Najlepsze według mnie, sprawdzone na sobie, oleje do włosów ŚREDNIOPOROWATYCH

Witam.

Dziś chciałam co nieco powiedzieć o olejkach, które zawsze mi pomagają.
Mam włosy średnioporowate oraz wysokopoporowe końce. Pasma są proste - nie falują i nie kręcą się. Włosy są farbowane, ale obecnie schodzę z koloru więc farby na włosach coraz mniej.
Kłaczki mają czasem tendencję do utraty nawilżenia - nie stają się wtedy wybitnie suche, ale zaczynają być niesforne.
Ok, to tyle jeśli chodzi o moje włosy. Mniej więcej tymi kryteriami kierowałam się przy wyborze olejku, który będzie dla nich odpowiedni. Obecnie, po ponad 4 miesiącach przetestowałam już kilka olei i chętnie Wam o nich opowiem, bo może znajdziecie dzięki temu swojego sprzymierzeńca w walce o blask i nawilżenie pasm.
Jeśli chodzi o porowatość, to dla moich włosów najlepsze są oleje wielonienasycone (porowatośc wysoka i średnia) i jednonienasycone (porowatość średnia). Oleje nasycone są najlepsze dla porowatości niskiej. Więcej o nasyceniu olejów możecie poczytać u Fair Hair Care.


OLEJ Z ROKITNIKA

O tym oleju bardzo szeroko pisałam tutaj KLIK. Nie umiem znaleźć informacji, czy to olej wielo, jedno czy nasycony olej. Pachnie owocowo, ma intensywną pomarańczową barwę i raczej należy do tych niezbyt gęstych olei, z których aplikacją łatwo przesadzić. 
Dodaje go często do nawilżających maseczek, raz na jakiś czas stosuję ten olej solo. Włosy po nim są niesamowicie miękkie, sypkie i cudownie błyszczą. Mimo swojego koloru, nie baarwi pasm, a szkoda, bo koktajl rokitnikowy, o którym wspomnę za chwilę, nadaje kłaczkom bardzo fajną, miodową poświatę.
Ten olej kupiłam w aptece i Wam też radzę - wychodzi praktycznie o połowę taniej niż w sklepach internetowych.


ROKITNIKOWY KOMPLEKS OLEJKÓW NA WZROST WŁOSÓW OD NATURA SIBERICA

O tym koktajlu wiele pisałam tutaj: KLIK - opisałam jego skład po polsku, działanie i efekty porostowe. Buteleczka się skończyła, a ja już jestem w połowie kolejnej i trzecia czeka na swoją kolej. Kiedy olejuję włosy jakimś olejkiem solo, zawsze najpierw wcieram w skalp porcję tego kompleksu. Włosy są megabłyszczące, bardzo nawilżone i zyskują niesamowity, miodowy odcień i rzeczywiście, szybciej rosną. Niestety łatwo przesadzić z ilością i pasma na drugi dzień trzeba umyć ponownie. Czasem uda mi się wyważyć porcję, czasem nałożę oleju za dużo. Jednak szybsze przetłuszczanie się włosów jestem w stanie wybaczyć temu koktajlowi - właśnie za jego działanie.



OLEJ LNIANY

Jest to olej, który chyba każda z nas zna i lubi. Poleca go Kosmetyczna Hedonistka, Anwen i wiele innych dziewczyn popularnych wśród włosomaniaczek. Ja też bardzo lubię efekt, jaki pozostawia na moich włosach - zawsze są błyszczące i mocno odżywione, choć często zdarza się, że szybciej się przetłuszczają.
Olej lniany, jest tłoczony na zimno z wyselekcjonowanych nasion lnu zwyczajnego. Zawiera kwas alfa-linolenowy ok. 60% (omega-3), linolowy (omega- 6), oleinowy (omega-9) oraz witaminę B i E. Jest olejem wielonienasyconym, posiada silny, charakterystyczny, rybi zapach. Musimy przetrzymywać go w lodówce.
Tego oleju używam solo i nigdy nie dodaje do masek, ponieważ jeśli zostanie mi porcja na kolejne użycie, to po 2 dniach maseczka śmierdzi niemiłosiernie, niezależnie od tego, czy była w lodówce, czy w szafce.




OLEJEK AVOCADO

Jest to gęsty olejek jednonienasycony - czyli idealnie dedykowany do włosów takich, jakie mam ja - średnioporowate. Ja mam olej z Nacomi i właściwie nie czuję, aby pachniał, są jednak dziewczyny, które wyraźnie czują jego woń.
Olej z awocado jest źródłem 7 witamin (A-B-D-E-H-K-PP), nienasyconych kwasów tłuszczowych, substancji mineralnych i protein, nawilża i ożywia.
Powiem Wam, że jest to na chwilę obecną jeden z moich najulubieńszych olei - moje włosy są po nim dociążone, nabłyszczone, sypkie i niesamowicie śliskie. Jednak ze względu na gęstość - gdy zaaplikujemy go chociaż o kroplę więcej niż powinnyśmy - ciężko go domyć i włosy szybk się przetłuszczą. Skończyłam już jedną buteleczkę, niebawem zaczynam kolejną. Jest to na razie mój olejowy ideał.


OLEJ Z PESTEK BRZOSKWIŃ

Tak samo jak olej z awokado, jet to gęsty, olej jednonienasyceniowy, według mnie - bezzapachowy. Otrzymywany jest wyniku tłoczenia na zimno. Zawiera wysoką zawartość kwasów NNKT w tym kwas omega -6,9.
Tego olejku raczej nie używam solo - nie ma siły, abym nie przeciążyła nim włosów i prawie zawsze źle go domyję. Jest to jednak rewelacyjny produkt do dodania go do humekantowej maski. Do koło 50 ml maseczki wkraplam solidną porcję tego olejku - około 20 a nawet 30 kropel. Całość nakładam na umyte i wilgotne włosy na około godzinę, a potem spłukuję. Włosy są odżywione, dociążone i bardzo błyszczące. Najlepiej sprawdza się w połączeniu z Equilibrą.


OLEJ ZE SŁODKICH MIGDAŁOW

Początkowo był to jedyny olejek jakiego używałam - byłam nim wręcz oczarowana. Ładnie nabłyszczał i wygładzał moje włosy. Jednak kiedy z ciężkich kosmetyków do stylizacji przeniosłam się na te lżejsze, czar prysł, choć nie do końca. Olej nadaje moim pasmom nieziemskiego blasku i gładkości, jednak nie radzi sobie z dociążaniem kosmyków. 
Olej ten jest uzyskiwany w procesie tłoczenia na zimno słodkich migdałów. Ciecz w postaci przezroczystej i praktycznie bezwonnej zawiera wiele nienasyconych kwasów tłuszczowych, proteiny oraz witaminy A, B1, B2, B6 i D. Jest olejem jednonienasyceniowym.
Obecnie olejku dodaję do masek, nie olejuję nim solo. W połączeniu z maseczką i cięższym olejem - uzyskuję na prawdę rewelacyjny efekt, blasku, miękkości i dociążenia. Niestety, choć jest to olejek raczej lekki, to jednak nie nadaję się w moim przypadku do wygładzania końcówek na drugi dzień, po nocy. Gdy pasemka zaczynają tracić wodę, albo lekko się puszą - użycie tego olejku nawet w minimalnej ilości sprawia, że włosy kłaczki są sklejone i wyglądają na wilgotne.


OLEJ Z NASION MALIN

Jest to bardzo lekki, płynny olej wielonienasycony. Pozyskiwany jest w wyniku tłoczenia na zimno nasion malin. Bogaty w niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe  omega-3 (ALA), omega-6 (LA), witaminy A i E oraz kwas elagowy mający właściwości przeciwbakteryjne i przeciwwirusowe. 
Olejek nakładany solo jest swojego rodzaju indywidualnością, ponieważ potrzeba go na prawdę dużo aby włosy były dobrze naolejowane. spektakularnych efektów tez sam w sobie nie daje, włosy ładnie błyszczą, są super miękkie i nawilżone, ale lekkie - olejek nie dociąża pasm. Rewelacyjne rezultaty daje w przypadku, gdy dodam go do ciężkiej maski emolientowej albo humekantowej - kłaczki przecudnie błyszczą, są dociążone, ale bardzo puszyste i nie przetłuszczają się za szybko. 
Olejek cudownie sprawdza się też na spuszonych umytych końcówkach. Odrobina wtarta w końce ładnie nabłyszcza i dyscyplinuje włosy. 



To tyle olei, które przetestowałam na sobie w ciągu 4 miesięcy. Jak pisałam, od początku kierowałam się doborem według porowatości, dlatego udało mi się nie wtopić z żadnym z nich. Obecnie w kolejce do testów czekają kolejne tłuścioszki, przy wyborze których pomagała mi tabelka od Fair Hair Care. za jakiś czas opiszę pierwsze z nich, a tymczasem podgląd na moje nowe oleje:


Czytaj dalej...

Jak przygotować się na wyjazd - co załatwić, jaką wybrać pielęgnację?

Heyka.
Gdy ukaże się ten post, ja już będę ponad godzinę w drodze do Grecji, jadę na wymarzone od 2 lat wakacje z moim narzeczonym. Ale nie o Grecji i o wolnym czasie dziś mowa. Wręcz przeciwnie, ostatnie 3 tygodnie były dla mnie bardzo pracowite. Pomijając tematy czysto zawodowe, chciałabym się skupić na opisie przygotowania do wyjazdu - a może komuś się przyda?
Na wakacjach chciałam postawić na naturalność i minimalizm w pielęgnacji, dlatego aby dobrze wyglądać, postanowiłam o siebie porządnie zadbać już na ponad 3 tygodnie przed wyjazdem.


WŁOSY
Jeśli czytacie mojego bloga regularnie, to wiecie, że moja włosowa pielęgnacja jest złożona i intensywna. W czerwcu stawiałam na bardzo dużo olei i masek emolientowych. Na wakacje zabieram w jednym opakowaniu mix moich masek emolientowo-humekantowych (sama zmieszałam sobie po prostu moje ulubione produkty) i osobno trochę maski keratynowej. Olei nie biorę, bo nie jestem pewna, czy będzie tam odpowiednio ciepła woda oraz odpowiednio mocny strumień z kranu, aby olej dokładnie wymyć. Zresztą przez 9 dni bez olejowania kłaczki chyba nie podupadną na zdrowiu, a taki zabieg jednak troszkę czasu zabiera. W Grecji będę codziennie myć włosy i nakładać ten mój mix masek. Dla wygładzenia końców zabrałam olej z pachnotki.......................
Gdy tylko miałam okazję, olejowałam pasma, głównie olejem z awokado. Na skalp kładłam koktajl olejowy na wzrost włosów od Natura Siberica, wymieszany z olejem z nasion marchwi, który wzmacnia cebulki. Włoski stały się bardzo lśniące i wydaje mi się, że trochę lepiej rosną. Myślę, ze taka intensywność w olejowaniu spokojnie starczy in ma te niecałe 2 tygodnie wakacji.

OCZY
Od początku czerwca regularnie używam serum do brwi i rzęs BANDI, aby mieć ładniejsze spojrzenie. Co prawda tylko na same rzęsy, ale używam. Na wakacje produkt też ze mną jedzie. W niecałe 4 tygodnie udało mi się osiągnąć całkiem dobry efekt, rzęski są grubsze, ciemniejsze i ciut dłuższe. Bardzo ładne zaczęły wyglądać po pomalowaniu, jednak nie uśmiecha mi się iść wytuszowana na plażę, dlatego też na dzień przed wyjazdem poszłam zrobić sobie hennę na rzęsy. Wyglądają na prawdę dobrze, jakby były pociągnięte delikatną maskarą. Oczywiście przy okazji wyregulowałam sobie brwi.

TWARZ
Czerwiec był dla twarzy miesiącem detoxu. Nie zdradzę Wam jeszcze, czym oczyszczałam twarz, bo o tym produkcie będzie cały osobny post, ale kosmetyk gościł na mojej twarzy w czerwcu nie raz i nie dwa razy. Potem tradycyjne umycie mydłem z nanosrebrem i nawilżanie tonikiem hibiskusowym z Sylveco. Czasem peeling, delikatniejszy lub mocniejszy i maseczka fitoaktywna od Agafii. Efektem jest czysta skóra prawie bez zaskórników, brak pryszczy oraz niedoskonałości i ładna, napięta, zdrowa cera.

NOGI.
Nie depiluję nóg - 2 razy w życiu to zrobiłam i od tego czasu mam dużo bardziej grube włoski, które rosną w zastraszającym tempie. Zresztą u mnie i tak się to kiepsko sprawdziło, bo po 5 dniach miałam już ostre igiełki na całych łydkach, a ja nie mam problemu z nadmiernym owłosieniem. Dlatego nogi golę, jak trzeba, to codziennie. Aby prezentowały się dobrze, przez cały czerwiec nakładałam od kolana w dół balsam Naturalis ARONIA - na naczynka. Uwierzcie, drobne żyłki i pajączki zniknęły (te większe zostały), a skóra jest bardzo jędrna i gładka - balsam zasługuje po powrocie na osobny wpis :)

CIAŁO
W czerwcu postawiłam na peelingi - na solny i na miodowy. Co drugi, czasem trzeci dzień delikatnie peelingowałam całe ciało, ręce, nogi, brzuch, dekolt, pośladki, plecy, ramiona i łopatki. Skóra stałą się niezwykle jędrna i gładka, ma bardzo fajny kolor. Po peelingu i dokładnym umyciu się oraz osuszeniu ręcznikiem, ciało smarowałam pomarańczowym masłem Agafii z dodatkiem kilku kropel eterycznego olejki pomarańczowego. Piękny zapach i jedwabista skóra :) Ze 3 razy nie smarowałam się niczym, ale peeling miodowy, o którym wkrótce napiszę więcej jest tak odżywczy, że skóra nie potrzebowała dodatkowych witamin.

PAZNOKCIE
Na wakacjach nie maluję paznokci, nigdy. Trzeba dodatkowo zabierać zmywacz, paznokcie muszą być dłuższe, aby lakier dobrze wyglądał, a to z kolei zwiększa ryzyko złamania. Pielęgnowałam więc paznokcie tak jak zwykle - krem do rąk, czasem kropelka olejku albo Regenerum. Dzień przed wyjazdem obcięłam paznokcie na 2 mm (wydaje się mało, ale taka długość na prawdę całkiem dobrze się prezentuje), więc na wakacje zabieram tylko pilniczek.

STOPY
Na co dzień chodzę w sportowych butach, więc przesiadka na klapki i sandały to u mnie wielkie wydarzenie ;) Stopki w czerwcu wielokrotnie zobaczył pumeks oraz krem do stóp "Shefoot serum regeneracyjne z masłem shea". Do tego ładnie przycięłam i wypiłowałam sobie paznokcie i teraz spokojnie mogę śmigać z odkrytymi stopami.


To tyle jeśli chodzi o pielęgnacje. Poza tymi rytuałami, szałem pakowania się i kupowania tego, co jest niezbędne, zrobiłam jeszcze trzy bardzo ważne rzeczy. 
Po pierwsze poszłam do dentysty. Mam takiego pecha, że jak coś ma się stać z zębami, to albo w weekend, albo w czasie mojego urlopu, albo w czasie urlopu mojej dentystki. Mam ładne, czyste zęby, ale bardzo słabe. Poddałam się więc dokładnemu przeglądowi sprawdzenia, czy nic tam nie czai się za rogiem i czy coś się nie zaczyna kruszyć. Uwierzcie, że wolałabym bardziej iść w obcym kraju na zakładanie gipsu (choć odpukać, oby nie), niż do dentysty. 
Wykupiłam sobie dodatkowe ubezpieczenie. Każda firma ubezpieczeniowa ma takie w swojej ofercie. Mamy wtedy możliwość pokrycia kosztów leczenia za granicą, kontynuacji leczenia w kraju, ubezpieczenie bagażu w razie jego zniszczenia lub zaginięcia, pokrycie kosztów leczenia chorób spowodowanych typowo tropikalnymi czynnikami, pokrycie kosztów sprowadzenia zwłok do Polski (no oby nikt nigdy z tego nie musiał korzystać) i wiele innych. Zwrot przy wyborze odpowiednich opcji to nawet 800.000 zł. Dosyć uspokajające, a kwota takiego ubezpieczenia na dwóch osób razem to od 96 zł do 400 zł w zależności od profilu ubezpieczenia.
Wyrobiłam sobie też Europejską Kartę Zdrowia - taki specjalny dokument, który poświadcza, że jestem ubezpieczona w moim kraju. Dzięki temu nie muszę płacić za leczenie za granicą. Jest tez możliwość w której karty nie wyrabiamy, leczymy się na wakacjach na własny koszt, a po powrocie występujemy do NFZ-u o zwrot kosztów leczenia. No ale po co mnożyć sobie niepotrzebnie problemy, skoro opcja z EKZ jest łatwiejsza :)

Także podsumowując, w 3 tygodnie zadbałam o to, aby włosy były maksymalnie odżywione, skora jędrna i gładka, cera promienna i bez niedoskonałości, paznokcie i stopy zadbane, a spojrzenie ładne, mimo braku makijażu i maskary.
Dodatkowo  idąc na przegląd ząbków, wykupując dodatkowe ubezpieczenie i wyrabiając EKZ - zapewniłam sobie wewnętrzny spokój, jeśli chodzi o zdrowie..

Czytaj dalej...

Rokitnikowo-Miodowy Scrub Do Ciała od Natura Siberica

Witajcie.

Dziś o scrubieu, pierwszy raz od czasu powstania bloga - jakiś zdzierak do ciała.  Generalnie nie używam tego typu kosmetyków, bo nie miałam nigdy wiekszej potrzeby, ale jak już dbać o siebie, to na maksa, więc przy okazji którychś zakupów z kolei - nabyłam go, Rokitnikowo-Miodowy Scrub Do Ciała od Natura Siberica. 
Kosmetyk otrzymałam w solidnym, plastikowym pojemiku, tradycyjnie już - pięknie ozdobionym, jak wszystko z tej serii. Za 300 ml zapłaciłam ok 20 zł. 
Produkt pachnie owocowo-rokitnikowo. Nie jest słodki (tak, polizałam), ale sama woń jest przyjemna, co zresztą jest całkiem ok, bo scrubem się zdzieramy i wdychamy przyjemny zapach, a nie jemy go ;)


Kilka słów od producenta

Scrub rokitnikowo-miodowy doskonale oczyszcza i odżywia skórę, pomagając zachować jej piękno i młodość. Zawiera olej z rokitnika ałtajskiego, który jest prawdziwym bogactwem witaminy E, nazywanej witaminą młodości. Rokitnik nie tylko głęboko odżywia skórę, nadając jej komfort i miękkość, ale też doskonale regeneruje naskórek, łagodzi podrażnienia i nawilża. Zawarty w scrubie miód poprawia elastyczność i jędrność skóry, a organiczny ekstrakt z szałwii ma działanie ogólnie wzmacniające i pomaga usunąć toksyny, pozostawiając skórę miękką i gładką.
Działanie:
- Bogaty w witaminę E, której źródłem jest ałtajski rokitnik
- Doskonale oczyszcza i tonizuje skórę
- Odżywia i nawilża
- Skóra staje się elastyczna, jędrna i gładka


Skład: Sodium Chloride, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Butyrospermum Parkii Butter, Cetearyl Alcohol, Salvia Officinalis Extract WH, Mel, Maris Salt, Pinus Siberica Seed Powder, Hippophae Rhaimnoides Fruit Oil, Aquilegia Sibirica Extract WH, Hesperis Sibirca Extract WH, Sorbus Sibirica Extract WH, Hippophae Rhamnoidesamidopropyl Betaine HR, Pineamidopropyl Betaine PS, Parfum, CI15985, CI19140, Caramel, Benzyl Salicylate, Linalool, Aqua.


Moja opinia:
Podoba mi się opakowanie i zapach kosmetyku, więc na wstępie już ma plusa.  Dobre jest też to, że na wilgotnej skórze produkt świetnie się rozprowadza, więc nie trzeba użyć dużej porcji. Dwoma większymi kawałkami, tak około wielkości łyżki, jestem w stanie oblecieć całe ciało - nogi, ręce, dekolt, brzuch, pośladki i plecy. 
Konsystencja scrubu jest bardzo gęsta - w odżywczym żelu zatopione są grube cząsteczki peelingujące oraz delikatne pestki owoców rokitnika.
Powiem szczerze, kupując ten scrub chciałam po prostu coś peelingujacego, a że serię z rokitnikiem sobie chwalę, wybór padł akurat na ten produkt. Zaczynając pisac ten post rozmyślałam, jak ładnie opisac działanie tego kosmetyku, ale gdy dokładnie przyjrzałam się obietnicą producenta, musze powiedzieć jedno - to wszystko prawda! Za każdym razem, gdy uzywałam tego scruba, moja skóra była gładka, jędrna, dobrze ukrwiona i wspaniale oczyszczona. Z biegiem czasu, podczas regularnego stosowania - ekfet był coraz lepszy. Obecnie mam aksamitną skórę i bardziej jędrną, szczególnie na udach i brzuchu. Z elastycznością nigdy nie miałam problemów, więc w tej kwestii się nie wypowiem. Zauważyłam też, że znikł zrogowaciały naskórek na łokciach i kolanach. Co prawda nie było to nic wielkiego, ot lekko szorstka skórka, ale jednak już jej nie ma - zastapiła ją gładkośc :) Dodatkowo, ten scrub ma to do siebie, że po jego użyciu, gdy totalnie nic już nam się nie chce, nie musimy balsamować ciała - kosmetyk zostawia bardzo delikatną, ale odżywczą i przyjemną wartewkę, a skóra po nim nie jest ani odrobinę wysuszona.


Bardzo polecam ten produkt, ja zużyłam go z przyjemnością w ramach przygotowywania się na wyjazd na wakacje. Jestetm teraz zadowolona z wygladu i stanu mojej skóry.


Czytaj dalej...

Natura Siberica, maska do włosów Głębokie Nawilżenie - bardzo dobry produkt

Witajcie, 
dziś przychodzę do Was z recenzją maski nawilżającej od Natura Siberica.
Jak pamiętacie, jakiś czas temu opisywałam jej siostrę, Maskę Regenerującą, z której byłam zadowolona. Obecnie jestem po intensywnym testowaniu tej nawilżającej, a poniżej przeczytacie o moich odczuciach.


Co obiecuje nam producent maski:
Produkt intensywnie nawilża włosy, czyni je bardziej miękkimi i elastycznymi, sprężystymi oraz ułatwia proces rozczesywania. Nasyca włosy ożywczą wilgocią i niezbędnymi elementami odżywczymi, przywracając im zdrowie i piękno, chroni przed termo-oddziaływaniem przy stylizacji na gorąco. Sprawia, że włosy bardziej posłuszne i zadbane, zmniejsza ich łamliwość.
Po zastosowaniu maski włosy stają się gładkie i błyszczące, jakby płynny jedwab.  Wchodzące w skład witaminy i aminokwasy odżywiają i regenerują włosy. Olej ałtajskiego rokitnika, marokański olejek arganowy i olej z nasion białego lnu syberyjskiego przyczyniają się do powstawania keratyny zapewniającej włosom wytrzymałość i blask. Oleje sosny karłowej i dziki chmiel syberyjski odżywiają, nawilżają i regenerują, a proteiny jedwabiu wygładzają powierzchnię włosów, zachowują wilgoć głęboko w ich strukturze.


Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Glyceryl Stearate, Olea Europaea Fruit Oil*, Cetrimonium Chloride, Cetyl Esters, Bis-Cetearyl Amodimethicone, Cyclopentasiloxane, Panthenol, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil*, Argania Spinosa Kemel Oil*, Linum Usitatissimum (Linseed) Seed Oil*, Simmondsia Chinensis (Jajoba) Seed Oil, Silk Amino Acids, Humulus Lupulus Flower Extract, Arcticum Lappa Root Extract*, Urtica Dioica Leaf Extract*, Aquilegia Sibirica ExtractWH, Hippophae Rhamnoidesamidopropyl BetaineHR, Hydrolyzed Wheat Protein, Tocopherol, Glyceryl Linoleate, Glyceryl Oleate, Glyceryl Linolenate, Pinus Pumila Needle ExtractWH, Aquilegia Sibirica ExtractWH, Sodium PCA, Sodium Lactate, Arginine, Asparctic Acid, PCA, Glycine, Alanine, Serine, Valine, Proline, Theronine, Isoleucine, Histidine, Phenylalanine, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Pinus Sibirica Seed Oil Polyglyceryl-6 EstersPS, Hydroxyethylcellulose, Sodium Ascorbyl Phosphate, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum, Citric Acid, Cetrimonium Bromide, CI 14720, CI 15985, Caramel.





MOJE WRAŻENIA:

Pierwsze co rzuca się w oczy, zawsze przy tej marce, to opakowanie i etykietka - solidny, plastikowy słoik i śliczna grafika. Kolor produktu jest delikatnie pomarańczowy, konsystencja kremowa, a zapach owocowy, lekko kwaskowaty. Za 300 ml płacimy dużo, bo aż 32 złote. Początkowo byłam troszkę zła na siebie, że kupiłam ten kosmetyk, ale w miarę testowania moja złość mijała, bo:

- maska jest dosyć wydajna, spokojnie starczyła mi na 10 aplikacji, a wcale jej nie żałowałam moim włosom i 10 aplikacji to na prawdę dużo w moim przypadku,
- produkt nie podrażnił mi skóry głowy,
- włosy są cudownie nawilżone, miękkie, pełne życia i blasku,
- jest to jedyna maska nawilżająca, która potrafi najlepiej dociążyć moje kłaczki, czym wygrywa ze wszystkimi maskami humekantowymi jakie znam,
- nie obciąża pasm, są zdyscyplinowane, lejące, ale nie puszą się,
- nie skraca świeżości włosów
- nie znajduję w niej żadnych wad, niczego więcej bym od niej już nie oczekiwała



Jeśli miałabym wybierać między maską regenerującą a nawilżającą z linii rokitnikowej - oczywiście nawilżająca jest na pierwszym miejscu. Kiedy wykończę wszystkie maski jakie mam i będę musiała uzupełnić zapasy, ten produkt na pewno znajdzie się ponownie na mojej liście zakupów. 

Pozdrawiam
Czytaj dalej...

Kosmetyczny minimalizm na wakacjach, co zabrać?

Heyka.
Ostatnio dość dużo czasu spędzam na pakowaniu się i myśleniu, czy wszystko zostanie zabrane. Oczywiście nie może zabraknąć w walizce kosmetyków. Choc w Grecji, bo tam jadę, chce postawić na minimalizm w pielęgnacji, to jednak bez kilku podstawowych produktów nie może się obejść. 


Wiadomo, kąpiel w słonej wodzie, piasek, palące słońce i pot - trzeba się dobrze szorować codziennie i codziennie myć włosy, więc na mojej liście musiały się znaleźć:

  • Maska do włosów - wymieszane maseczki humekantowe i emolientowe,
  • Mała tubka keratynowej maseczki Phytokeratine, chcę jej użyć max. 2 razy,
  • Szampon do włosów 
  • Olejek z pachnotki dla wygładzania puchu, gdyby powstał,
  • Spray "żywe witaminy" dla ciała i włosów, jako produkt do stylizacji (choć raczej będę suszyć włosy na słońcu) oraz jako "ozdoba" ciała, ponieważ jego złote drobinki cudownie błyszczą w słońcu,
  • Miniaturkowy lakier do włosów, aby utrwalić pasma na wieczorek grecki,
  • Cudowny olejek Garniera na końcówki,
  • Olejek/mleczko/balsam do opalania,
  • Balsam do ciała Natura Siberica,
  • Krem do rąk Natura Siberica,
  • Dezodorant Garnier, wymiar XXL,
  • Mydło do twarzy,
  • Mała odlewka mydła detox Natura Siberica,
  • Żel pod prysznic,
  • Tonik Sylveco hibiskusowy,
  • 4 małe sera do twarzy,
  • Tusz do rzęs,
  • Korektor, podkładu nie potrzebuję,
  • Balsam do ust,
  • Puder,
  • Mini-paletka z 9 kolorami cieni,
  • Krem-żel do twarzy Garnier, nawilżający,
  • Bandi - odżywka do rzęs, bo nie chcę przerywać kuracji.
  • Chusteczki do demakijażu Clinique.
Do tego kilka akcesoriów, które są niezbędne, a do kosmetyków się nie zaliczają:
  • Maszynki jednorazowe,
  • Tangle Teezer,
  • TT Aqua Splash,
  • Grzebień,
  • Suszarko-lokówka,
  • Gąbeczka Yasumi, do mycia twarzy,
  • Nożyczki i pilnik do paznokci,
  • Gumki Invisibobbles,
  • Opaska do włosów,
  • Grzebyczki do spinania włosów,
  • Czepek, aby nie zamoczyć wieczorem włosów podczas brania prysznica
  • Szczotka i pasta do zębów
  • Płatki i pałeczki kosmetyczne plus gąbeczka do rozprowadzania korektora

To chyba tyle. Starałam się nie wpisywać na listę do zapakowania rzeczy, które z powodzeniem zastąpią inne oraz kosmetyków, bez których obejdę się te kilkanaście dni. 
Jak myślicie, czy wszystko ujęłam w "must have" w mojej walizce? Czy dodałybyście coś jeszcze? Co wy z reguły pakujecie na swoje wakacje? Stawiacie na minimalizm, czy pełną pielęgnację, nie odmawiając sobie niczego?

Czytaj dalej...

Shinybox czerwiec 2015, czy wy sobie kpicie? Cała prawa o Shinybox

Witam.

O pudełku Shinybox czerwiec było głośno wszędzie. Nawet dziewczyny na blogach je reklamowały. Niesamowite produkty, wartość pudła nawet 240 złotych, na 5 kosmetyków aż 4 pełnowymiarowe, cuda nad cudy, bierzcie i zamawiajcie, bo inaczej kaplica i żal do końca życia.


Ja mam pudełko w pakiecie na 6 miesięcy, więc nie leciałam specjalnie zamawiać, po prostu czekałam na wysyłkę. Była ona dość późno, bo 22 czerwca, czyli na tydzień przed końcem miesiąca otrzymujemy pudełko na TEN miesiąc. 

Przeanalizujmy zawartość boxa. W nawiasach moja ocena produktu 0 - nie podoba mi sie, 1 - może być, 2 - super, chętnie przetestuję!


- pudełko samo w sobie fajne, jeśli chodzi o opakowanie - śliczna babeczka (ah, o której potem coś Wam powiem), przyjemne kolory - mnie się podoba,
- serum Magiclash - hit pudełka, praktycznie z każdego miejsca trąbiono o nim, że to hit pudełka, kosmetyk za 99 zł! Gów... prawda, już dawno idzie je kupić za niecałe 4 dychy, a poza tym efekty po tym serum są na prawdę marne. W dodatku opakowanie jest beznadziejne, literki ścierały się już podczas robienia zdjęć (1)
- Peeling - produkt na jeden raz, niepełnowymiarówka. 50 ml, serio?! Nie jestem wysoka i postawną kobietą, ale no nie dam rady tego podzielić na dwie porcje. zupełny bezsens, bo dla mnie tego typu kosmetyki musza być aplikowane min. 3 razy, abym wiedziała, że działają na mnie dobrze, lub źle. Ale nic, zużyję, produkt na pewno się nie zmarnuje (1)
- mgiełka do ciała - pachnie całkiem ładnie, ale na pewno nie zaaplikuję jej na twarz, prędzej na ciało, bo jakoś się boję (1)
- masełko do skórek - chyba najlepszy produkt pudełka, tak na pierwsze wrażenie. Pchanie przecudownie, aż szkoda, że to nie balsam do ciała o tak wspaniałym aromacie (2)
- Cień do powiek, kur.. naprawdę?! Znów ten nic nie warty Glazel? Nikt go nie lubi, wszyscy piszą, aby więcej Glazela do pudełka nie dodawać, bo jest beznadziejny, a Shinybox regularnie dorzuca nam ten szit, którego 99% z nas nie używa. Trafił mi się tragiczny kolor, jakaś czerwonawa miedź, czy coś. Były jeszcze grafitowe, całkiem ładne, fioletowe, złote (no ten bym chciała) i jakieś obrzydliwe - błękitne. Najgorsze jest to, że większości dziewczyn cień rozwalił się w transporcie i wybrudził pozostałe kosmetyki, bo cały box był w ogóle nie zabezpieczony (0)

Na 10 punktów, u mnie pudełko ma 5. Dostałam jeszcze jakieś Próbki kremu BB, ale ich nie użyję, bo nie jestem do nich przekonana. 50% zadowolenia, to średni wynik, ale chociaż nie jest tragicznie, jak w przypadku BeGlossy.

A teraz kilka słów prawdy.

1. Nie obce jest nam to, że boxy zawyżają sobie ceny. Ostatnio Beglossy trochę pojechali, ale Shiny ich przebił, zwłaszcza ośmieszając się tymi 240 złotymi. W internecie znalazłam takie ceny kosmetyków z tego pudła:
- serum 40 zł a nie 99 zł
- Mgiełka 15 zł a nie 24 zł
- Glazel 27 zł a nie 30 zł
- masłeko - tak, 9 zł
- krem do rak dla vipów - tak, 39 zł
- żel Dove dla subskrypcji - tak, 11,45 zł
co daje nam 141 zł. Plus prawdziwa cena próbki peelingu, ta, która otrzymałyśmy, 21 zł. Razem 162 złote. 78 złotych mniej niż obiecują. Mało tego, nawet biorąc pod uwagę wszystkie ceny w sumie (za peeling jego cenę miniaturki) - nie ma bata, 240 zł nie wyjdzie.
Bujda na resorach, kłamliwa, wredna reklama naciągaczy. I jeszcze ta radość, że dają nam 4 pełnowymiarowe produkty! No i co z tego, w kwietniu było ich aż 5, a w kwietniu nie mieli urodzin ;)

2. Jestem osoba mającą pakiet na 6 miesięcy. Moim pierwszym pakietem było BeGlossy, gdzie "Pakiet 6" jest Vipem. U Shiny jestem niczym, a raczej jestem tym najgorszym. Nie dostane prezentu dla klientów Vip, bo nim nie jestem, nie dostanę prezentu dla subskrypcji, bo jej nie mam, nie dostanę prezentu dla nowej klientki, bo było by to bez sensu. Bez sensu.

3. Teraz o pudełku. Myślałam, że Shiny ma jakichś dobrych grafików, a projekt pudełka powstaje specjalnie dla nas, tak po prostu, od podstaw, szkic wstępny, konsultacja, poprawki i projekt właściwy, zatwierdzenie grafiki, i druk. Bulszit. Babeczka jest ściągnięta z neta, a jakiejś zagranicznej stronki, nawet nie wiem czy legalnie. Skąd wiem? Bo w niedziele dostałam od Takko Fashion ulotkę z taka samą babeczką. Z okazji ich urodzin:


4. I jeszcze na koniec coś, co jest moim zdaniem szczytem chamstwa, buractwa, oszustwa i po prostu czymś nieprzyzwoicie nagannym.
Jak wiecie w pudełkach brakuje bardzo często produktów. Nie tylko w Shiny, w BeGlossy też. Nikt nigdy nie tłumaczy nam co trzeba zrobić, każą się kontaktować na maila. Potem gdzieś temat braków znika. Myślałam, że to z powodu rozwiązania sprawy. Otóż dziś udało mi się trafić na wiadomość, która po chwili niestety została usunięta:


Z autorka posta rozmawiałam, zapytała Shiny, czy sugerują, że jest oszustką. Odpisali, że absolutnie nie, ale niestety nie mają podstaw do przyjęcia reklamacji braków w zawartości pudełka.
TUTAJ  dziewczyna z kolei dostała dwa peelingi. No ale przecież Shiny jest nieomylne i Agnes zapewne sama, z pomocą swojego uroczego kocyka w czarodziejskie kucyki (na prawdę, podoba mi się!) sklonowała słoiczek z kosmetykiem.
Ktoś inny napisał, że dostał dwa sera Magiclash, ale ta wiadomość tez już nie istnieje.
Nie mam słów aby to skomentować. Teraz boję się, że w którymś pudełku zabraknie i mnie jakiegoś produktu, a Shiny powie, ze to niemożliwe i ze kłamię. Pozostaje nagrywać filmiki z rozpakowywania, poczynając od nagrania pudełka jeszcze w kurierskiej folii. 

Nie mam jakoś zbyt dużego "bulu dópy" co do kosmetyków, masełko fajne, serum też spróbuje, mgiełka jest ok, peeling to ciekawostka. Tylko Glazel jest na prawdę zły. Ale ogólnie urodzinowe pudełko jest BARDZO przeciętne, ceny zawyżone na maxa i reklamowanie pudła nie odzwierciedla tego, co miałyśmy nadzieje w nim znaleźć. To nie jest szał i łał na jaki liczyłam. A fakt sugerowania klientce, że nie ma możliwości popełnienia błędu podczas pakowania paczek skutecznie mnie do Shiny zniechęca. 
Czytaj dalej...

Najnowsze nabytki - szampony, maski, balsamy, sera i inne - ZAPRASZAM :)

Witajcie:)

Ostatni miesiąc (od połowy maja do teraz) upłynął mi jakoś szybko, a do tego wszystkiego musiałam ogarnąć się jakoś z pielęgnacją, wybrać coś ciekawego do przetestowania i coś potrzebnego. Tak oto w ciągu ostatnich 30 dni sporo nowości pojawiło się u mnie w domu.


Jako pierwsze kupiłam dwa produkty od Natura Siberica - Loves Estonia. Długo zwlekałam z ich zakupem, ale informacja o tym, że NS podnosi ceny, dała mi kopa, bym przy okazji kupowania tego, co potrzebne (w tym wypadku szampon nawilżający NS, który u mnie się sprawdza), kupić też właśnie te dwa Estońskie kosmetyki. Niedługo opis tygodnia tematycznego, z Buteleczkami z chabrem w roli głównej.


Wraz z szamponem i maską zaopatrzyłam się w kolejną już maseczkę fitoaktywną oraz w dwie nowe - dziegciową (Ewelina, dziękuję za polecenie tej maski, będą ją z chęcią testować) i z białą herbatą.




Kolejnym zakupem były gąbeczki Yasumi. Już teraz zdradzę, że moja gąbka z boxa kosmetycznego sprawuje się świetnie, a do 15 czerwca miałam czas, aby skorzystać z kuponu rabatowego i dostać jedną gąbkę gratis. Warunkiem było kupienie dwóch gąbeczek, więc kupiłam taką z wyciągiem z zielonej herbaty i jeszcze z węgla z drzewa bambusowego plus gąbkę z kolagenem. Gratis dostałam Yasumi pure. W domu mam jeszcze dwie gąbki z aloesem - jednej nadal używam, druga czeka na otwarcie.


Przy okazji kupowania sprayu Tresemme heat defence, zakupiłam również podobny spray, ale z olejkiem arganowym (jest cudowny, chętnie go Wam niedługo opiszę), maskę, która mnie bardzo zaintrygowała i odżywkę z serii Youth Boost, ponieważ inny kosmetyk z tej serii bardzo mi się spodobał i chciałam spróbować czegoś innego.




W Lawendowej Szafie skusiłam się na 20% promocję i nabyłam maskę, balsam i szampon z Natury Siberici - Cesarzowe Jagody. Jest to limitowana seria, tak samo jak (niestety) Loves Estonia i szkoda było by nie spróbować. 


Do Cesarzowych Jagód dokupiłam sobie balsam Loves Estonia i jeszcze maskę kolagenowo-żurawinową, do włosów oczywiście, bo zaciekawił mnie jej skład.



Ostatnio na blogach coraz częściej czytam rewelacyjne opinie o serach do twarzy od BeautyFace.pl, więc kupiłam sobie 4 sera- na okolice ust, brodę i policzki - serum nawilżające, do całej twarzy - serum wyrównujące koloryt, na zmęczone oczy i opuchliznę, a także cienie - serum pod oczy i jeszcze na zmarszczki mimiczne - serum kolagenowe.


W końcu udało mi się też dorwać olejek IHT9 i to po bardzo dobrej cenie. Niestety byłam taka samolubna, że wykupiłam cały magazyn! Czyli aż 2 butelki ;) Testowałam już dwa razy, ale na razie jest coś nie tak, więc albo dodatkowe składniki, jak np kolagenowa maska nie współgrają z tym olejkiem, albo na moje włosy działa źle - pożyjemy, zobaczymy, dajcie mi czas do sierpnia :)


I to tyle z zakupowego szaleństwa. Obecnie sama sobie nałożyłam bana na zakupy, przynajmniej do początku sierpnia. Jedyne, co mogę kupić to np. lakier do włosów, kiedy mi się skończy, bo mam tylko jeden, czy tez krem-żel Garniera, bo ten tez jest u mnie tylko jeden. Mam kilka szamponów, sporo masek, pełno żeli do mycia twarzy i kilka mydeł, stos olejków do włosów i maseczek na twarz. A i jeszcze dzięki Chillboxowi przybył mi kolejny balsam do ciała i scrub ;) Także ban na całego, choć ostatnio zdenkowałam dwie maski do włosów, więc brawo ja ;)

Pozdrawiam
Czytaj dalej...

BeGlossy - czerwiec 2015 - zawiedziona na MAXA!

Heyka.

W końcu dopadło mnie to, na co sama kiedyś narzekałam - narzekanie na boxa kosmetycznego. Wczoraj doszło Beglossy czerwiec 2015. Miało co prawda przyjść w czwartek, ale dostawa się opóźniła. Ja wszystko rozumiem, ale informacja o tym, że paczki opuściły magazyny, widniała na FanPageu do późna w nocy - a o tej porze wiadomo już było, że kurier paczek nie odebrał. O tym, że paczek w czwartek nie będzie, dowiedziałyśmy się w sam czwartek, około 11:00.

Przejdźmy teraz do, jak dla mnie, tragicznej zawartości. Oczywiście nie twierdzę, że każdemu pudełko nie przypadło do gustu, ale dla mnie jest BARDZO ŚREDNIE, a nawet ZŁE.



1. Charmine Rose - krem hypoalergiczny, ochronny.
Nie wiem właściwie na co miałby mi służyć ten krem. Mam problemy z zapychaniem (i boję się, że ten krem też mnie zapcha),ale nic poza tym. Tubka jest malusia, starczy na max 5 razy. Do tego krem można kupić za 40-45 złotych, BeGlossy zawyżyło cenę aż do 60 zł. 

2. Lord & Berry - szminka w ołówku.
Kolor - nie mój, ale to nie nowość, że boxy kosmetyczne zawsze wysyłają mi czerwone i bordowe kosmetyki do ust. Cena na Allegro - 17 zł, cena regularna, 65 zł, cena podana przez BeGlossy - 80 zł. No musiało by mnie chyba po...ekhm.. by kupić tak drogą szminkę.

3. All Day Long Lash Maskara - IsaDora
Ok, tu jest dobrze. Bardzo fajna maskara, poręczna, mała - podróżna, z silikonową, niewymyślną szczoteczką. Cena za 8 ml - 72 zł, my dostajemy 4 ml, całkiem przyzwoicie.

4. Szampon Prosalon.
Malusie 50 ml - na długie włosy na raz, na moje starczy 2 razy. Koszt produktu z pudełka, to niecałe 1 zł. Koszt pełnowymiarowego szamponu 1000 ml - około 18 zł. Z kosmetyku się cieszę, zabiorę go na wakacje. Chętnie powiększyłabym buteleczkę o kolejne 50 ml, kosztem tego kremu Charmine Rose.

5.Krem do Depilacji Veet.
Krem działa na mnie średnio, podrażnia, piecze, swędzi. Włoski odrastają w zastraszającym tempie. Nie lubię go, nie używam, nie kupuję. Znam wiele osób, u których powoduje podrażnienia, czerwone krostki a nawet małe ranki. Jest to produkt pełnowymiarowy, za 24 zł - tutaj BeGlossy podało poprawną cenę. Veeta oddam mamie, mama na szczęście go lubi.

6. Minirękawica do demakijażu, Glow.
Wszyscy się z niej cieszą, ja jej nie znam, słyszałam o niej. Skoro jest dookoła niej takie zamieszanie, to może akurat przypadnie mi do gustu. Cena 14 zł - taka też widnieje w większości sklepów.

7. Prezent, Maska od PureDerm
Trafiła mi się taka po opalaniu - łagodząca. No nie wiem, z wielką obawą, ale może jej użyję. Nie znalazłam na jej temat za wiele informacji.


Podsumowując, postanowiłam przyznać kosmetykom punkty - 2 jeśli się cieszę, 1 jeśli coś mi nie pasuje, 0 jeśli jestem na nie. W sumie 14 punktów do zdobycia

Krem - 0
Szminka - 0
Maskara - 2
Szampon - maleństwo - 1
Veet - 0
Glow - sama nie wiem, ale tak wszystkich zachwyca, więc dam 2
Maska - 1

W sumie 6 punktów, to nawet nie połowa. Wychodzi jakieś 42-43% zadowolenia. Jestem bardzo, bardzooo zawiedziona tym pudełkiem. Z tego co podało BeGlossy, wyliczyłam, że kosmetyki w pudełku mają wartość 180 zł. Zważając na zawyżoną dość mocno cenę kremu i szminki, nie jest tak kolorowo. Zresztą ja sama nawet 50 zł bym nie dała za taką zawartość.. A sorry, macie rację - no przecież dałam ;)








Czytaj dalej...

Chillbox - moje pierwsze pudełko od Ani i Wioli

Heyka.
Wczoraj doszedł do mnie najbardziej wyczekiwany box, z trzech, jakie na dniach mają do mnie dojść. Jak czytałyście, Chillboxem byłam dość mocno zaaferowana, ponieważ poza kosmetykami, Ania i Wiola wrzucają do pudełka także produkty niedrogeryjne.


Oglądając box powierzchownie, gdy nie miałam czasu zagłębić się w jego zawartość, byłam do niego neutralnie nastawiona z powodu zapachów kosmetyków, jakie znajdowały się w pudełku, choć humor bardzo poprawiał mi kominek. Jednak po kolei, wszystko wyjaśnię podczas opisywania. Więc, co ciekawego znalazło się w moim pudełku:

1. Wosk Yanke Candle.
Jeśli chodzi o zapachy, jestem nastawiona na nie, ponieważ większość z nich drażni mnie i kręci mi się od nich w głowie. Jak perfumy, to tylko owocowe, ale cytrusowe i świeże. Tak samo jest z olejkami eterycznymi. Kiedy zerknęłam na wosk i zobaczyłam na etykietce słodki krem, byłam nieco zasmucona, ponieważ słodkie zapachy nie zawsze mi podchodzą. Mój ma zapach to Strawberry Buttercream i szczerze powiem, że przez folijkę pachniał cudownie, jak truskawkowe lody, albo truskawkowe ciasto z aromatyczną śmietanką. Mam ochotę go zjeść. Jestem już po pierwszym paleniu, cudownie!

2. Kominek do wosków.
Ucieszył mnie na początku najbardziej i nadal cieszy, bo takiego kominka nie posiadałam, a bardzo chciałam mieć, jednak w natłoku obowiązków - nie miałam czasu trafić do sklepu w celu jego zakupienia. I oto jest, dotarł prosto do moich rąk - w dodatku w kolorze brudnego różu, który ładnie skomponuje się z kolorem mojego pokoju. Do kominka dołączony jest wkład, aby podgrzać wosk.

3. Książka "Za wszelką cenę"
Początkowo bałam się, że książka ma związek z filmem o tym samym tytule. Nie, żebym miała coś do filmu, bo jest na prawdę dobry, ale jego fabułę znam, więc książka nie byłaby dla mnie zaskoczeniem. Na szczęście jedyne co łączy książkę i film, to ten sam tytuł.

4. Cukrowa pianka peelingująca do ciała Organique.
Co mogę powiedzieć, mając ją w ręku pierwszy raz - wolałabym egzotyczną albo owocową, ale ta moja nie jest zła. Mam zapach "mrożona herbata" i pachnie całkiem ładnie. Bardzo orzeźwiająco. Czy spodoba mi się w łazience i na mojej skórze, zobaczymy. Nie znam za bardzo jeszcze tj firmy, ale zbiera dobre opinie, więc raczej nie boję się o jakość tego kosmetyku.


5. Mus do ciała Nacomi.
Wiedziałam, że mus będzie w pudełku, bo był jedną z podpowiedzi. Bardzo bałam się, że dostanę ciasteczkowy, a takich zapachów na ciele nie toleruję w ogóle. Najbardziej chciałam dostać malinowy, albo mango - wcale nie ze względu na działanie, ale własnie na zapach, bo jak czytacie, zapach u mnie odgrywa na prawdę ważną rolę. Dostałam jednak mus borówkowy. Było mi smutno...do puki nie powąchałam tego cuda - pachnie tak fantastycznie, że o malinach i mango już dawno zapomniałam.

6. Półkula do kąpieli z Ministerstwa Dobrego Mydła.
Półkulki z tej firmy mamy w wariancie: lawenda, nagietek, róża, miód z owsem i jeden słodki..czekoladowy. Mnie trafił się czekoladowy. Bałam się, że będzie słodko i mdło, ale jestem już po użyciu połowy tej ciekawostki i powiem szczerze, że kąpiel była przyjemna :)

7. Barwa naturalna, szampon lniany
Jedyny produkt, który nie ucieszył mnie ani gdy tylko zerknęłam do pudełka, ani teraz, gdy je opisuję. Jakoś od marca len mi nie podchodzi, moje włosy dziwnie na niego reagują. Za to moja mama len uwielbia, także kosmetyk powędrował do niej.

8. 100 gram oryginalnej, francuskiej glinki kosmetycznej, Natur Planet
100 gram, o ludzie, jak dla mnie to dużo, bo glinek używam tylko od święta :) Całkiem fajnie. Nie podoba mi się jedynie, że jest w mało poręcznym opakowaniu, ale ujdzie, to nie wina Ani ani Wioli, przesypie sobie do czegoś zamykanego. Nie wiem, czy były rożne warianty, ja dostałam do skóry suchej i wrażliwej, strzał w dziesiątkę i choć mam jeszcze glinkę od Nacomi, i tą chętnie wypróbuję.


Dodatkowo w pudełku była jeszcze czekoladka z 20% zniżki na zakup uszytej na zamówienie bielizny "Lace & Chocolate". Ja co prawda nie skorzystam, bo wszystko wole przymierzyć przed zakupem, ale na pewno nie jedna dziewczyna skusi się na tego typu dodatek :)

Wszystko opisałam wam wzrokowo/nosowo. O działaniu poszczególnych kosmetyków napisze za jakiś czas, gdy już je przetestuję.

Podsumowując, na 8 produktów, 7 mi się podoba, a to przecież bardzo dobry wynik. Co mi się ogólnie podobało, lub nie? Porcelanowy kominek nie był zabezpieczony - ale na szczęście się nie potrzaskał. Reszta produktów jest solidna, więc nie wymagała większego zabezpieczenia niż wsypane do pudełka papierowe"wstążki i trocinki". Całość wygląda bardzo sympatycznie i mimo zwykłego kartonu - ekskluzywnie. A, apropo kartonów - uwielbiam pudełeczka od Glossy i Shiny, ładne, twarde, przydatne, ale za to od Chill pudełko jest większe, więc więcej się do niego zmieści :D
Pudełko ponad to jest bardzo uniwersalne w swojej zawartości - z praktycznie wszystkich kosmetyków skorzysta zarówno 15- latka, jak i dorosła kobieta. 


Sugerowałabym kiedyś dziewczynom wprowadzenie profilu piękności - ulubione kolory, zapachy.. Akurat te wersje które otrzymałam mi się podobają, ale gdybym dostała moją czekoladową półkulkę, ciasteczkowy mus, pierniczkowy wosk i tą piankę którą mam, nie byłabym zbyt szczęśliwa, bo tyle słodkości na raz, to bym przypłaciła chyba mdłościami. No ale tak do końca nie o to chodzi, aby testować dedykowane naszemu profilowi kosmetyki, a po prostu się wychillować i powiem szczerze, ze z takim zestawem będę miała bardzo udany weekend. Pudełko BARDZO przypadło mi do gustu.
Dodatkowo, Chillbox zadbał o to, abym polubiła słodkie aromaty ;)

Czytaj dalej...

Przepiękny SPRAY DO WŁOSÓW I CIAŁA "ŻYWE WITAMINY" od Natura Siberica

Hey, 
bohaterem dzisiejszego postu jest witaminowy sprawy do włosów i ciała od Natura Siberica.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że do kupna kosmetyku nie skusił mnie jego wygląd ;) Jest to produkt o żelowej konsystencji, w której zatopione są malutkie, czerwone kapsułki witaminowe, a całość skąpana jest w kaskadach błyszczących, złotych drobinek. Coś pięknego!


Byłabym jednak niepoważna, gdybym kierowała się tylko i wyłącznie wyglądem produktu - co nieco o samym kosmetyku też poczytałam, zanim wrzuciłam go do koszyka. No więc co nam obiecuje producent:

"Żywe witaminy natychmiast odżywiają włosy i skórę, i wypełniają je życiodajną wodą i chronią przed szkodliwym wpływem środowiska.
Ekstrakty z jagody, jeżyny i dzikiej maliny moroszki, bogate są w witaminę C, która poprawia elastyczność skóry.
Sophora japońska, naturalne źródło rutyny wspomaga regenerację skóry.
Róża Dahurska zawiera witaminy z grupy B, E i beta-karoten, które poprawiają strukturę włosów, co czyni je silne i podatne na układanie.
Ekstrakt z czarnej jagody syberyjskiej przywraca włosom kolor i blask.
Nie zawiera SLS, parabenów, syntetycznych substancji zapachowych i barwników."


Skład: 
Aqua, Glycerin, Schizandra Chinensis Fruit Extract, Pulmonaria Officinalis Extract, Achillea Asiatica ExtractWH, Rhodiola Rosea Root ExtractWH, Hesperis Sibirica Flower ExtractWH, Pinus Sibirica Oil Polyglyceryl-6 EstersPS, Rosa Canina Fruit Oil*, Vaccinium Myrtillus Seed Oil, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Sophora Japonica Flower Extract, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Anthemis Nobilis Flower Extract*, Artemisia Vulgaris Extract,Tocopheryl Acetate, Panthenol, Retinyl Palmitate, Niacinamide, Xanthan Gum, Gellan Gum, Caprylyl/Capryl Wheat Bran/Straw Glycosides, Fusel Wheat Bran/Straw Glycosides, Polyglyceryl-5 Oleate, Sodium Cocoyl Glutamate, Glyceryl Caprylate, Lactose, Cellulose, Iron Oxides, Hydroxypropyl Methylcellulose, Mica, Titanium Dioxide, Citric Acid, Sodium Hydroxide, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Hydroxyisohexyl 3-cyclohexene Carboxaldehyde, Limonene, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Alpha Isomethyl Ionone.

Moje wrażenia:

Powiem szczerze, produkt kupiłam z przeznaczeniem do pielęgnacji włosów, zwłaszcza, że około 99% opinii głosi, że żel ze skórą nie robi nic. A ja szczerze polecam produkt na lato, ponieważ złocisty pyłek przecudownie lśni w słońcu i doda blasku opalonemu ciału, bo choć nie poprawia kondycji skóry, to na pewno jej nie pogarsza.


Jeśli chodzi o działanie żelu na włosach, jest bardzo dobre. Jest to rewelacyjne dopełnienie działania ulubionych i sprawdzonych masek czy odżywek. Produkt nie obciąża pasm, ładnie je nawilża, zmiękcza i rzeczywiście poprawia ich układanie się podczas stylizacji - ale bez lakieru się nie obędzie. Raz stylizowałam włosy tylko na "żywe witaminy", bez utrwalania - wyszło dobrze, ale włosy po dwóch godzinach nieco straciły na uniesieniu - jednak nie był to typowy przyklap. Był też jeden dzień, kiedy wpsikałam produkt we włosy i wysuszyłam na powietrzu - kosmyki ładnie się prezentowały, były zdyscyplinowane , sypkie i wyglądały bardzo zdrowo i ślicznie błyszczały.
Na KWC znalazłam o tym kosmetyku wiele dobrych opinii dotyczących działania na włosy i jak przeczytałyście, ja tez jestem z żelu zadowolona, dlatego polecam go, szczególnie na lato.
Za 125 ml zapłacimy co prawda aż 28 zł, ale produkt jest bardzo wydajny i starczy Wam na długoooo. 





Czytaj dalej...

Szampon Biolaven - przyjemny dla włosów i dla nosa :)

Witam

"Szampon o działaniu wzmacniająco-wygładzającym i przyjemnej kompozycji zapachowej. Przeznaczony do każdego rodzaju włosów. Zawiera delikatne, ale skuteczne środki myjące, które odpowiadają potrzebom wrażliwej skóry głowy. Idealny do codziennego stosowania. Olej z pestek winogron zapewnia włosom miękkość, gładkość i sprawia, że stają się bardziej odporne na niekorzystne czynniki. Olejek eteryczny z lawendy odświeża i wzmacnia włosy. Polski kosmetyk naturalny, hypoalergiczny, nie testowany na zwierzętach, bez drażniących substancji, bez SLS i SLES" - tak oto reklamuje szampon Biolaven firma, która jest odpowiedzialna za jego powstanie. Skuszona tymi obietnicami oraz zachęcona pozytywnymi odczuciami po użyciu żelu do twarzy z tej samej linii - kupiłam. Czy wyszło mi to na dobre?



Zanim odpowiem na to pytanie, przyjrzyjmy się z bliska kosmetykowi. Otrzymujemy 300 ml szampony w ślicznej, poręcznej butelce z megamocnymi etykietami, których nie mamy szansy zniszczyć poprzez zalanie. Za kosmetyk, w zależności od sklepu czy też apteki, zapłacimy od 18 zł do nawet 26 zł.
Zapach jest bardzo ładny, winogrona pół na pół mieszają się z lawendą, moim zdaniem żaden z tych zapachów nie dominuje. Ładnie współgrają, woń jest świeża, naturalna, orzeźwiająca i bardzo przyjemna.
Z wydajnością jest gorzej. Szampon jest bardzo wodnisty, szybko wylewa się z butelki, a nawet czasem przelewa z dłoni. Istnieją duże szanse na zmarnowanie kilku większych kropel kosmetyku. Przed użyciem należy produktem dobrze potrząsnąć, aby wszystkie składniki się wymieszały. Bez tej czynności na dłoni rozlewa się bezbarwny płyn przeplatany białymi niteczkami innych substancji. Po wymieszaniu szampon jest mętny, białawy, ale jednolity.
Mycie włosów tym kosmetykiem jest bardzo przyjemne - nie plącze za bardzo włosów i cudownie pachnie. Pieni się średnio, ale z dużą ilością wody potrafi powstać zadowalająca pianka - Łatwo się zmywa, pozostawia włosy miękkie i co najważniejsze - czyste. 



Na początku bałam się przesuszonych końcówek (mam tak w przypadku Barwy pokrzywowej) i niedomytej góry (niektóre szampony bez SLS i SLES). Zadziałałam jednak po umyciu tak jak zwykle i dwa razy nałożyłam znane mi maski, które zupełnie nie współgrają z niektórymi szamponami. Bardzo miło się zaskoczyłam, ponieważ szampon ma dobry wpływ na włosy - są lekkie i uniesione u nasady, jednak dociążone, wyglądają bardzo zdrowo i przede wszystkim - końcówki są ładnie nawilżone i miękko się układają. Pasma są sypkie i niesamowicie lśnią, co jest dla mnie ważne w szamponach, bo kilka produktów tego typu matowi mi włosy nawet po olejowaniu. Łuski są domknięte, a kosmyki niezwykle gładkie. Nie podrażnia skóry głowy - co dla większości osób z wrażliwym skalpem jest bardzo ważną zaletą. 

Nie wiem czy szampon domywa oleje. U Cherry Belle czytałam, że tak, ja jednak używam tego produktu do drugiego mycia, kiedy na początku, za pierwszym razem pozbywam się wszelkich tłuszczyków, masełek kremów i masek silniejszym detergentem.



Szampon Biolaven zaliczam do szamponów, które mają u mnie plusa. Na rynku jest wiele dobrych szamponów których nie miałam okazji testować i jeśli mnie zawiodą, na pewno kolejny raz skusze się na ten lawendowo-winogronowy kosmetyk. 

Czytaj dalej...

Nozyczki JAGUAR PRESTYLE ERGO 5" - aby jeszcze lepiej zadbać o włosy

Witam Was. 
Jakiś czas temu byłam u fryzjera podciąć końcówki. Niestety moje włosy kończą się w różnych miejscach - efekt złego cieniowania - i żaden fryzjer chyba nie podjął by się przeglądania włos po włosie, czy kosmyczek wymaga podcięcia, czy nie.

Sama w lustrze zauważałam coraz więcej rozdwojonych końcówek i białych kuleczek na włosach kończących się przy uchu, albo jeszcze wyżej. Jedynym wyjściem było obcinać brzydkie końcówki samej - ale oczywiście ja miałam w domu jedynie nożyczki do papieru. 


Patrząc na ceny profesjonalnych obcinaków - długo biłam się z myślami - kupić, nie kupić? Te ceny, 300 zł, 400 zł... 5000 zł śniły mi się nocami. W końcu jednak, podczas kolejnego załamania się, spowodowanego widokiem końców, postanowiłam nożyczki kupić. Poszukałam na forach opinii o firmach i wybór padł na Jaguary. Odwiedziłam 3 strony z tymi nożyczkami i wybrałam najtańsze JAGUAR PRESTYLE ERGO 5". Kupiłam je we FRYZOMANII  za 108 zl, ponieważ pomimo niskiej (hahaha...) ceny - wszyscy je zachwalają.


Na nożyczki czekałam 2 dni, przyszły kurierem, bardzo dobrze zabezpieczone. 
Fabrycznie zapakowane były w plastikowe pudełko ochronne, które posiada nazwę nożyczek, ich model oraz hologram - Certyfikat autentyczności. Opakowanie ma dodatkowo tłoczenie zabezpieczające nożyczki przed uderzeniami w czubek ostrza. 


Moje obcinaki są bardzo lekkie i poręczne, do tego wyglądają nieziemsko - maja satynowe wykończenie, złociste elementy, nazwę modelu i rycinę jaguara - coś pięknego!
Budowa ramion nożyczek sprawia, że są wygodne w użyciu nawet dla kogoś, kto manewruje nimi przy swoich włosach patrząc w lustro. Ostrze wykonane jest ze stali nierdzewnej, co zapewnia nam trwałość i ostrośc oraz gwarantuje łatwość i skuteczność strzyżenia. Zastosowanie mikroszlifu na jednym z ostrzy pozwala na dokładne cięcie prostych pasm bez uciekania włosów.



Nożyczki były już kilkukrotnie używane - wystarczy nimi lekko dotknąć włosa, aby był ścięty. Obcięte włosy są ostre i nie zmiażdżone, nie zauważyłam białych końcówek. Dzięki nim mogę dopełniać pielęgnację włosów, hamować ich niszczenie oraz wydłużać odległości między kolejnymi wizytami u fryzjera.
A Wy, zaopatrzyłyście się już we własne nożyczki? Macie jakieś konkretne techniki i sposoby wyłapywania brzydkich końców? A może boicie się tak mechanicznej ingerencji we włosy?



Czytaj dalej...
URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka