Dwuetapowa, dwudniowa pielęgnacja moich włosów - mega odżywienie

Hey, dziś przechodzę do Was z dwudniową pielęgnacją moich włosów, ktore mają za sobą już dwa prawilne hennowania, o których napiszę za jakiś czas. 
Szczerze powiem, na żywo efekt jest spektakularny, jak na tak małe ilości włosów, jakie obecnie posiadam.

Pierwszego dnia postawiłam na zioła kondycjonujące i glossa. Wzięłam zamrożoną resztkę henny, którą miałam z ostatniego hennowania (ok 3 łyżki) i połączyłam z uprzednio rozrobionymi na wodze destylowanej:
- 20 gramami neem
- 5 gramami tulsi
Do tego dodałam dwie spore łyżki Kallosa Color (maska bez silikonów)

Włosy umyłam dwa razy, najpierw peelingiem Mint it up od Anwen, później nawilżającą pianką do twarzy od Ecolab (tak, dokładnie tym, działa rewelacyjnie na skórę głowy).

Moją mieszankę, którą nałożyłam po myciu szamponami trzymałam na włosach ok godziny, potem zmyłam czystą wodą i wysuszyłam włosy.

Drugiego dnia postawiłam na oleje i proteiny.
Najpierw zmoczyłam włosy i gdy były już odsączone z nadmiaru wody, naolejowałam:
Olej neem zmieszałam w proporcji 3:2 z olejem lnianym, dodałam kilka kropel olejku herbacianego i wmasowałam w skórę głowy. Resztkami postarałam się też naolejować długość, ale miałam za mało olejku, więc dodałam troszkę "jedwabnego oleju do włosów - Wzmocnienie i wzrost" z Ecolab.
Wszystko trzymałam na głowie półtora godziny, potem zmyłam dwa razy, najpierw brzoskwiniową pianką od Anwen, później pianką Ecolab.

Na koniec pokusiłam się o płukankę, której nie spłukałam - do 2 szklanek zimnej przefiltrowanej wody wlałam trochę koziego mleka, 3 krople olejku herbacianego i 10 ml (jedna ampułka) Placenty Placo.
Polewałam tym przez chwile głowę małym garnuszkiem (spływało po włosach do małego garnka, w którym miałam płukankę, więc mogłam tak sobie polewać i polewać), odsączyłam nadmiar ręcznikiem.
Włosy wysuszyłam.







Są cudownie mięsiste błyszczące i mega odżywione. Chyba wprowadzę to na stałe do mojej pielęgnacji.

Następnym razem napiszę o szamponach, które pomogły mi z wypadaniem włosów.
Czytaj dalej...

Micelarny szampon kojąco-nawilżający dla skóry wrażliwej - Pharmaceris

Hey.
Szampony.. u mnie na półce stoi ich na prawdę nie dużo, odkąd wyczaiłam te, które najbardziej pomagają wyciszyć się mojej wrażliwej skórze głowy. Z jakiś rok temu, gdy moje włosy i przede wszystkim skóra głowy przechodziły najgorszy moment pieczenia i wypadania, poszłam po poradę nie do dermatolog (setnej), nie do trychologa, ale do farmaceutki.
Przesympatyczna i na prawdę dobrze poinformowana pracownica apteki DOZ w Tarnowskich Górach w Tesco na pasażu szczerze zainteresowała się moim problemem i poświęciła mi dużo czasu na wspólne znalezienie odpowiedniego preparatu.

Padło na:





Nazwa produktu:
Micelarny szampon  kojąco-nawilżający dla skóry wrażliwej

Producent:

Pharmaceris

Cena:
Średnio ok 25 zł KLIK
 
Konsystencja, kolor, zapach:
Szampon jest bezbarwny, dosyć gęsty. Pachnie ładnie, ale chemicznie. Nie przeszkadza mi.

Opakowanie:
Poręczna, 250 ml butelka z plastiku, zamykana a górze na wieczko z clickiem.
 
Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Betaine, METHYL GLUCETH20, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Glycerin, Panthenol, Styrene/Acrylates Copolymer, Coco-Glucoside, Polyquaternium -10, Dicaprylyl Et-her, Lauryl Alcohol, Citric Acid, Disodium EDTA, Mentha, Piperita Extract, Benzylalcohol, Chondrus Crispus Extract, Hydrolyzed Linseed Extract, Canola Oil, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone
 
Obietnice producenta:
Szampon do mycia i pielęgnacji wrażliwej skóry głowy nie tolerującej SLS i SLES, skłonnej do podrażnień, przesuszenia, świądu i pieczenia oraz włosów cienkich i delikatnych. Szampon oparty na wyjątkowo delikatnej formule micelarnej, skutecznie oczyszcza włosy i skórę głowy, zapewniając jej niezbędny poziom nawilżenia. Przywraca jej naturalną fizjologiczną równowagę, minimalizując ryzyko wystąpienia podrażnień.
Wyciąg z lnu, betaina i alantoina zmniejszają nadreaktywność skóry głowy, a w połączeniu z piroktonianem olaminy łagodzą jej podrażnienia, niwelując pieczenie, swędzenie i chroniczne łuszczenie się.



D-pantenol intensyfikuje działanie kojące, a ochronne proteiny pszenicy wnikają w uszkodzone miejsca nawilżając i wyraźnie wzmacniając włosy na całej ich długości.
Szampon wygładza włosy, zabezpiecza przed rozdwajaniem. Jest to ultra-łagodna baza myjąca, o wysokim współczynniku tolerancji i biozgodna z pH skóry.
 
Moje wrażenia:
Szampon bardzo dobrze się pieni i ładnie zmywa wszelkiego rodzaju lakiery i sera, natomiast problem pojawia się podczas płukania. Produkt bardzo ciężko domywa się z włosów. Potrzeba dużo czasu i bardzo dużo wody, aby pasma były dokładnie spłukanie i w wannie nie pojawiała się piana. Właściwie to piana/ jej brak jest jedynym odnośnikiem do tego, czy włosy są dobrze wypłukane, ponieważ szampon nie powoduje na włosach uczucia tępości (włosy nie skrzypią przy przeciąganiu pasm między palcami). Kosmyki są śliskie i miękkie, jakby pokryte balsamem. Nie powiem, pierwszy raz bardzo mnie to zmartwiło. Płukałam te włosy i płukałam, a one ciągle śliskie! Bałam się, że po osuszeniu będą tłuste i zlepione. Na szczęście mimo tego uczucia, po wysuszeniu włosy nie są nieświeże. Wyglądają czysto i porządnie, jednak jeśli potrzeba Wam solidnego oczyszczenia, niestety, ten produkt raczej nie podoła.
Szampon pielęgnuje włosy. Jest to jedyny tego typu produkt, po którym nie muszę nakładać maski/odżywki/balsamu, jeśli nie chcę. Włosy są mega błyszczące, gładkie i przyjemne w dotyku. Nie puszą się i nie elektryzują, ale...
...niestety, coś za coś. Pomimo, że włosy wyglądają na czyste i z pewnością są, bo nie czuję aby było inaczej ani na skórze głowy ani pod palcami, nie dam rady unieść włosów bez pianki czy innego produktu do stylizacji. Są po prostu przyklapnięte, a na drugi dzień wieczorem (po jednym spaniu) po prostu tłuste i nadające się koniecznie do umycia. Szampon ten skraca świeżość moich włosów, także nie nadaje się on do codziennego stosowania przed dłuższy czas.




Podsumowując, choć produkt skraca świeżość włosów, to jednak:
- pielęgnuje pasma
- koi skórę głowy
- ładnie nawilża
- nadaje blasku
- nie przesusza
 - wygładza
- nie puszy włosów
- nie powoduje elektryzowania się kosmyków

Moje włosy po myciu szamponem micelarnym od Pharmaceris, bez maski/balsamu/odzywki/serum po myciu. Przed nałożyłam tylko na godzinę serum oczyszczające skore głowy z Bionigree: 




Czytaj dalej...

Ruda Blondynka

Witam.
Witam po raz pierwszy po prawie dwuletniej przerwie! Wita blondynka, z rudymi włosami!
Niektórzy może jeszcze mnie pamiętają. Na początku założyłam ten blog, ponieważ chciałam razem z Wami zawalczyć o piękne włosy po katastrofalnym cięciu (nadal mam ochotę ukatrupić fryzjerkę, ale uciekła do Holandii. Oficjalnie za chlebem, ale ja tam wiem swoje ;) ). Po wprowadzeniu olejowych wcierek i bogatej pielęgnacji, włosy powoli odrastały, stawały się piękniejsze i mocniejsze, a moje szafki pękały w szwach od nadmiaru kosmetyków - szamponów, masek i odżywek. W pewnym momencie zemściło się to na mnie. Materialnie i fizycznie. O ile jakoś musiałam przeboleć wyrzucanie niezużytych a przeterminowanych kosmetyków, tak przesadnym używaniem tych wszystkich preparatów zrobiłam sobie ogromną krzywdę na głowie.
Przypomnijmy sobie.
To był lipiec 2015 roku. Pojechałam na wakacje do Grecji. Tam kąpałam się w słonym morzu, nurkowałam, dobrze się bawiłam. Opalałam, wystawiałam na słońce. O w obawie przed zniszczeniem włosów - nakładałam na nie tony kosmetyków. Mgiełki, maski, silikony. Dużo mgiełek, dużo silikonów. Ogromne ilości masek.  Po powrocie zaczęły wypadać mi włosy. Zwaliłam to na zmianę klimatu, słońce, do tego nałożył mi się okres. Zaczęłam stosować wcierki, z alkoholami. I jeszcze więcej masek, których przedawkowanie wiązało się z niesamowitym przyklapem. A jak przyklap, to i mocny szampon, aby wszystko dokładnie zmyć. Włosy leciały, z dnia na dzień coraz bardziej. Do tego doszło swędzenie skóry głowy, później pieczenie i niesamowity ból przy dotyku. Dochodziło nawet do tego, że nie umiałam położyć głowy na poduszce, spałam na siedząco.
Zaczęły się wycieczki po dermatologach i trychologach. Nikt nic nie wie. Ale nie dlatego, że nie wie bo nie. Dlatego, że nikomu nie chciało się ruszyć dupy i zajrzeć mi we włosy. Byłam diagnozowana na oko (grzybica, łupież, nużyca), faszerowana antybiotykami, lekami przeciwgrzybicznymi (wysuszają) i wcierkami na bazie alkoholu. Fenomenem była Pani dermatolog, robiąca doktorat z trychologii, która uznała, że włosy mi wypadają bo: mam raka, wrzody żołądka i robaki.
Chodziłam na badania krwi, tarczycy, hormonów. Przebadałam się dosłownie wzdłuż i wszerz. Włosy leciały, głowa piekła a ja nie wiedziałam co się dzieje. Wyniki w normie. Portfel coraz szczuplejszy. Raz nawet popłakałam się że... nie mam niedoczynności tarczycy! Tak, popłakałam się, bo to oznaczało, że nadal nie znałam przyczyny swojego stanu.
W tym czasie coś tam jeszcze poblogowałam, choć częściej już nie, niż tak.
Przestałam stosować maski, nie zależało mi już. Mogłam równie dobrze wyłysieć i kupić sobie perukę, przynajmniej lepiej bym wyglądała. Włosy stały się suche, sianowate, brzydkie. Zmniejszył mi się obwód kucyka o prawie 2 centymetry. Nie widziałam sensu dbania o te resztki piór, które mi zostały. 
Ścięłam włosy do ramion i zaczęłam spinać z tyłu. Myłam byle czym, nie zabezpieczałam końcówek. Włosy dalej wypadały, skóra piekła i swędziała. Zaczęłam z tym żyć.I tak sobie trwałam, czekając, aż wypadnie mi ostatni włos. Raz na sto lat postanawiałam jenak się przemóc, ale szybko się poddawałam.
Przełom nastąpił pod koniec 2017 roku. Miałam nagły napad świądu, więc zaczęłam się drapać w szale. Myślałam że wydrapie sobie skórę aż do samej czaszki i.. ni z tego ni z owego spojrzałam pod paznokcie, czego nie robiłam nigdy wcześniej. A tam.. biały pył. Olśnienie.
Zawsze miałam problem z utrzymaniem prawidłowego poziomu nawilżenia organizmu i skóry. Sucha skóra twarzy, sucha skóra nóg. I to właśnie te nogi spowodowały olśnienie, ponieważ ten biały pył pod paznokciami był do złudzenia podobny do tego, co się pod nimi znajdowało, kiedy drapałam swędzące mnie łydki - suchy, schodzący naskórek.
Wszystko zaczęło układać się w całość - ja mam ekstremalnie przesuszony skalp! Dlatego wcierka Aplicort (na bazie alkoholu, duuużej ilości alkoholu) spowodowała u mnie wrażenie, że pali mi się głowa. Słona woda, tony masek, mocne szampony, wcierki - to wszystko spowodowało, że moja głowa w końcu powiedziała dość. A ja, nie wiedząc co mi jest, dalej kontynuowałam swoje zgubne rytuały.
Zaczęłam na nowo walczyć. Spędziłam kilka tygodni na wyszukiwaniu w internecie najlepszych preparatów do nawilżania skóry oraz keratolitycznych złuszczaczy. Po pewnym czasie włosy przestały wypadać, choć skóra nadal się niesamowicie buntowała. Z tygodnia na tydzień, oprócz mniejszej ilości włosów znajdowanych na szczotce i w łazience, zaczęłam dostrzegać ich coraz więcej.. na głowie! Tak, odrastały. A i nawet pojawiły się dni, kiedy skóra robiła sobie wolne od uprzykrzania mi życia.
Obecnie włosy wypadają mi w ilości godnej zaakceptowania - choć na pewno i tak większej, niż przed wyjazdem do Grecji. Skóra głowy jest raczej spokojna, choć zdarza się, że wprowadza bunt. Nadal jest sucha, ale już nie ekstremalnie. Czasem z tyłu głowy pojawi się zapalenie mieszka włosowego, co swędzi. Swędzi mnie też czasem bez przyczyny, po prostu swędzi i czekam aż przestanie. Pieczenie ustało całkowicie.

Dlaczego na nowo zaczęłam blogować? Bo odzyskałam utraconą nadzieję - nadzieję, że jeszcze kiedyś spełnię swoje marzenie o długich, ładnych włosach. Nie są gęste, nie są grube - nigdy nie były. Ale mogą być znów zadbane, błyszczące i mimo wszystko, mogą budzić zachwyt. Znów mają potencjał, a ja znów mam dawną energię.
Wiem co zrobiłam źle, uczę się na wcześniejszych błędach. Chcę wprowadzić do mojej pielęgnacji zioła kondycjonujące, z którymi dopiero zaczynam przygodę, póki co - bardzo udaną. Chcę przekazywać Wam moje doświadczenia, chcę abyście i Wy opowiadały mi o swoich.
Moja skóra głowy jest bardzo wrażliwa i nie wiem czy to się kiedykolwiek zmieni, czy przywrócę ją do stanu sprzed lipca 2015 roku. Uczę się z nią żyć, uczę się o nią dbać. Nie wiem w jakim kierunku pójdzie ten blog, bo oprócz pielęgnacji włosów, chciałabym poruszać także inne kwestie, takie jak pielęgnacja twarzy i ciała. I jeszcze może coś o malowaniu paznokci? Albo o sprawach niekoniecznie związanych z urodą? Zobaczymy.

Dlaczego mam rude włosy? Jest to przyczyna sięgnięcia po ratunek, po zioło, które poprawia stan skóry głowy i naprawia osłabioną strukturę włosów - po hennę.

O kosmetykach, które mi pomogły oraz o ziołach, które obecnie zaczynam stosować - na pewno napisze już niebawem.

Kilka zdjęć na koniec, megakrótka historia moich włosów na fotkach:



Obecny kolor:


Włosy na krótko przed rozpoczęciem wypadania:


Najgorszy okres moich dla moich włosów, rok 2016 i połowa roku 2017:




Regeneracja, zdjęcie z początku kwietnia 2019 roku:


Moje włosy obecnie, po dwóch hennowaniach:





Czytaj dalej...
URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka