone, ale kobiety o zniszczonych pasmach zapewniają, że ich włosy dzięki temu produktowi wyglądają dużo lepiej, mniej się kruszą i odzyskują blask oraz nawilżenie. 


Phytokeratine to moja ulubiona maska keratynowa, jednak jej cena zabija. Włosy są po niej olśniewające i nigdy nie przeproteinowała mi pasm. Jeśli jednak ktoś nie może pozwolić sobie na jej zakup, równie dobrym kosmetykiem jest kuracja keratynowa od B.app. Jednakże B.app ma sztuczną, długo utrzymującą się woń, a Phyto raczy nas cudownym aromatem.
Czy jednak zapach powinien mieć wpływ na to, czy wydamy 35 czy 80 zł? Ten wybór należy do Was. 
Ja jestem zauroczona Phytokeratine i to na pewno nie jest ostatni słoiczek jaki kupiłam.

Włosy po użyciu maski "na ciepło":




Czytaj dalej...

Nacomi o zapachu malinowym - bardzo mocny peeling do rąk

Cześć.

W dzisiejszym poście słów kilka o peelingu do rąk od Nacomi.

Peeling znalazłam w boxie kosmetycznym - nigdy wcześniej nie używałam takiego kosmetyku, toteż bardzo ucieszył mnie ten produkt. 


Słoiczek kosztuje około 15 zł i zawiera 100 ml różowego produktu pachnącego malinami. Nacomi chwali sobie peeling głównie za jego naturalny, bogaty i odżywczy skład, gdyż ten produkt to połączenie właściwości olejku z dzikiej róży oraz oleju ze słodkich migdałów. 

Peeling stosowany regularnie rozjaśni przebarwienia na skórze dłoni, dzięki olejkowi z dzikiej róży, który zawiera naturalną witaminę C oraz odpowiednio nawilży skórę.


Moje wrażenia:

Kosmetyk rzeczywiście ślicznie pachnie. Używając go, dzięki ogromnemu nasyceniu olei, ma się wrażenie, że dłonie otula niezwykle odżywczy, tłusty i witaminowy kompleks pielegnacyjny. 
Jednakże nie do końca jestem przekonana co do grubości cukrowych drobinek, które wcale takimi drobinkami nie są. Nie jestem księżniczką na ziarnku grochu, ale moje dłonie potraktowane tym peelingiem są mocno zaczerwienione, podrażnione i szczypią. Kosmetyk nie jest absolutnie dla osób z bardzo delikatną skórą rąk. Cukier ewidentnie powinien być drobniejszy i to o minimum połowę. 


Po zniknięciu zaczerwienienia i ustąpieniu pieczenia dłonie są gładkie i odżywione, natłuszczone, ale nie tłuste (oczywiście po rytualne peelingującym musimy zmyć nadmiar olejków, sama woda do tego nie wystarczy), dobrze nawilżone.

Jeśli chodzi o przebarwienia - nie mam takowych, więc nie jestem w stanie zapewnić, że kosmetyk ujednolica barwę skóry na naszych dłoniach.


Polecam osobą o raczej spracowanych rękach, które potrzebują bomby witaminowej "wdrapanej do środka" ostrym peelingiem oraz takim, których skóra wymaga porządnego złuszczenia
Jeśli posiadacie delikatną, cienką skórę dłoni, macie skłonności do podrażnień i pękających naczynek - ten peeling nie jest dla Was. To na prawdę mocny zdzierak.

Zapraszam tezx do poprzedniego posta, o wspaniałej masce do twarzy od Yasumi, KLIK
Czytaj dalej...

Bardzo dobra maska na noc - od Yasumi

Cześć dziewczyny.

Dziś przedstawię Wam maskę od Yasumi, którą znalazłam w ShinyBoxie.

Maseczka znajduje się w tubce o pojemności 30 ml. Oryginalnie tubka opakowana jest w kartonik, ale wtedy chyba nie zmieściła by się do boxa, więc Shinies dostały ją bez pudełka. Na stronie producenta przeczytałam, że kosmetyk kosztuje 75 zł. Jest to na prawdę spora kasa, więc produkt powinien spisywać się bardzo dobrze. Czy tak jest?


Na stronie firmowej czytamy, że maska Yasumi z kwasem hialuronowym i argireliną przeznaczona dla każdego rodzaju cery. Doskonale regeneruje, nawilża skórę i zapobiega powstawaniu zmarszczek.
Kwas hialuronowy pozwala utrzymać prawidłowe nawilżenie skóry, a tym samym zapobiega destrukcji włókien kolagenowych i powstawaniu zmarszczek. Argirelina - cenny składnik odmładzający, naturalna alternatywa dla iniekcji toksyną botulinową, zapobiega skurczom mięśni, dając efekt wygładzenia bruzd i zmarszczek. Fucogel® silnie i długotrwale nawilża, a także tworzy film ochronny na powierzchni skóry, który zabezpiecza przed utratą wody. Gliceryna ułatwia długotrwałe wiązanie wody w głębszych warstwach skóry, nawilża ją i sprawia, że staje się jedwabiście gładka.
Po zastosowaniu YASUMI Beautiful Morning Regenerating Night Mask skóra jest nawilżona, jędrna i zauważalnie gładsza.



Moje wrażenia:

Na początku bałam się nakładać maseczkę na noc, ponieważ wysoko postawiona w składzie gliceryna i silikon mogły mnie poważnie zapchać.  Produkt zastosowałam najpierw raz w dzień, na dwie godziny. Buzia od razu mi się wygładziła, a efektów ubocznych w postaci niedoskonałości nie odnotowałam. 
Kolejny raz nałożyłam maskę na cały dzień i tym razem również nie zauważyłam, aby mnie zapchała.
Trzeci raz zaryzykowałam i nasmarowałam się nią na noc. Robię tak do dziś. Wydaje się, że kosmetyk ma same plusy:
+ nie zatyka porów, nie przyczynia się do powstawania niedoskonałości,
+ 30 ml starcza na na prawdę wiele użyć, ponieważ konsystencja maski jest "śliska" i dobrze się rozprowadza,
+ ma bardzo lekki, przyjemny zapach,
+ bardzo szybko się wchłania nie pozostawiając tłustej warstwy,
+ dobrze nawilża skórę, jednak z bardzo przesuszoną raczej sobie nie poradzi,
+ ujednolica koloryt cery,
+ wygładza skórę (niestety moich mimicznych zmarszczek mi nie spłyciła.. jeszcze ;) ),
+ sprawia, że buzia jest promienna, wygląda zdrowo, skóra jest jędrna.


Nie zauważyłam minusów tego produktu. Ok, cena jest bardzo wysoka, jak na 30 ml, ale jak pisałam, maska jest wydajna i działa fantastycznie, więc wysoki koszt produktu jest niejako bardzo uzasadniony.

Polecam tą maseczkę na noc, jestem z niej bardzo zadowolona, tym bardziej, że moja cera jest mega wymagająca i kapryśna, a ten kosmetyk jej w 100% odpowiada i nie szkodzi. 




Czytaj dalej...

Prettybox styczeń 2016

Cześć.
Coś ostatnio nie mam szczęścia, wczoraj miałam totalnie zepsuty humor (dziś już jest lepiej), do tego od poprzedniego wieczora wraca mi zapalenie krtani i znów nie mogę spać.
Na szczęście dzisiaj przyszło pudełko PrettyBox, to humor się trochę poprawił :)

Poniżej zawartość boxa, moja ocena i jedna uwaga dotycząca pudła. Podjęłam z PrettyBoxem współpracę na specjalnych warunkach, jednak ocena i procent zadowolenia jest całkowicie obiektywny.



1. ŚWIECA ZAPACHOWA HEART&HOME
Lubię owocowe, zapachowe świece. Ta z H&H jest czereśniowa, więc całkiem fajnie, pachniał nią cały box. Aromat jest naturalny i kuszący, bardzo przyjemny. Nie paliłam jej jeszcze, ale na pewno wypale do dna - oby tylko pachniała, bo mam kilka świec, które pachną zgaszone, natomiast zapalone - w ogóle.
2/2 pkt

2. MARION DETOX HAIR LINE, TERAPIA DO WŁOSÓW ODŚWIEŻAJĄCO-OCZYSZCZAJĄCA.
Sama nie wiem. Nie jestem przekonana do Mariona ani do produktów w saszetkach. Zużyję na pewno, bo jestem trochę ciekawa efektu, choć sama bym po ten kosmetyk nigdy nie sięgnęła.
1/2 pkt

3. DRESENDER ESSENZ - SÓL DO KAPIELI
Ostatnio chwaliłam za zapach żel do mycia z tej samej firmy. Podobały mi się też jego właściwości myjące - fajny produkt. Sól ma pachnieć mandarynkami i pomarańczami - czyli tym, co uwielbiam jeść i wąchać. Dodatkowo zawiera olej z awokado (wspaniały na włosy, więc pewnie również na skórę), który ma nawilżyć nasze ciało. Zobaczymy, jestem zadowolona z posiadania tej paczuszki.
2.2 pkt

4. OLEJ ZE SŁODKICH MIGDAŁÓW, GAJ OLIWNY
Z olejami jest tak, że niewiele potrzeba, żeby dodać go do kosmetyku, maski na włosy czy użyć do olejowania. Olej migdałowy jest bardzo dobry dla porowatych włosów, na skórę działa równie dobrze, ja jednak mam na prawdę ogromny zapas olei i ten podarowałam mamie. Pojemność 150 ml to według mnie dużo za duża butla. Dobrym pomysłem było dodanie do pudełka oleju, bo mało boxów tak robi, ale nie jestem do końca przekonana co do pojemności.
1/2 pkt

5. SKIN79, KREMOWA PIANKA DO OCZYSZCZANIA TWARZY
No i jak to jest.. kończy mi się żel do buzi, kupuję sobie nowy i nagle w każdym boxie jest coś do mycia twarzy :D teraz mam zapas, swoje kupne La Roche Posay, Chillboxowy żel i tą piankę. Ale nie narzekam, bo twarz myję 2-3 razy dziennie a ten kosmetyk chciałam wypróbować od kiedy tylko się o nim dowiedziałam, jednak odrzucała mnie cena. A dziś co.. dziś jest u mnie :) Cieszę się.
2/2 pkt

6. ŻEL POD PRYSZNIC GARDEN TERAPHY - OWOC GRANATU
Niebawem kończę żel do kąpieli, więc fajnie, że nie muszę specjalnie iść i kupować coś nowego. Produkt ładnie pachnie, choć skład ma dość chemiczny - ale akurat mnie to w żelach pod prysznic w ogóle nie przeszkadza, także super - zacznę na pewno używać pod koniec tygodnia. Czy kosmetyk będzie dobry czy nie, to się okaże, na ten moment jestem zadowolona, że znalazłam go w boxie.
2/2 pkt

W pudełku były równie ulotki oraz próbki krem DeoFeet i podkładów Skin79.  Dodano tez malutki kalendarzyk-ulotkę.

Procentowe zadowolenie z pudełka w moim przypadku wynosi 83%, czyli na prawdę całkiem sporo. Mama ucieszyła się z oleju, także tym bardziej i ja cieszę się, że był w boxie. Cieszę się również, że PB idzie do przodu jak burza i ma coraz więcej subskrybentów :)

Jedna mała uwaga, o której wspomniałam na początku - na profilu PrettyBoxa na Facebooku twórcy pudełka ujawnili aż 3 z 6 produktów, co sprawiło, że radość otwierania pudła i miła niespodzianka nie była taka duża, jakbym chciała. Zawartość bardzo mi się podoba, jednak fajnie by było, gdybym nie wiedziała co tam odkryję - niespodzianka była by wtedy większa. Do tego pokazane zostały te najlepsze perełki z boxa - świeca, olej i pianka do mycia twarzy
Znam już 3 produkty z edycji lutowej: - masło shea z Ghany, mydełko YOPE o zapachu Werbeny oraz micelarny żel do mycia twarzy i demakijażu od Cranberry. No i jak tu teraz ma być niespodziankowo? Może lepiej cienie albo pixelowe obrazki, podpowiedzi jakieś, niż tak z góry od razu jakie kosmetyki będą w pudełku?  Z drugiej strony może to i lepiej, bo więcej osób kupi/nie kupi boxa, czyli więcej dziewczyn nabędzie (bądź nie) pudło, które im się po prostu podoba, bo wiedza co jest w środku? Sama nie wiem. A co Wy myślicie? Zastanawiacie się nad kupnem PrettyBoxa? A może macie już swoje w domu?


Czytaj dalej...

Kolagen Graphit Colway i bezczelny marketing firmy

Hey.
Dziś post o nietypowym produkcie kosmetycznym. Mowa o Kolagenie Graphite, Colway. Kupiłam go w nadziei, że pomoże nawilżyć mi skórę głowy, kiedy jeszcze myślałam, że pieczenie to wynik przesuszenia skalpu. 


Wpis muszę podzielić na kilka części - działów, bo pisaniny wiele i nie chcę czegokolwiek przegapić. Jeśli jesteście wielbicielkami, bądź wrogami Colway, zostańcie do końca, bo wpis jest bardzo obiektywny.


Ogólnie o kolagenie Colway z serii Graphite:
Kolagen Naturalny Graphite jest stosowany do odżywiania włosów i paznokci, cieszący się popularnością w salonach fryzjerskich i gabinetach kosmetycznych. Z powodzeniem wykorzystywany także do kuracji stawów i pielęgnacji stwardniałej skóry stóp i łokci. Ja próbowałam go jeszcze używać na czoło i policzki, chciałam zobaczyć, jak działa na zmarszczki mimiczne. 



Kolagen przyszedł do mnie w kartonowym opakowaniu, które z kolei zawiera pojemnik styropianowy, aby chronić produkt przed zmianami temperaturowymi (zbyt duże zimno lub ciepło niszczy właściwości kolagenu). Sam kosmetyk jest dodatkowo zamknięty w butelce z grubego, mrożonego szkła. 



Zapach jest neutralny, jak dla mnie pachnie jak gotowane kostki z rosołu, albo te chrząstki z kości kury, które daje moim psom. Nie wiem, czy tak powinno być, skoro to podobno rybi, a nie zwierzęcy kolagen. Słyszałam pogłoski, że tak na prawdę wcale nie jest rybi, tylko zwykły, jak każdy inny. Ale za rękę nie złapałam, to nie wiem.

Za 50 ml zapłaciłam 88 zł (normalnie kosztuje 107 zł, ale u konsultantki płaci się mniej). 

Podczas wyciągania butelki ze styropianu uszkodziłam plombę, która jest z masakrycznie cienkiej folijki i tak czy siak była już naderwana w miejscu łączącym plastikowy dozownik i szklaną butelkę. Mnie rozerwało się miejsce przy korku. Nie wiem jak to się stało, byłam bardzo delikatna, a jednak.. przypuszczam że to specjalnie tak, żeby nikt nie mógł zwrócić produktu, którego nie chce, a nawet nie zaczął używać. 



Produkt ma żelową konsystencję i szarawy, mętny kolor. Po rozprowadzeniu na skórze, kiedy kolagen wysycha, tworzy się biała powłoczka, która wygląda jak schodząca skóra. 





Stosowanie:
Produkt działa podobno jedynie w połączeniu z wodą i absolutnie nie może być podgrzewany. Do rad stosowałam się grzecznie. 

Kolagen wcierałam po myciu, w skore głowy, potem resztki rozczesywałam na włosy i nie suszyłam ich. Niestety, jeśli chodzi o skórę głowy, nic pozytywnego nie zauważyłam - nadal piekła i swędziała. Nie pojawiły się obiecywane przez konsultantkę i firmę babyhair, włosy nie zaczęły rosnąć jak szalone. Jak pisałam wyżej, mój skalp wcale nie był przesuszony, ale podczas rozmowy z osobą, od której kupiłam kolagen, dowiedziałam się, że produkt pomaga na wszystko (grzybice, podrażnienia, przesuszenia, uczulenia) i mam stosować dzielnie czekając na efekty. Efektów się nie doczekałam, doczytałam natomiast, że zabieg "leczenia" kolagenem można wzmocnić poprzez wpsikanie go w skórę głowy, gdy włosy są już suche. Należy to zrobić rozcieńczając go w wodzie i pryskając skalp atomizerem. Jak przeczytałam, tak zrobiłam i to był błąd - takiego napadu swędzenia i pieczenia nie miałam nigdy wcześniej i nigdy później. Po 15 minutach w podskokach myłam głowę, aby przynieść sobie jakąkolwiek ulgę.
Nie wiem co zrobiłam źle.


Kolagen Colway Graphite działa za to rewelacyjnie na moje włosy (łodygi). Naniesiona na mokre pasma niewielka ilość tego produktu sprawia, że są grubsze, ładnie błyszczą, wyglądają wspaniale i przede wszystkim zdrowo...

... i to niestety wszystko co dobrego mogę powiedzieć o tym kosmetyku. Stosowany na skórę na buzi potwornie zapycha i powoduje wysyp pryszczy oraz podskórnej kaszki (zaskórniki zamknięte?). Wiem, do cery przeznaczony jest inny kolagen, z tego co wiem z serii Platinum, ale skoro tak zatyka mi buzię, to i skórę głowy zatykał! Jestem totalnie na nie.


Produkt zużyję do końca na łodygi - wiadomo, kolagen to proteiny, a moje wysokoporowate, proste włosy bardzo lubią proteiny (a keratynę wręcz kochają). Więcej jednak na pewno nie kupię takiego kosmetyku. 


A teraz to co najgorsze, marketing i polityka sieci Colway:
O tym produkcie dowiedziałam się publikując na FB wpis o moich problemach. Odpowiedziała mi jedna z pań, że wspaniałym rozwiązaniem jest ten kolagen. I co, głupia, dałam się nabrać. Czerwona lampka zapaliła mi się już w momencie, kiedy jeszcze nic nie kupiłam, a już byłam namawiana do zostania konsultantką Colwaya. Olałam, nawet zgodziłam się na przysłanie mi umowy i warunków współpracy - bo po pierwsze, skończy się namawianie aż do momentu wysyłki produktu, a dwa, podpisać niczego nie podpisałam, więc spoko luz. No i ostatecznie kupiłam ten kolagen, z którym zostało mi przysłane kilka papierków. 

Szczerze to nawet tego nie przeczytałam. Nie wyrzuciłam od razu w kosz, ale wiedziałam, że na pewno tego typu zabawy nie są dla mnie. Natomiast zaczęła się dziwna zabawa z kobietą, od której produkt kupiłam. Raz zadzwoniła do mnie wypytać o kolagen i namawiać mnie telefonicznie do podjęcia współpracy z nimi. Wtedy właśnie wyrzuciłam papiery w kosz.
Ja kiedyś byłam już na takim szkoleniu i wiem o tych wszystkich "karierach i drabinach". Ktoś ma pod sobą kogoś, ten ktoś kogoś, a oni jeszcze kogoś i ten najwyżej zarabia najwięcej, bo ma % od każdego kto jest niżej. Proste i głupie, nie dla mnie. Od dalszej rozmowy i protestów wybawił mnie tata, który poprosił o pomoc w robieniu kolacji. Jestem asertywna, umiem powiedzieć nie, ale nie chce tez powiedzieć nikomu: "Nie! Do cholery, ogłuchła pani!?", więc staram się zawsze grzecznie odmawiać, co powoduje odmawianie po 10-15 minut, bo a może jednak się zgodzę. 

Pani przeniosła się z komórki na FB i pytała o moje postępy w kuracji. Kiedy ta nie przynosiła efektów, zostałam zasypana lawinami stron internetowych, filmów i wywiadów, a nawet "niezależnych fryzjerów", którzy potwierdzają skuteczność kolagenu Graphite. Gówno prawda - wszyscy współpracują z Colway w taki czy inny sposób i nigdy nie powiedzą prawdy. Wszyscy fryzjerzy, dermatolodzy, specjaliści, laboranci, aptekarze, lekarze WSZYSCY w jakiś sposób są powiązani z firmą, najczęściej poprzez bycie konsultantem.

Kupiłam sobie w aptece tabletki z kolagenem, takie zwykłe, o smaku cytrynowym. W tym samym czasie przy kolejnej gadce, pani zjechała mój kolagen w kapsułkach od stóp do głów i poradziła natychmiast kupić Colwayowski, jedyny najlepszy, jedyny pomocny, jedyny naturalny, rybi, za jedyne 400 zł na 60 dni kuracji. Do tego Colwayowska witamina C (99 zł) bo kolagen wchłania się tylko w obecności vit. C (prawda). Na odpowiedź, że nie stać mnie na te tabletki i że jem cytrynę, dowiedziałam się, że cytryna wcale nie ma dużo witaminy C, w ogóle jest sztuczna, pozbawiona wszystkiego co dobre i że tylko Colwayowskie tabletki zapewnia mi wchłanianie się tego mojego nieszczęsnego kolagenu z apteki. Oh, no trudno..

Od kiedy mam spokój z panią? Od kiedy powiedziałam jak bardzo pewnego razu podrażnił mnie kolagen Colway. Dostałam niesamowitego świądu, zyskałam spokój.. na moment...

..bo od czasu do czasu odzywają się do mnie inne konsultantki, które wyłapały, ze kupiłam coś od Colway. Namawiają, obiecują, chcą posyłać umowy, wychwalają i żyć nie dają. Po prostu tragedia. 
Kiedy napisałam gdzieś przy okazji, ze kolagen mi nie pomógł, dwie osoby na priv pisały do mnie, że one kupiły i są zadowolone i na pewno robię coś źle, że pewnie jestem wrogiem Colway. Szkoda, że zapomniały o tym, że na profilu maja jak byk: miejsce pracy - konsultant Colway. To samo na grupach kosmetycznych. Ktoś poruszy temat Colwaya, pojawia się tuzin zadowolonych "klientek".. czyli konsultantek ;) 

Ja wiem, że taka praca, taka płaca (od kolejnego najemnika), takie bycie konsultantką, ale przez Avon czy Oriflame nigdy nie czułam się taka osaczona.



Czytaj dalej...

Intensywna kuracja do włosów 7 w 1 - Przeciw wypadaniu włosów - Kompleks 7 olei

Heyka.
Dziś o serii Elpha Pharm, 7 olei.
Długo zastanawiałam się, czy opisywać Wam każdy produkt z osobna, czy całość. Postanowiłam, że opis całej kuracji zamieszczę w jednym wpisie. 


Kuracja 7 olei składa się z olejku, szamponu, maski i serum. Każdy produkt zawiera kompleks 7 olejków:
- łopianowy
- rycynowy
- lniany
- rozmarynowy
- cedrowy
- awokado
- shea



Zaleca się stosowanie wszystkich produktów na raz, codziennie, lub co 2-3 dni, najlepiej przez dwa miesiące. Ja stosowałam wszystko codziennie przez bity miesiąc, 30 dni, potem raz na jakiś czas. Czy pomogło? Dlaczego odpuściłam drugi miesiąc? O tym za chwilę, na razie skupmy się na poszczególnych produktach i ich działaniu odżywczym, nie koniecznie stricte przeciwko wypadaniu.


OLEJEK DO WŁOSÓW:
Olejek do włosów jest przeznaczony do pielęgnacji włosów osłabionych ze skłonnością do wypadania. Zawiera kompleks 7-u specjalnie wyselekcjonowanych olejków, które tworzą niewidoczną warstwę ochronną, dzięki czemu zapobiegają utracie naturalnej wilgoci włosów, zapobiegając suchości i łamliwości. Olejki pobudzają krążenie krwi, zwiększają dopływ tlenu do mieszków włosowych, sprzyjają lepszemu nasyceniu w składniki odżywcze.

Składniki (INCI): Paraffinum Liquidum, Arctium Lappa Root Extract, Persea Gratissima Oil, Oleth-5, Pinus Sibirica Seed Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Linum Usitatissimum Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Oil, BHT.

Pojemność: 100 ml, Cena: 19,90 zł.

Moje wrażenia:
Olejek ma przyjemny, leśny zapach i jest stosunkowo lekki w porównaniu do innych olejków, które mam w domu. Nakładałam go na skórę i na łodygi włosów. Trochę bałam się przeciążenia albo przesuszenia z powodu olejku eterycznego, ale nic z tych rzeczy. Włosy po tym kosmetyku są niesamowicie lśniące, sypkie, absolutnie nie obciążone ale i w ogóle nie spuszone.
Do produktu była dołączona plastikowa pipeta do nakładania, ale z niej nie korzystałam - kosmetyk rozprowadzałam na palcach i wcierałam w skórę głowy.


SZAMPON:
Delikatna baza szamponu nie zawiera SLS i SLES, delikatnie oczyszcza włosy i skórę głowy. W skład szamponu wchodzi kompleks 7 specjalnie wyselekcjonowanych olejków, które wzmacniają cebulki, chronią płaszcz ochronny włosa, zapobiegając w ten sposób suchości i łamliwości. Idealny do pielęgnacji włosów osłabionych ze skłonnością do wypadania. Do codziennego stosowania.
Olejek łopianowy wzmacnia cebulki włosów, tonizuje skórę głowy, normalizuje pracę gruczołów łojowych. Olejek rycynowy stymuluje wzrost włosów, dodaje im blasku i jedwabistości. Olejek lniany aktywuje wzrost włosów. Zawiera witaminę E, która działa nawilżająco na włosy i skórę głowy. Olejek rozmarynowy poprawia przepływ substancji odżywczych do korzeni włosów i zapobiega ich wypadaniu. Olejek cedrowy sprzyja wzrostu włosów, ma działanie antyseptyczne. Olejek z awokado ma właściwości pielęgnacyjne, pomaga zatrzymać wilgoć, zapobiega suchości i łamliwości. Masło Shea odbudowuje strukturę zniszczonych, suchych i łamliwych włosów. Jest naturalnym filtrem UV.

Składniki (INCI): Aqua, Sodium Myreth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Polysorbate 20, Laureth-2, Sodium Chloride, Lauryl Lactate, Parfum, Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Soy Protein, Hydrolyzed Wheat Protein, Arctium Lappa Root Extract, Persea Gratissima Oil, Pinus Sibirica Seed Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Linum Usitatissimum Seed Oil, Arginine, Rosmarinus Officinalis Leaf Oil, Polyquaternium-10, Panthenol, BHT, Citric Acid, Disodium EDTA, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Linalool, Limonene, Benzyl Salicylate.

Pojemność: 200 ml, Cena: 19,90 zł

Moje wrażenia:
Szampon rewelacyjnie myje. Wspaniale się pieni i bardzo dobrze domywa olej. Włosy są po nim skrzypiące, ale nie przesuszone. Obecnie myję nim głowę już poza kuracją i za każdym razem jestem zadowolona z jego właściwości, bo wspaniale myje, a jednocześnie nie niszczy warstwy ochronnej włosa. 


MASKA DO WŁOSÓW:
Maska jest przeznaczona do pielęgnacji włosów osłabionych ze skłonnością do wypadania. Zawiera kompleks 7 specjalnie wyselekcjonowanych olejków, które wzmacniają cebulki, chronią płaszcz ochronny włosa, zapobiegając w ten sposób suchości i łamliwości. Działanie olejków wzmocnione kompleksem Vital Hair Aktive+, który pobudza krążenie krwi, poprawia odżywianie mieszków włosów, sprzyja lepszemu nasyceniu w substancje odżywcze. Maska doskonale odżywia skórę głowy, pomaga w zachowaniu dobrej kondycji włosów, zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn.

Składniki (INCI): Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Hydroxyethyl Cellulose, Ceteareth-20, Caprylic/Capric Triglyceride, Dimethiconol, Cydopentasiloxane, Silicone Quaternium-16, Undeceth-11, Butyloctanol, Undeceth-5, Parfum, Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Soy Protein, Hydrolyzed Wheat Protein, Arctium Lappa Root Extract, Persea Gratissima Oil, Pinus Sibirica Seed Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Unum Usitatissimum Seed Oil, Arginine, Rosmarinus Officinalis Leaf Oil, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Polyquaternium-10, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Linalool, Limonene.

Pojemność: 200 ml, Cena: 19,90 

Moje wrażenia:
Jestem zachwycona działaniem tej maski. Wspaniale wygładza włosy, odżywia je i regeneruje, ułatwia rozczesywanie. Nawilża łodygi, dociążam ale nie obciąża pasm. Włosy prześlicznie po niej lśnią, są miękkie i wyglądają bardzo zdrowo. Na pewno kupie ją kiedyś ponownie jako maskę odżywczą, nie koniecznie przeciwko wypadaniu, bo działa cuda z łodygami.


SERUM:
Serum jest przeznaczony do pielęgnacji włosów osłabionych ze skłonnością do wypadania. Zawiera kompleks 7-u specjalnie wyselekcjonowanych olejków, które odżywiają i wzmacniają mieszki włosowe. Działanie olejków wzmocnione kompleksem Vital Hair Aktive+, który pobudza krążenie krwi, poprawia odżywianie mieszków włosów, sprzyja lepszemu nasyceniu w substancje odżywcze. Odbudowuje włosy i znacznie zmniejsza ich łamliwość. Serum doskonale odżywia skórę głowy, pomaga w zachowaniu dobrej kondycji włosów, zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn.

Składniki (INCI): Aqua, Hydrolyzed Soy Protein, Persea Gratissima Oil, Medicago Sativa Leaf Extract, Polygonum Multiflorum Root Extract, Centella Asiatica Leaf Extract, Ligusticum Chuaxiong Root Extract, Polysorbate 20, Niacinamid, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Lupine Seed Extract, Arginine, Butyrospermum Parkii Butter, Arctium Lappa Root Extract, Linum Usitatissimum Seed Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Pinus Sibirica Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Oil, Citric Acid, BHT, Parfum, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Linalool, Limonene, Benzyl Salicylate, Benzyl Benzoate, Butylphenyl Methylpropional.

Pojemność: 100 ml, Cena: 19,90 zł

Moje wrażenia:
Serum bardzo fajnie unosi włosy u nasady, lekko je usztywnia, ale nie skleja. Sprawia, ze włosy wydają się grubsze i gęstsze. Produkt pełni dobrze rolę stylizatora, moje pasma wytrzymują cały dzień w nienagannej fryzurze gdy są stylizowane na to serum.
Niestety, kosmetyk posiada dwie wady. Po pierwsze - skraca świeżość włosów  i moje pasma nie wytrzymują z nim dłużej niż 24 godziny - po tym czasie trzeba umyć głowę. Po drugie, dozownik "psikacz" za jednym psiknięciem serwuje nam potężną dawkę płynu, która ścieka nam po twarzy, czole, uszach, szyi i generalnie sprawia dodatkowo, ze produkt szybko się kończy. 
Czasem używam serum przed myciem - wpsikuję je w skórę głowy i rozprowadzam nadmiar grzebieniem  po włosach. Na takie wilgotne pasma nakładam olej i czekam 2-3 godziny. Potem całość zmywam szamponem.


----------------------------------------------------------------------

Wrażenia końcowe:
Cała seria działa na włosy rewelacyjnie. Bardzo pomogła odbudować mi poniszczone słońcem i stylizacją pasma, które nie wyglądały najlepiej, szybko traciły wodę i puszyły się. Po miesiącu kuracji włosy wyglądają cudownie.  Niestety, o ile olejek starczy nam na te 30 dni, tak szampon z trudem, natomiast maska i serum wykończą się szybciej. Ja akurat miałam w zapasie, bo po 2 tygodniach zauważyłam, ze w pojemnikach zostało mi mniej niż połowa produktów, więc dokupiłam, ale jeśli ktoś myśli o tej pełnej, 60 dniowej kuracji, od razu radzę kupić po 2 opakowania i ewentualnie potem dokupywać to, co się kończy.
Produkty nie podrażniały mojej tragicznie wrażliwej ostatnimi czasy skóry głowy - miałam wrażenie, że nawet lekko łagodzą moje dolegliwości skórne.



I teraz odpowiedź na pytanie, dlaczego przerwałam po miesiącu. Niestety, ale włosy nie przestały mi wypadać. Nie wiem na jakiego rodzaju wypadanie jest ta seria (to powinno być zawsze zaznaczone), mnie nie pomogła, z tym, że mój problem tkwi w skalpie i odżywianiu cebulek od wewnątrz. Przypuszczam, że seria ma odżywiać cebulki od zewnątrz - co dla moich pasm jest zbyt słabą kuracją.

Mimo, że na wypadanie kuracja mi nie pomogła (ale tak jak mówię, ja muszę wyleczyć skórę głowy), to polecam produkty chociażby jako każdy z  osobna, bo ich wpływ na łodygi włosa jest genialny i wspaniale regenerują podniszczone pasma.


Czytaj dalej...

Styczniowy Chillbox już u mnie!


No heyka!

Od razu powiem, że dziś nie jest fajnie, tak ogólnie. Pogoda do bani, światło do fotek tym gorsze. Humor mam średni z powodów prywatnych, ale najgorsze jest zapalenie krtani. 2 noce temu nie umiałam złapać tchu, skleiły mi się ścianki krtani i powietrze nie chciało "przejść" ani w te ani wewte. Wystraszyłam się ie na żarty i teraz boję się spać, bo tylko nie śpiąc jestem w stanie pić i nawilżać przesuszone gardło.


Dobra, tyle jeśli chodzi o marudzenie. 
Albo i nie, bo przyszedł styczniowy Chillbox i do niego też mam dziś jakieś uwagi. Zresztą, poczytajcie same.
Oczywiście jest to tylko i wyłącznie moja opinia, a wysokość zadowolenia wyrażona w procentach to ocena pudelka z mojego punktu widzenia i przydatności produktów według mnie i dla mnie. 


1. Wkład do plannera, plan żywienia.
Nie mam świra na punkcie liczenia kalorii, zdrowego odżywiania się i diet. Nie odchudzam się, jem pizzę z Biedronki i Cheesburgera z Maca. Lody czekoladowe, sernik ze Starbucksa (ktoś ma przepis?!) i własnoręcznie robione bezy wcinam w ilości hurtowej. Ale ale! Uwielbiam tez warzywa, owoce, sałatki, koktajle i zdrowe jedzenie. Tyle ze jem to, na co mam ochotę, a nie to co wypada jeść. Taki planner jest mi zupełnie niepotrzebny. 
0/2 pkt

2. Książka "Ostatni wykład".
"Randy Pausch w wieku 46 lat zrealizował większość ze swoich marzeń, i o tym, jak je zrealizował jest też jego wykład. Dał on wszystkim słuchaczom więcej niż jakiekolwiek podręczniki motywacji. Zachwycona publiczność wielokrotnie przerywała mu wybuchami śmiechu i owacjami. "Umieram, ale nadal dobrze się bawię i zamierzam cieszyć się życiem do końca dni, jakie mi jeszcze pozostały" - oświadczył Pausch na zakończenie, a sala wręcz eksplodowała oklaskami."

Sama nie wiem. Nie do końca przekonują mnie takie książki. "Potęga podświadomości" też jakoś mnie nie ruszyła, ale ta książka nie do końca wydaje się poradnikiem. Prędzej opowieścią, z której powinniśmy czerpać inspiracje. Zobaczymy. Obecnie nadrabiam książki, w tą też na pewno zajrzę.
1/2 pkt

3. Oczyszczający żel do twarzy z minerałami z wody geotermalnej - Gli Elementi
Kończy mi się mój żel do twarzy z Vichy, ale niestety kupiłam już sobie nowy z La Roche-Posay. No ale skad ktokolwiek mógł wiedzieć, że tak będzie. Żel z Chillboxa musi poczekać, jednak bardzo się cieszę, że jest w pudełku. Buzie myję 2-3 razy dziennie, żele schodzą szybko.  Jestem ciekawa tego produktu, chętnie go zużyję.
2/2 pkt

4. Miętowy shaker
Dla mnie to zbędny produkt. Do biegania zbyt nieporęczny, na siłownie nie chodzę, bo mam w domu a i tak nie lubię pić podczas ćwiczeń. Rozumiem skąd pomysł - coraz bardziej polki nastawione są na zdrowy tryb życia, ćwiczenia, a po Wigilii przy się zrzucić kilka kilo ;) Nowy rok, nowa ja ;) Nie podważam potrzeby dodania shakera do pudełka, bo to fajny gadżet, tyle ze nie dla mnie. Nie mniej jednak będę z niego popijać soki podczas wieczornego poczytywania w łóżku.
1/2 pkt

5. Krem do rak z masłem sha i masłem z dzikiego mango - Bor to bio
Nie często używam kremów do rak, mam ciągle jakieś w zapasie. Staram się je zużywać, ale typ mojej pracy wymaga suchych, czystych rak, absolutnie niczym nie wypaćkanych czy nawet delikatnie tłustawych, stąd idzie mi to opornie, bo smarować się mogę tylko na noc...i często o tym zapominam. tubka na szczęście jest mała, a krem bardzo lekki, dlatego wróżę nam miłą współpracę.
1/2 pkt

6. Baton bez glutenu, jabłko i cynamon, Mixit
Nie lubię takich słodyczy, choć ten baton jest nie najgorszy (własnie go jem). Nawet po lekkim zastanowieniu stwierdzam, ze smaczny. Stworzony z daktyli, jabłek, orzechów i innych smakołyków - idealny na przekąskę.
2/2 pkt

7. Ryżowa maska/peeling do twarzy z orkiszem bio i ogórkiem - Calaya
Mam kilka produktów tej firmy i spisują się dobrze. Ta maska ma za zadanie łagodzić zaczerwienienia i koić cerę oraz przywracać jej black i nawilżenie. Coś akurat dla mnie - choroba dość mocno odznaczyła się na mojej buzi, jestem sucha jak wiórek, a nos mam czerwony i popękany. 
2/2 pkt

Wyszło 9 na 14 punktów. 64% zadowolenia. To ponad połowa, ale jakoś tak mało w porównaniu do innych Chillboxów. Właściwie całość mocno zaniża ten wkład do plannera, bo generalnie pudełko nie jest złe, jest dobre, fajne, z lekkim zamysłem przekonania nas lub do podtrzymania postanowień noworocznych jeśli chodzi o zdrowy tryb życia. 
Kosmetyki bardzo fajne, baton smaczny. W moim odczuciu zadowolona jestem tak w 80%, czyli około tylu, ile zdobyło by pudełko nie zawierające tych kartek z planem żywienia. 


W lutym walentynki, ciekawa jestem tego lutowego pudełka. Co więcej, mam w lutym urodziny, także będzie to tez prezent ode mnie, dla mnie :)

A co Wy sadzicie o styczniowym Chillboxie?
Czytaj dalej...

L'biotica Biovax - Regenerujący olejek do włosów - bambus i olej z awokado - MÓJ ULUBIONY

Hey.

Od początków włosomaniacta po każdym myciu sięgam po olejek zabezpieczający końcówki. Przez ponad pół roku był to Garnier "cudowny olejek", jednak od początku listopada przerzuciłam się na coś zupełnie innego, co skradło moje serce do tego stopnia, że nie wyobrażam sobie już żadnego innego olejku na włosy i końcówki, niż ten.


Mowa dziś o L'biotica Biovax - Regenerujący olejek do włosów - bambus i olej z awokado.

Kupiłam go w Hebe, ale znajdziecie go rónież w Super Pharm i Naturze. W Rossmanie nie szukajcie nawet - bo go tam nie ma, potwierdził to producent. I jeszcze uważajcie na SuperPharm, bo lubią sobie dodać kilka złotych na produkcie, a olej do najtańszych nie należy, zazwyczaj za 50 ml zapłacicie około 26 zł. 


Olejek kupujemy w kartonowym opakowaniu, które skrywa bardzo ładną, fajnie ozdobioną, zielono-złotą buteleczkę z plastiku. Produkt już dwa razy lądował u mnie na kafelkach, ale nic mu się nie stało, opakowanie jest solidne. Buteleczka zawiera aplikator - pompkę, która dozuje taką ilość kosmetyku, jaka jest potrzebna, a to za sprawą tego, że nie musimy dociskać do końca tej pompki, aby cokolwiek wydobyć - jeśli chcemy mniej olejku, naciskamy dozownik po prostu lżej. 


Olej pachnie słodko, roślinie, lecz bardzo delikatnie. Jest dość mocno tłustawy, ale jeśli użyjemy małej ilości (u mnie to wielkość około 2/3 groszku na włosy trochę bardziej niż za ramiona) , to nie ma mowy o obciążeniu czy zbyt mocnym natłuszczeniu pasm.


Produkt aplikuję zawsze po myciu i odsączeniu nadmiaru wody - głową w dół. Wcieram go w końcówki, a to, co zostanie na dłoniach rozprowadzam po reszcie włosów, uważając, by nie nanieść kosmetyku zbyt blisko skóry głowy. 


Olejek Biovax Bambus i Avocado ma same plusy. 
Zacznijmy od tego najważniejszego, czyli ochrony końców i włosów. Jeszcze nigdy, przenigdy nie zdarzyło mi się tak, żebym po 2,5 miesiąca od podcinania włosów nie miała praktycznie w ogóle połamanych końców czy zniszczonych, rozdwojonych łodyg. Nie ma białych kulek i miotełek. Są za to nadal równo ścięte, ostre, ładne końce. To jest jakiś cud, bo ja mam włosy cienkie, bardzo podatne na uszkodzenia i zawsze rozdwajały się bardzo szybko.
Stań końców, pomijając brak zniszczeń, jest bardzo dobry. Nie są suche ani matowe. Tak samo jak reszta włosów traktowanych produktem - ślicznie lśnią i wyglądają na prawdę zdrowo.


Jeśli chodzi o łodygi - są błyszczące, ale puszyste i nie sklejone, dociążone, ale nie obciążone. Pasma są miękkie w dotyku i nie niszczą się nawet od codziennego niemal suszenia.

Końce, w które wcieram olejek dobrze reagują na stylizację, na suszarko - lokówce szybko przybierają odpowiedni kształt i dobrze trzymają go przez cały dzień. 


Polecam Wam ten olejek, jako serum zabezpieczające i regenerujące włosy. Mam z tej serii jeszcze maskę (to kolejna rewelacja), a niebawem zamierzam zaopatrzyć się w szampon i odżywkę.


Czytaj dalej...

Co tam u mnie - aktualizacja włosowa i problemów ciąg dalszy

Heyka.

Jeśli jesteście ze mną długo, wiecie, że wypadają mi włosy - niezmiennie od lipca. Ostatnimi czasy jest trochę lepiej, ponieważ myje je często szamponami na wypadanie, używam serów i olei na wypadanie, masek na wypadanie... i jeszcze od wewnątrz dogadzam sobie Rewalidem, Vitapilem i Calcium Phantetonicum. 

Wypadanie wiążę ściśle z pieczeniem i swędzeniem skóry głowy. Byłam już u trychologa, dermatologa, robiłam badania krwi, tarczycy i hormonów - wszystko ok, zdrowo, fajnie i cud miód. A głowa piecze, swędzi, włosy lecą. W grudniu chciałam oddać próbkę  (patyczek potarty o skórę głowy) do laboratorium, ale mi nie przyjęli, bo stwierdzili, że skoro nie mam ran, to badanie nic nie wykaże. Dzwoniłam do zakładu Diagnostyki Laboratoryjnej, aby tam się udać na zeskrobiny, kazali dzwonić w styczniu. Dzwoniłam dziś i niestety, ale zwolniła im się pani pobierająca materiał do badania i mam dzwonić w drugiej połowie miesiąca, bo obecnie badań nie robią. 
Także trwam sobie jak kołek w dalszej niewiedzy i denerwującym pieczeniu, a prywatnie boję się iść zrobić te badania. Wiem, ze u mnie w mieście jedna Pani pobiera materiał w swoim gabinecie i wysyła do laboratorium, ale mam po 3 wizytach u bezczelnych dermatologow ogromne obawy, że ktoś mi sfabrykuje wyniki tylko po to, abym znów wydała góre pieniędzy na leczenie tego, co mi NIE dolega.

Moje włosy, jako łodygi, które jeszcze nie postanowiły mnie opuścić, mają się całkiem dobrze. Rosną (w końcu) i ładnie błyszczą. Nie puszą się, choć straciły wiele na objętości od tego feralnego lipca 2015 i po prostu są przyklapnięte - nie umiem tak małej ilości pasm odbić od nasady nie używając pianek do stylizacji, a nie chcę używać takich kosmetyków, puki nie dojdę do tego, co dzieje się ze skórą. 

Powoli udaje mi się wybrnąć z pozostałości obrzydliwego powygryzania mi włosów w marcu 2015 - choć nadal mam pełno odstających włosów i końcówek, które niesfornie latają na boki. 

Prawa strona:






Lewa, gładsza, mniej powygryzana strona, którą z kolei ciężko mi się fotografuje:


Pozdrawiam
Czytaj dalej...

Styczniowe Naturalnie z Pudełka - czyli pierwszy w tym roku box kosmetyczny

Heyka.
Dwa dni temu dostałam styczniowe NzP. Zawartość - już teraz Wam powiem - bardzo mnie ucieszyła. Niestety, kosmetyków mam tyle, ze szafka się nie domyka i będzie to na ten moment ostatnie pudełko NzP - najprawdopodobniej za jakiś czas powrócę do tego boxa, jak tylko część zapasów zamieni się w denko. 


W boxie styczniowym znalazłam całkiem dobre, ciekawe kosmetyki.

1. ORGANIC SHOP - szampon do włosów z olejem arganowym i oliwą z oliwek

Uwielbiam maski z OS i bardzo się cieszę, że producent wznowił możliwość eksportu kosmetyków do naszego kraju. Spory czas temu interesowały mnie te szampony, ale że w szafce ponad 10 butelek innych myjaczy - to powstrzymywałam się przed zakupem. NzP zadecydowało, że jednak koniecznie muszę mieć u siebie ten szampon ;)
Zadowolenie: 2/2 pkt


2. GOCRANBERRY - maseczka do twarzy
Wiele osób chwali kosmetyki GC. Ja patrze na nie krzywo tylko ze względu na maskę do włosów - która u innych sprawdziła się dobrze. Mam płyn micelarny tej firmy (wciąż w zapasach nie otwartych), a maseczka bardzo mnie interesuje, gdyż skład jest na prawdę rewelacyjny (olejek żurawinowy, migdałowy i z pestek moreli, także olejek z ogórecznika, mocznik i witamina E). moja skóra ciągle woła o więcej i więcej nawilżenia, także super, że mogę przetestować ten produkt.
2/2 pkt

3. EUBIONA - miodowo-ziołowy krem na noc do skóry suchej, zniszczonej lub dojrzałej
Skóry dojrzałej nie mam, ale sucha jest na pewno. Czy zniszczona - raczej nie, choć przydało by jej się trochę kolagenu i wygładzenia. Czy krem się sprawdzi - zobaczymy. Nie wiem tez, czy mnie nie zapcha, dlatego chyba przetestuję go jednak w dzień, aby szybko wyłapać pierwsze oznaki nieoddychającej skóry - krem zawiera glicerynę na 4 miejscu w składzie.
1/2 pkt

4. ORGANIQUE - ałun, antyperspirant

Ja bym to nazwała dezodorantem, gdyż antyperspirant powoduje brak potliwości - ałun zabija jedynie przykry zapach. Sama nie wiem, do czego to zaliczyć. Zawsze byłam ciekawa ałunu, ale dla mnie to za mało, aby kosmetyk "pod pachy" neutralizował tylko woń. Mokre pachy są nieestetyczne i wstyd było by mi pokazać się tak wśród ludzi. 
Na pewno wypróbuję kryształ, choć dla mnie jest on niehigieniczny w stosowaniu - prędzej jednak, jeśli się sprawdzi, będę stosować go na ugryzienia komarów i wypryski na twarzy, bo podobno do tego tez się nadaje. 

1/2 pkt


Zadowolenie z pudełka: 6/8 pkt, co daje 75% i to jest całkiem dobry wynik.

W boxie znalazłam także próbkę płynu do prania z firmy Bioczystość. Podobno środki czystości  z tej firmy są bez substancji szkodliwych. 
Próbka zawiera SLS. Ekhm... no. 

Pozdrawiam :)


Czytaj dalej...
URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka