Heyka.
Jakiś czas temu dotarła do mnie czarna maska peel-off. Maski dostępne są już w Polsce na Allegro, kosztują od 25 do 40 zł, ale ja postanowiłam zaoszczędzić kosztem oczekiwania i maskę kupiłam za 10 zł na AliExpress.
Niestety, liczyłam na maskę AFY, ale dostałam jakąś inną, która AFY tylko udaje. Tak tak, udaje, bo cwany chińczyk nalepił jakąś drukowaną nalepkę "AFY" na opakowanie z maseczką. Oryginalnego logo na próżno szukać.
Ale co, no za 10 zł nie będę robić awantury, zwłaszcza, że tych masek jest coraz więcej i zasadniczo zapewne działają podobnie.
Maska znajduje się w czarnej tubce, śmiem twierdzić że nawet dość eleganckiej, która ma pojemność 60 gram. Sam kosmetyk również jest czarny, więc fanki tego koloru będą tym chętniej używać produktu ;)
Zapach jest dość specyficzny, niektórzy porównują go do zapachu lanego świeżo asfaltu, ale ja nie zgodzę się z tym porównaniem. Jest to woń raczej przesycona chemią, trochę jak guma, lateks może, nie wiem. Nie jest to zapach straszny, żaden odór nawet, ale ładnym bym tego nie nazwała.
Jakie jest główne zadanie maski? Jej zadaniem jest zedrzeć z nas wszystko: włosy, oczy, nos, usta i upodobnić nas do zombie. Nie no ok, tak źle nie ma, ale czytając niektóre wpisy i komentarze na temat produkt, mam odczucie, że dziewczyny wyrwały sobie z nim twarz. Wszystko to jest grubo przesadzone, a tytuł wpisu jest raczej w żartobliwym tonie :)
Maska ma nam oczywiście usunąć wszelkie brzydactwa z twarzy, typu wągry, pryszcze i zaskórniki, zostawiając przy tym oczy i nos w miejscu, gdzie powinny się znajdować. Usta też.
Produkt nakładamy na oczyszczoną twarz, wolną od makijażu i sebum, które nazbierało nam się przez dzień. Najlepiej, jeśli otworzymy nasze pory parówką wodną, aby wszystko co "fe" było dla maski lepiej dostępne. Po parówce następuje aplikacja. Trochę ciężko wyczuć warstwę, bo za cienka się rozerwie w czasie zastygania, a za gruba będzie schła godzinę. To wszystko trzeba tak na oko, zwłaszcza, że produkt może nam spłynąć lekko z brody czy nosa, jeśli będzie go za dużo.
Tak omaskowane czekamy do momentu, aż kosmetyk wyschnie nam na twarzy, tak, że dotykając go, nie będzie nam się lepił do palców i będzie po prostu suchy. U mnie zajmuje to około 30 minut, bo warstwę paćkam grubszą, ale nie aż tak, żeby od razu całe opakowanie zużyć.
Po tym czasie odrywamy sobie twarz ;) Spokojnie, na prawdę, nie ma aż tak źle. Wiele osób pisze że bolało, że włosy wyrywa, że płakały, że przez cały dzień maskę pomalutku zrywały, bo taki to ból! No bez przesady. Fakt faktem, nie jest to nic przyjemnego. Boli - ale w granicach normy. Najbardziej na policzkach, pod oczami i na czole w pobliżu skroni i bliżej linii włosów, bo tam skóra jest najcieńsza i mikro-włosków jest tam dużo. Czoło, broda i nos zrywają się właściwie bezboleśnie.
Podejść do kosmetyku miałam na razie pięć.
Moje pierwsze podejście do maski było w dniu jej otrzymania i opierało się na zasadzie "o jeju jeju, przyszła, lecę wypróbować", więc przemyłam tylko twarz, a parówkę sobie darowałam, ochlapując w zamian buźkę dość mocno ciepłą wodą. Nałożyłam maskę i czekałam aż zaschnie. Były miejsca, gdzie napaćkałam za dużo, więc posłużyłam się ostatecznie...suszarką do włosów. Możecie się śmiać, ale pomogło przyspieszyć proces zastygania.
Po wyschnięciu maski przystąpiłam do dzieła i dzielnie oderwałam produkt z twarzy. Nie będę Wam pokazywać fotek zdartych płatków, bo nie zrobiłam ich i robić chyba nie zamierzam, no bo kto chciałby oglądać to z bliska...
Jak podziałała maska za pierwszym razem? Prawda jest taka, że tak samo jak ból, tak i działanie jest lekko przesadzone. Powiem tak: maska bez parówki wodnej doskonale poradziła sobie z mikro włoskami. Dzielnie stały na baczność na odlepionych kawałkach produktu. Zaskórników tez było sporo, ale jednak liczyłam na więcej. Nie łudziłam się, że po użyciu tego "cudu" od razu będę mieć skórę piękną jak z reklamy kremów BB, ale sądziłam, że chociażby nos lepiej oczyści.
No ale ok, nie zrażona niczym, po 5 dniach postanowiłam użyć maski ponownie, tym razem dokładnie otwierając pory nad parą wodną. Tym razem nałożyłam rozsądna warstwę na całą twarz, pomijając tylko usta i brwi. Po 30 minutach nastąpił moment zrywania. Wydaje mi się, że bolało ciut bardziej, bo maska lepiej zastygła, ale nadal nie był to ból nie do wytrzymania. Syfków wyszło jakby więcej, szczególnie na brodzie i na nosie. Niestety...nadal dużo zaskórników pozostało, choć były tak dobrze otarte, że postanowiłam je do reszty speelingować oczyszczającym peelingiem od Sylveco i to było to - pozbyłam się z twarzy na prawdę wielu paskudztw. Po tygodniu powtórzyłam rytuał z para wodną na początku i efekt był ten sam - zadowalający, ale nie powalający.
Ok, no to mam za sobą opisanie jako takiego procesu peel-off'u chińską czarną maską, a teraz przejdźmy do podsumowania i konkretów, bo są one dość istotne i bardzo ciekawe:
- maska działa w sumie dobrze, te płytsze niedoskonałości usuwa bez śladu, z głębszymi nie radzi sobie nawet po otwarciu porów, więc efektu wielkiego wow od niej nie oczekujcie,
- jest to jednak najlepszy kosmetyk typu"peel-off" jaki dane mi było kiedykolwiek używać - inne maseczki z saszetek nie mają z czarną maską szans,
- produkt zdaje się zdzierać cały martwy naskórek, pozostawiając twarz niesamowicie gładką i aksamitną w dotyku (!),
- mimo swojej siły "przywierania", maska nie zrobiła krzywdy mojej bardzo delikatnej skórze, nawet w miejscach gdzie mam widoczne naczynka ale...
- ... tuż po zdjęciu maski z buzi, skóra jest bardzo mocno zaczerwieniona, czuć mrowienie i ogólnie nie jest przyjemnie. Dziwne uczucie trwa ok 5 minut, zaczerwienienie utrzymuje się około godziny, później wszystko wraca do normy. Także lepiej nie używać maski w jakiś "wielki dzień" albo przed imprezą,
- po speelingowaniu się kosmetykiem warto domknąć pory chłodną wodą albo specjalnym kremem. Można też wykonać masaż kostką lodu. Ja osobiście domywam resztki maski w ciepłej wodzie z pomocą żelu do twarzy a potem dość długo płuczę twarz w chłodnym strumieniu,
- po zabiegu powinnyśmy nałożyć na twarz jakiś łagodzący krem. Ja mieszam aloesowy żel z serum nawilżającym i serum rozjaśniającym. Po takiej mieszance moja cera jest już po jednej - dwóch godzinach promienna, delikatna i ukojona i wygląda rewelacyjnie,
- niektóre dziewczyny pisały, że maska podrażnia cerę i mają więcej wyprysków niż przed peelingiem. Jest to logiczne i jak najbardziej prawdziwe. U mnie się tak nie dzieje, ale ja nie mam skłonności wypryskowych w miejscach podrażnionych. Jeśli jednak któraś z Was ma, maskę odradzam,
- od momentu pierwszego użycia maski zauważyłam zmniejszoną częstotliwość pojawiania się nowych niedoskonałości, chyba dlatego, że maska wyrwała ze mnie wszelkie zanieczyszczenia, martwy naskórek i bród którego nie domył micel ani żel.
Gdybym miała ocenić maskę w skali 1 do 10, dałabym jej mocne 7. Co prawda produkt nie radzi sobie z niedoskonałościami tak jak powinien, ale jednak dość sporo małych zaskórników usunęła, wspaniale pozbywa się martwego naskórka, rewelacyjnie wygładza i dzięki takiemu zabiegowi - nowych wyprysków, wągrów, pryszczy pojawia się zdecydowanie mniej.
Jeśli chcecie przetestować czarną maskę peel-off, mam dla Was niespodziankę - już niedługo na moim blogu pojawi się nowe rozdanie, a wśród nagród znajdziecie pełnowymiarowe, nowe, zafoliowane opakowanie tej maski.
Podejść do kosmetyku miałam na razie pięć.
Moje pierwsze podejście do maski było w dniu jej otrzymania i opierało się na zasadzie "o jeju jeju, przyszła, lecę wypróbować", więc przemyłam tylko twarz, a parówkę sobie darowałam, ochlapując w zamian buźkę dość mocno ciepłą wodą. Nałożyłam maskę i czekałam aż zaschnie. Były miejsca, gdzie napaćkałam za dużo, więc posłużyłam się ostatecznie...suszarką do włosów. Możecie się śmiać, ale pomogło przyspieszyć proces zastygania.
Po wyschnięciu maski przystąpiłam do dzieła i dzielnie oderwałam produkt z twarzy. Nie będę Wam pokazywać fotek zdartych płatków, bo nie zrobiłam ich i robić chyba nie zamierzam, no bo kto chciałby oglądać to z bliska...
Jak podziałała maska za pierwszym razem? Prawda jest taka, że tak samo jak ból, tak i działanie jest lekko przesadzone. Powiem tak: maska bez parówki wodnej doskonale poradziła sobie z mikro włoskami. Dzielnie stały na baczność na odlepionych kawałkach produktu. Zaskórników tez było sporo, ale jednak liczyłam na więcej. Nie łudziłam się, że po użyciu tego "cudu" od razu będę mieć skórę piękną jak z reklamy kremów BB, ale sądziłam, że chociażby nos lepiej oczyści.
No ale ok, nie zrażona niczym, po 5 dniach postanowiłam użyć maski ponownie, tym razem dokładnie otwierając pory nad parą wodną. Tym razem nałożyłam rozsądna warstwę na całą twarz, pomijając tylko usta i brwi. Po 30 minutach nastąpił moment zrywania. Wydaje mi się, że bolało ciut bardziej, bo maska lepiej zastygła, ale nadal nie był to ból nie do wytrzymania. Syfków wyszło jakby więcej, szczególnie na brodzie i na nosie. Niestety...nadal dużo zaskórników pozostało, choć były tak dobrze otarte, że postanowiłam je do reszty speelingować oczyszczającym peelingiem od Sylveco i to było to - pozbyłam się z twarzy na prawdę wielu paskudztw. Po tygodniu powtórzyłam rytuał z para wodną na początku i efekt był ten sam - zadowalający, ale nie powalający.
Ok, no to mam za sobą opisanie jako takiego procesu peel-off'u chińską czarną maską, a teraz przejdźmy do podsumowania i konkretów, bo są one dość istotne i bardzo ciekawe:
- maska działa w sumie dobrze, te płytsze niedoskonałości usuwa bez śladu, z głębszymi nie radzi sobie nawet po otwarciu porów, więc efektu wielkiego wow od niej nie oczekujcie,
- jest to jednak najlepszy kosmetyk typu"peel-off" jaki dane mi było kiedykolwiek używać - inne maseczki z saszetek nie mają z czarną maską szans,
- produkt zdaje się zdzierać cały martwy naskórek, pozostawiając twarz niesamowicie gładką i aksamitną w dotyku (!),
- mimo swojej siły "przywierania", maska nie zrobiła krzywdy mojej bardzo delikatnej skórze, nawet w miejscach gdzie mam widoczne naczynka ale...
- ... tuż po zdjęciu maski z buzi, skóra jest bardzo mocno zaczerwieniona, czuć mrowienie i ogólnie nie jest przyjemnie. Dziwne uczucie trwa ok 5 minut, zaczerwienienie utrzymuje się około godziny, później wszystko wraca do normy. Także lepiej nie używać maski w jakiś "wielki dzień" albo przed imprezą,
- po speelingowaniu się kosmetykiem warto domknąć pory chłodną wodą albo specjalnym kremem. Można też wykonać masaż kostką lodu. Ja osobiście domywam resztki maski w ciepłej wodzie z pomocą żelu do twarzy a potem dość długo płuczę twarz w chłodnym strumieniu,
- po zabiegu powinnyśmy nałożyć na twarz jakiś łagodzący krem. Ja mieszam aloesowy żel z serum nawilżającym i serum rozjaśniającym. Po takiej mieszance moja cera jest już po jednej - dwóch godzinach promienna, delikatna i ukojona i wygląda rewelacyjnie,
- niektóre dziewczyny pisały, że maska podrażnia cerę i mają więcej wyprysków niż przed peelingiem. Jest to logiczne i jak najbardziej prawdziwe. U mnie się tak nie dzieje, ale ja nie mam skłonności wypryskowych w miejscach podrażnionych. Jeśli jednak któraś z Was ma, maskę odradzam,
- od momentu pierwszego użycia maski zauważyłam zmniejszoną częstotliwość pojawiania się nowych niedoskonałości, chyba dlatego, że maska wyrwała ze mnie wszelkie zanieczyszczenia, martwy naskórek i bród którego nie domył micel ani żel.
Gdybym miała ocenić maskę w skali 1 do 10, dałabym jej mocne 7. Co prawda produkt nie radzi sobie z niedoskonałościami tak jak powinien, ale jednak dość sporo małych zaskórników usunęła, wspaniale pozbywa się martwego naskórka, rewelacyjnie wygładza i dzięki takiemu zabiegowi - nowych wyprysków, wągrów, pryszczy pojawia się zdecydowanie mniej.
Jeśli chcecie przetestować czarną maskę peel-off, mam dla Was niespodziankę - już niedługo na moim blogu pojawi się nowe rozdanie, a wśród nagród znajdziecie pełnowymiarowe, nowe, zafoliowane opakowanie tej maski.
Od dawna jestem jej bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńto zapraszam na rozdanie, które się wkrótce pojawi :)
UsuńInteresująca ta maska :)
OdpowiedzUsuńAnszpi, to poluj na rozdanie ;)
UsuńBałabym się kupić coś z chińska nazwą, kiedy w chińskim alfabecie każda kropeczka i kreseczka mają fundamentalne znaczenie i odkryć, że kupiłam coś innego;).
OdpowiedzUsuńTo po prostu jest inna czarna maska. Innej firmy. Kilka blogerek mialo ją juz na twarzy i nic im i mnie nie wyroslo ;)
UsuńBtw. Aliexpress jest po angielsku :)
Usuńteż mam, przyszła mi przedwczoraj :)
OdpowiedzUsuńuzywałaś?
Usuńjeszcze nie :)
UsuńJutro może w końcu się zabiorę za nią :)
ha dwa razy za mną, efekt jest, ale gorzej było jak zaczęłam zagłębiać się nad składem...ale kij z nim, ważne że działa. W sumie dawno nie wydałam opinii po dwóch razach zaaplikowania czegoś, ale tak mnie się spodobała i to co robi z zaskórniakami że musiałam dziś napisać o niej parę słów. :) Tyle że codziennie używać nie będę może heheh.
UsuńMyślę, że gdyby miała mi choć trochę pomóc z wągrami na nosie to chętnie wypróbuję ;)
OdpowiedzUsuńważne, by dobrze je otowrzyć
UsuńZ niecierpliwością czekam na rozdanie bo ta maska mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńbędzie jutro :)
UsuńWow mo by się przydała głównie na nos. Na resztę twarzy chyba bym się bała nałożyć. Ależ mnke zaciekawiłaś Justyś!
OdpowiedzUsuńRozdanie już się pojawiło, masz szansę wypróbować ten produkt jeśli wygrasz ;)
UsuńOgólnie mogłabym wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńJestem jej ciekawa i to mocno :D
OdpowiedzUsuńCzyli coś dla mnie jak nic! Skoro zostawia nos na swoim miejscu, a nawet oczyszcza muszę ją mieć :) No i już widzę minę listonosza, który zawsze przychodzi gdy się maseczkuję.... :D
OdpowiedzUsuńmnie nachodzi jak mam cos na włosach ;)
UsuńNie mają chłopaki lekkiej roboty :D
Usuńciekawy produkt, moj nos by sie ucieszyl z niego :D
OdpowiedzUsuń:) Mój lubi
UsuńUwielbiam tą maskę :)
OdpowiedzUsuńCo do zrywania tej maski trzeba przyznać, że do najprzyjemniejszych to nie należy, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło- depilacja i oczyszczanie w jednym :D Ja po zdarciu odczuwam pieczenie, a skóra jest wyraźnie cieplejsza, ale porządne umycie zimną wodą jakoś zdaje egzamin i daje ulgę :)
OdpowiedzUsuńGdzie mogę ja kupić?
OdpowiedzUsuńhttp://www.aliexpress.com/af/black-peel-off.html?ltype=wholesale&d=y&origin=n&isViewCP=y&catId=0&initiative_id=SB_20160222093119&SearchText=black+peel+off
UsuńI w Polsce:
http://allegro.pl/uroda?string=czarna%20maska&bmatch=engagement-v6-promo-sm-sqm-dyn-v2-fas-1-2-0203&order=m
W końcu rzeczowa recenzja, wszystko o co chciałam zapytać zostało wyjaśnione. Niesamowite ile osób robi recenzje a ile z tych recenzji jest do przeczytania.
OdpowiedzUsuńJej, bardzo mi miło :)
UsuńW końcu rzeczowa recenzja, wszystko o co chciałam zapytać zostało wyjaśnione. Niesamowite ile osób robi recenzje a ile z tych recenzji jest do przeczytania.
OdpowiedzUsuńJa zrobiłam sobie taką maseczkę tanim domowym sposobem i jestem naprawdę zadowolona! Patent na ową maseczkę opisałam w ostatnim poście na http://gosiaklifestyle.blogspot.com Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhehe ja to jestem szybka^^ dopiero niedawno skusiłam się by zamówić maskę :) Dzisiaj przyszła i dzięki za podpowiedź jak jej użyć zobaczymy co będzie u mnie :)
OdpowiedzUsuńuważaj na brwi :)
UsuńWłaśnie zdarłam sobie ta maseczkę z twarzy... diabelnie bolało i skóra nadal mnie piecze. Jestem przerażona, bo uświadomiłam sobie,ze mogłam tym samym pozbawić się włosków na twarzy i po kilku dniach będę miała szorstka Szczecinie!!!! Na brodzie, bokach.... czy moje obawy są słuszne?!
OdpowiedzUsuńWchodzisz na blog z ciekawości, jeden, drugi , trze i , czwarty .... Wszędzie ten sam tekst... Ni y ten sam, no ok. Parę wyrazów przekreconych, a tak to - identyczne. Aż szkoda gadać ile mamy specjalistów
OdpowiedzUsuńkupowanie kosmetyków na ali jest po prostu głupotą, to są tanie podróbki robione w czyjejś piwnicy
OdpowiedzUsuń