Świecidełka z Aliexpress





Heyka.

Kto jeszcze nie wie, ze uwielbiam wszelkiego rodzaju blask i błyskotki, to już wie :)
Razu pewnego w Rossmanie wpadłam na naszyjnik stardust, ale był bardzo drobi, więc alternatywą dla mnie stało się Ali ;) No i jak już zaczęłam szukać tego, co mnie interesuje... to przez kilka dni wpadło do koszyka kilka innych rzeczy ;)


Co ciekawego wyniuchałam na Aliexpress:

1. Skórzane bransoletki z kryształkami, warstwowe:



Jedna taka bransoletka ma 4 warstwy kryształków, owijana na nadgarstku dwa razy daje ich aż 8. Pięknie wyglądają gdy jest ich 2-3 na ręce. Dla sprawdzenia użytkowania i ogólnego wyglądu zamówiłam te cztery, każda kosztowała 4,49 zł. Sprawdziły się super, prześlicznie błyszczą i kamyczki nie odpadają. W drodze do mnie lecą już inne kolory. 
Cena była promocyjna, obecnie, aby zapłacić za bransoletki jeszcze mniej, musicie kupować przez aplikację Aliexpress mobile.




Rewelacyjna ozdoba za 3,24 zł. Moje cienkie i średnio geste włosy (ok 6 cm w kucyku) trzyma dobrze. Nie szarpie, nie gniecie i nie łamie włosów. Grubszym włosom nie da rady. Wykonana jest bardzo dobrze, ślicznie się mieni i jest bardzo lekka, więc wrażliwe głowy będą zadowolone. 




Za 16,09 zł mogą być - więcej bym nie dała. Srebrzysty nosi się ok, złocisty ściera się szybko i niestety, pod spodem jest brzydka, brunatna miedź (u mnie jest jeszcze ok, u mamy już się starło). Ale na jakiś przyjemny psi zlocik - idealne. W ofercie wiele ras psów.



Jedna taka kosztuje 3,67 zł i niestety, nawet owinięte są mi za duże i zsuwają się. Do tego kiepsko połyskują, kryształki są duże i plastikowe, szlifowane nieprecyzyjnie. Na szyi, jako naszyjnik wyglądają fajnie, ale gdy są minimum dwie żmijki.



Kryształki również plastikowe, ale małe i dobrze oszlifowane. Ślicznie lśni w słońcu i bardzo efektownie wygląda na szyi. Dałam za ten wisior 10,40 złotego i dokładnie taki sam w Rossmanie, tylko czarny kosztował 59 zł.

6. Wisior warkocz, stardust magnetyczny:


Ten wisior był droższy, kosztował  21,12 zł, ale WARTO! Tak samo jak poprzednik, przecudnie lśni i do prostej koszulki w jednolitym kolorze pasuje idealnie. Każdy kto mnie w nim widział zachwycał się, jak wspaniale ta ozdoba (która do najskromniejszych nie należy) dopełnia prosty ubiór, nie będąc przy tym przesadnym kiczem i balową błyskotką. Ale na bal czy większe wyjście też się nada :)



Taka sobie słodka bransoleteczka, kupiłam ją, bo mi się podobała. Ładnie lśni i fajnie wygląda do czarnej koszulki. Wieje trochę kiczem, ale nie na tyle, żeby jej nie nosić ;) kupiłam ją za 11,49 zł.


Jak widzicie nie są to ozdoby z górnej półki i wyglądające jak milion dolarów, ale na prawdę, za te ceny warto nabyć, szczególnie spinkę pawia i skórzane warstwowe bransoletki. Efektownie dopełniają strój, który wygląda bardziej wesoło i wiosennie, ale nie tzw. "wsiocko". Oczywiście zależy co kto lubi :)


Czytaj dalej...

Rozjasniajaca maska w płacie od Skin79 - I'm Smoothing

Heyka.
Po dwóch postach marudzenia i narzekania na problemy skórnogłowo-włosowe ;) pora na jakiś przyjemniejszy temat. W jednym z Chillboxów znalazłam maskę w płacie od Skin79. Maska kosztuje według mnie przesadnie dużo jak na jeden raz, nie mniej jednak, skoro nadarzyła się okazja do jej przetestowania - skorzystałam i chętnie podzielę się wrażeniami.




Nazwa produktu:
Maska w płacie, ultra light, smoothing (wygładzająca)

Producent:
Skin79 


Cena:
Regularna cena to 15 zł, w promocji 9,90 zł, obecnie jest mega promocja i za 9,90 zł dostaniemy dwie sztuki.
 
Konsystencja, kolor, zapach:
Żelowa, bezbarwna maska o delikatnym zapachu, którą nasączony jest biały płat materiału nakładany na twarz.
 
Opakowanie:
Różowa, duża saszetka
 
Skład:
Nie zrobiłam zdjęcia składu, bo myślałam, że importer ma składy na stronie. Jesli interesuje Was INCI, zapraszam do tego wpisu: KLIK 


Obietnice producenta:
Wybielająca maska w płacie.
Wyrównuje koloryt skóry pozostawiając ją świetlistą i gładką.
Opatentowany składnik Phyto-Oligo wnika w głębokie warstwy skóry zapewniając długotrwałe zatrzymanie wilgoci.
Maska zawiera ekstrakty z róży, aloesu, wiśni, olejek z limonki, oraz anyżu gwieździstego działającego atyseptycznie.




Moje wrażenia:
Maskę nakładamy na czystą twarz, na około 15-20 minut. Początkowo bałam się, że będzie mnie denerwować, mierzić i ziębić, ale nic z tych rzeczy. Płat nosi się przyjemnie i bardzo łatwo o nim zapomnieć. Dostosowuje się do temperatury naszej skóry i nie powoduje uczucia dyskomfortu.
Żelu na płacie jest dużo, ale nie tyle, aby ściekał nam z buzi. Sama tkanina idealnie przylepia się do twarzy, nie przesuwa się i nie spada. 

Maseczkę ściąga się łatwo, bo zel nie zastyga na skórze. Resztę można wklepać palcami, zmyć lekko wodą, albo zetrzeć wacikiem i użyć toniku. Ja wybrałam jeszcze inną opcję - ściągnęłam płat i starłam nadmiar wacikiem.
twarz po użyciu maski rzeczywiście wyglądała na wypoczęta i odżywiona - koloryt się wyrównał - skóra była blada, ale nie wyglądała niezdrowo. Nawilżenie cery przez maseczkę jest na na prawdę wysokim poziomie. Do tego skóra stała się bardzo delikatna i sprężysta. 

Niestety, ładny efekt utrzymywał się do dnia następnego, a później pojawiły się na nowo lekkie zaczerwienienia w okolicach nosa i lekko suche okolice ust i policzków.




Czy kupię ta maskę drugi raz? Nie, nie sadzę. Fajnie działa, ale wolę maski, które są w słoiczkach i mogę z nich korzystać częściej, aby przedłużyć ich efekt. Może gdyby kosztowała mniej, skusiłabym się na 3-4 sztuki. Ale tak, to raczej nie bardzo korzystać z 2 maseczek w tygodniu, które były kupione w cenie regularnej. To daje około 120 zł na miesiąc. 

No i jeśli mowa o cenie, to będąc teraz lekką hipokrytką, oferta dwa za cenę jednej skusiła mnie do wypróbowania - liftingująca i głęboko nawilżająca. Tej pierwszej się trochę boję, ale postaram się zrobić próbę uczuleniową. Zobaczymy, jak zadziała ;)


Do tego wszystkiego kupiłam to jajko KLIK i jestem bardzo ciekawa efektów :) Recenzja za jakiś czas, dajcie mi kilkanaście dni na testy :)


Pozdrawiam! 
Czytaj dalej...

Aktualizacja włosowa

Hey, drugi raz dziś.

Korzystając z tego że mam wolne, które wzięłam na potrzeby jazdy do Zabrza KLIK i jeszcze jednego lekarza, którego mam na 14, udało mi się zrobić zdjęcia włosów - a co za tym idzie, będzie aktualizacja, po ponad 2,5 miesiąca. 
W tym czasie wypadła mi tona włosów, problemy skóry głowy się nasiliły, a włosy tracą na blasku i wyglądzie.
Około miesiąca temu podcinałam końcówki.
Obecnie wyglądają tak:




Włosy w styczniu:




Moim zdaniem jest gorzej i widać, że jest ich mniej oraz że bardzo wolno rosną. No cóż.. postaram się nie dołować, choć idzie mi to bardzo kiepsko.
Czytaj dalej...

Wypadanie włosów, kryzys.. i walka trwa nadal... wyniki "badań"


Heyka.
Byłam dziś w laboratorium mykologicznym, ko którym pisałam w niedzielę. 
Nie myłam głowy 3 dni, tak jak przykazano i rano stawiłam się o 8:30 u przemiłej Pani, ktora pobiera materiał do badań. Pobiera.. ale nie mnie. Okazało się, że nijak nie ma jak czegokolwiek u mnie pobrać. Skóra ładna, czysta, nie łuszczy się, nawet nie m zaczerwienienia. Jako, ze poszłam prywatnie, pani powiedziała, że bez sensu jest cokolwiek badać, bo i tak nic na pożywce nie wyrośnie bo i materiału po prostu nie ma.
Powiedziała, ze to nie grzybica, bo włosy wychodzą z całej głowy pojedynczo, a nie kępkami i że nie ma u mnie absolutnie żadnych zmian chorobowych.
Cieszyć się? Nie. Płakać! 
Kobieta (przepraszam, nie wiem czy była laborantką czy lekarzem) poradziła iść do neurologa, bo przyczyna może tkwić w układzie neurologicznym i krwionośnym. Do tego mogłam złapać jakąś bakterię która żyje wewnątrz tkanki żywej (i/lub w mózgu), dlatego badania mykologiczne tym bardziej są bez sensu. Najlepiej jakbym zrobiła tomograf i rezonans.

Idąc tym tokiem rozumowania, stawiam na układ krążenia, bo:
- włosy wypadają, bo są niedożywione,
- mam bardzo mało nowych włosów, a te, które są nowe, są niesamowicie cienkie i brzydkie, bo rosną bez prawidłowego pokarmu,
- cebulki są dystroficzne, bo organizm nie dostarcza im (przez krew) wartości odzywczych - o czym wspominał trycholog,
- pieczenie mam na przemian z mrowieniem, podobnym do skurczów które łapią nas gdy np. śpimy na ręce która potem cierpnie,
- istnieje potwierdzone badaniami naukowymi powiązanie między złym ukrwieniem skory głowy a wypadaniem włosów.

Walka trwa nadal. Jak najszybciej umawiam się do neurologa i zobaczymy jakim torem pójdą dalsze poszukiwania przyczyny swędzenia, pieczenia, mrowienia skory głowy i wypadania włosów.

Płakać już sobie popłakałam całą drogę powrotną do domu, to teraz trzeba się wziąć w garść..
Czytaj dalej...

Kolejny kryzys

Cześć.
Są święta, czas radości, pięknej pogody. Na drzewach pojawiły się pączki, śliczne zielone listeczki. Widziałam już przebiśniegi i krokusa. Wczoraj byłam na przyjemnym spacerze, podziwiałam kaczki i łabędzie.

Dziś niechcący wpadłam na foto moich włosów sprzed paru miesięcy. Od nowego roku staram się w ogóle nie patrzeć na nie. Powoduje to u mnie przypływ histerii i smutku. No ale stało się. I znów oczy pełne łez. Bo choć nie pisze o tym tak często jak wcześniej, nadal mam problem.

Od ponad tygodnia piecze mnie skóra głowy calusieńki czas. O ile od jakiegoś czasu były to przypadki sporadyczne (co 2-3 dni), tak oto problem powrócił i bez przerwy trwa. Nie pomaga nawilżanie, mycie szamponami hypoalergicznymi i nie używanie nawet olejku na końcówki. Włosy wypadają bardzo, ale od ponad tygodnia jest to już po prostu lawina. Lecą długie starsze włosy i nowe, 5-10 centymetrowe, z czego te krótsze są bardzo, bardzo cienkie i liche.W zakolach nie mam już praktycznie nic nowego, a nawet lekkie przesunięcie palcami po tym co tam zostało powoduje, ze bez trudu wyciągam je ze skóry, razem z cebulkami.

Kolejni lekarze rozkładają ręce i chcą leczyć mnie na łysienie, pozostając głuchymi na narzekanie na ciągłe swędzenie i pieczenie. 
Nikt nie chce dać mi skierowania na badania laboratoryjne, więc w końcu wybłagałam w Zabrzu wizytę bez skierowania, na którą jadę we wtorek.  Okropnie się boję, że badania nic nie wykażą. Na prawdę, wolałabym już mieć nawet jakiegoś greckiego strasznego wirusa albo bakterię, której się pozbędę bo w końcu dostanę prawidłową kurację, niż nadal trwać w cierpieniu i zastanawiać się, czy ja coś robię źle, czy jestem na coś chora i czy da mi jeszcze się pomóc.

Od stycznia robię wszystkie badania krwi, co miesiąc - wyniki podręcznikowe. Tarczyca wybadania, TSH, FT3, FT4, kortyzol i usg - wszystko jak być powinno.

Hormony w normie.

Skóra blada, czysta, nieprzesuszona. Widocznych podrażnień brak. 

Kuracja antygrzybiczna nie przyniosła rezultatów.

Jestem załamana. Zrozpaczona. Przerażona.

Przestałam się uśmiechać.


Czytaj dalej...

Wygładzający peeling od Sylveco

Heyka!

Już dawno temu opisywałam rewelacyjny i mój ulubiony peeling od Sylveco - oczyszczający z korundem.

Jakiś czas po jego zakupie - nabyłam jeszcze jego brata, peeling wygładzający, tym razem ten żółty. Czy przypadł mi do gustu? Poczytajcie :)



Nazwa produktu:
Wygładzający peeling do twarzy.

Producent:
Sylveco

Cena:
od 15 do 20 zł za 75 ml, w zależności od sklepu.
 
Konsystencja, kolor, zapach:
Zapach słodkawy, przyjemny. Konsystencja dosyć gęsta, jakby scukrzonego miodu, ale na pewno dużo mniej lepka. Kolor żółty.
 
Opakowanie:
Plastikowy płaski słoiczek z metalową zakrętka i ładna etykietką.



Skład:
Elaeis Guineensis Oil, Alumina, Cera Alba, Lauryl Glucoside, Zea Mays Starch, Helianthus Annus Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Laurus Nobilis Leaf Oil

Obietnice producenta:
Hypoalergiczny peeling z korundem, stworzony na bazie oleju palmowego, przeznaczony do oczyszczania skóry suchej, dojrzałej, zmęczonej, wymagającej odnowy. Drobinki ścierające są mocne, ale w połączeniu z delikatną formułą, skutecznie złuszczają martwy naskórek, nie wywołując podrażnień. Peeling zawiera także cenny olej słonecznikowy, który działa przeciwrodnikowo, opóźniając efekty starzenia. Systematycznie stosowany zwiększa wchłanianie substancji aktywnych, ujednolica koloryt, a dzięki pobudzeniu mikrokrążenia zwiększa odżywienie skóry i jej szybszą odnowę.



Moje wrażenia:
Peeling mimo swojej gęstości rozprowadza się bardzo dobrze - zawarte w nim oleje dają poślizg. Trzeba go jedynie lekko ogrzać w dłoniach przed aplikacją, bo ma konsystencję dość gęstego masła/smalcu.
Sam proces ścierania i złuszczania jest niesamowicie delikatny, ponieważ drobinki są bardzo małe, prawie że niewyczuwalne. Jednakże niech Was to nie zmyli - produkt działa rewelacyjnie i oczyszcza twarz w sposób zadowalający. 
Kosmetyk zmywa się ciężko. Jest tłusty i lekko lepki, mocno trzyma się twarzy ;) Jednak kilka chwil i ciepła woda (lub gąbka do mycia twarzy i woda) i peeling znika z naszej buzi. Są osoby, które myją po nim cerę żelem - i ja do takich należę, ale są też i takie dziewczyny, które zostawiają na buzi delikatny film powstały z olejków zawartych w peelingu. 
Skóra po produkcie jest czyta, oczyszczona i niesamowicie miękka i gładka. Ilość dobroczynnych składników zawartych w kosmetyku w połączeniu z procesem ścierania sprawia, że składniki te fajnie wnikają w warstwy skóry, czyniąc ją odżywioną i nawilżoną. 




Sylveco peeling wygładzający jest według mnie rewelacyjnym produktem dla osób z cera suchą i normalną. Do tłustej polecałabym raczej oczyszczający (ten zielony), ale jak kto woli - na pewno ten żółty nie powoduje (przynajmniej u mnie) większego wydzielania sebum.




Jestem bardzo ciekawa, czy zostaną niebawem wydane jakieś nowe peelingi z tej samej firmy - ustawiam się pierwsza w kolejce do kupienia :) 
Czytaj dalej...

Denko - i kolejne 12 produktów zostało zużytych :)

Heyka!
Coś u mnie ostatnio dużo denek :) Ale tez dużo kupiłam, więc bilans ciągle wypada na około zero ;)
Dziś pomieszanie z poplątaniem - rzeczy dobre, bardzo dobre, złe i koszmarne.


1. Maska do włosów oliwki i awokado - Herbolive:
Maska kupiona w Grecji za jakąś niesamowicie wysoka kwotę. Nie wiem, to było cos koło 50-60 zł na nasze polskie złote. Chodziłam chyba cały pobyt dookoła tej maski i wyszukiwałam powodów, aby jej jednak nie kupować i powodów, aby jednak się skusić. Ostatecznie kupiłam i był to ŚWIETNY wybór.  Maska przepięknie odżywia, natłuszcza, ale nie obciąża i nawilża. Żałuję, że się skończyła tak szybko.

2. Płyn micelarny - Biolaven:
Nie jest zły. Dobry płyn, choć są lepsze, jak choćby ten Sylvekowski. Nie skuszę się ponownie, aczkolwiek jeśli kiedyś mi się trafi - zużyję. 

Fajny i dobrze działający tonik. Dostałam go w swoim pierwszym w życiu boxie kosmetycznym. Dobrze niwelował zaczerwienienia, koił i nawilżał.

Istna tragedia - nie pomógł na wypadanie, spowodował szybsze przetłuszczanie się włosów. NIGDY nie kupimy go ponownie.

5. Płyn do kąpieli, piana do wanny - Natura Siberica:
Fajny płyn, rzeczywiście dobrze się pienił, pianka była gęsta i sprężysta. Do tego owocowy zapach umilał kąpiel. 

6. Szampon scalp treatment z hibiskusem - Petal Fresh:
Mam już drugie opakowanie - rewelacyjnie myje, nie wysusza włosów, nie podrażnia skalpu - jeden z moich ulubionych szamponów, zawsze będę mieć go w szafce. 

7. Żel pod prysznic o zapachu granatu - Lavea:
Piękny zapach! I koszmarne działanie... beznadziejna konsystencja, tragiczny kolor.. Niebawem recenzja ;/

Kolejny cudowny zapach, ale tym razem fajne działanie. Zawiera dużo olejków, dzięki czemu skóra była wspaniale nawilżona i odżywiona.

Podróbka, ale to już ustaliliśmy podczas recenzji. Nie mniej jednak działa rewelacyjnie i co jakiś czas lubię użyć tego produktu - mam po nim idealnie gładką cerę. Mam jeszcze jedno opakowanie, ale niebawem będę chyba musiała kupić kolejne :)

Ciekawy i odżywczy krem, ale nie dla każdego, bo pozostawia na dłoniach śliski film. Nie kupię go ponownie, bo mimo, że miał świetne właściwości, to na przykład Liv Delano działa podobnie, a dużo lepiej się wchłania.

11. Crystal peeling gel - Skin79
To tragedia. Nie działa. Gorzej - powoduje u mnie wypryski i przetłuszczanie. Nie chce tego u mnie nigdy więcej. Zostało mi pół tubki i wywaliłam ją z niesmakiem. Niebawem recenzja.

Kupiłam już kolejne. Dobrze myje. Albo nie.. ono rewelacyjnie myje! Kolejny produkt, tak samo jak szampon Petal Fresh, który musi być u mnie w szafce zawsze. Do tego jest niesamowicie wydajne. 

No i na dziś tyle. Z poprzednimi 24 zużytymi kosmetykami w tym roku, dziś to już jest 36 :) Wychodzi ok. 13 na miesiąc, więc całkiem niezła liczba ;) 
Czytaj dalej...

Vedara - fantastyczny złoty peeling do ciała ze złotymi drobinkami

Cześć!
Tak wiem, znów peeling.. i to nie ostatni. Będą kolejne, do ciała, do twarzy. Bo mam ich tak bardzo dużo, a zużywam regularnie - takie moje postanowienie. A co zużywam, to opisuję, bo takie informacje na świeżo są najlepsze.
Dziś o produkcie który czekał w szafce długi czas. Wydawał mi się tak ekskluzywny, że szkoda było mi go zacząć zużywać.


Nazwa produktu:
Złoty peeling do ciała

Producent:
Vedara


Cena:
48 zł za 150 ml

Konsystencja, kolor, zapach:
Konsystencja gęsta, cukrowa, bardzo przyjemna, bo mimo drobinek - aksamitna. Kolor złocisty, lekko pomarańczowy. Zapach orientalny. Ogólnie produkt jest tak ładny sam w sobie, że nie rozumiem dlaczego na stronie producenta dali brzydką, komputerowa grafikę, która wygląda jak lody waniliowe. 



Opakowanie:
Metalowy, płaski słoiczek


Skład:
Nie wiem. Wyrzuciłam już opakowanie, a na stronie producenta nie ma takich informacji. Nie umiem ich też znaleźć nigdzie indziej :(


Obietnice producenta:
Złoty peeling skutecznie oczyszcza skórę, przyspiesza metabolizm i poprawia mikrokrążenie. Zawiera ekskluzywną kompozycję oleju kokosowego i migdałowego, które dogłębnie odżywiają, nawilżają i regenerują naskórek, a także tworzą warstwę ochronną zapobiegają utracie wilgoci. Luksusowy olejek karotenowy (z marchwi) dostarcza maksymalną dawkę witamin z grupy B nadając skórze piękny, delikatny koloryt. Zawarte w peelingu drobinki cukru i pestki winogron usuwają martwy naskórek. Cukier szybko rozpuszcza się pod wpływem kontaktu z wodą przez co peeling nie podrażnia naskórka. Złote drobinki dodają blasku i optycznie rozświetlają wyrównując koloryt i niedoskonałości na skórze. Preparat pozostawia odbudowaną i wzmocnioną barierę lipidową skóry. Peeling łatwo się spłukuje pozostawiając skórę piękną, nawilżoną i świeżą.


Sposób użycia według producenta: 
Na zwilżone ciało nałożyć peeling i delikatnie masować okrężnymi ruchami przez 1-2 minuty. Następnie peeling dokładnie zmyć wodą. W przypadku ekstremalnie suchych skór  polecamy zastosować Czyste Masełko do Ciała z 24 karatowym złotem.

Moje wrażenia:
Pierwszy raz użyłam peelingu na sucha skórę ciała. Jak kiedyś wspominałam - nie lubię jak mi się zdzierak rozpuszcza w wodzie. Pomasowałam, zmyłam, umyłam się i.. no nic. Czułam się wypielęgnowana i speelingowana, ale jakoś tak niedosyt czułam.
Drugi raz (i potem kolejne też) umyłam się a dopiero potem, na wilgotnym ciele rozpoczynałam proces peelingowania i to było to - trzeba słuchać czasem rad producenta! Produkt bardzo delikatnie masował moje ciało, a gdy cukier się rozpuszczał, pozostawała kremowa i przyjemna warstwa, która wtarłam w skórę i spłukałam (nie zmywałam, spłukałam ciepłą wodą). Skóra była niesamowicie odżywiona, delikatna w dotyku, aksamitna, ale co najważniejsze - nie tłusta! Dokładnie takie peelingi mnie zadowalają - drapią i  balsamują, a jednocześnie nie tłuszczą i nie brudzą. Dodatkowo całe ciało było pokryte dyskretnymi drobinkami złotego brokatu, o ile brokatem można nazwać tak maleńkie iskierki. 
Równie ciekawy co działanie, jest zapach. Początkowo wydawał mi się orientalny, indyjski, jak z kadzidełka. Im dłużej trwał proces wmasowywania kosmetyku w ciało, tym bardziej zapach się zmieniał, od kadzidła, poprzez słodki cukierek aż do karmelizowanego cukru. Na prawdę, bardzo przyjemne doznanie, a mój nos był zadowolony :)



Czy nabrałam złocistego kolorytu? Nie. Skóra jaka blada była, taka została, nawet po kilkukrotnym użyciu peelingu. Ale wybaczam, bo skóra w dotyku była tak fantastyczna, ze nie potrzebowała zmiany koloru ;)

Peeling polecam z czystym sumieniem, aczkolwiek ja nie kupię go samodzielnie (miałam go w Shiny). Prawie 5 dych za tak małą pojemność jest dużą przesadą. Bardzo się cieszę, ze miałam go w boxie i że mogłam go używać, jednak nie. Nie skusze się ponownie - kosztuje przyjemniej o 20 zł za dużo. Te 30 zł za takie dobre właściwości bym dała, 50 nie.

A jak z nim u Was, miałyście Shiny z tym produktem? 


Czytaj dalej...

Zakupów ciąg dalszy - kosmetycznie

Hwyka.

w środę pisałam o moim makijażowych zakupach KLIK, tym razem będzie o kosmetykach. Raczej pozostałam przy włosach, bo balsamy do ciała, peelingi, kremy i olejki mam z boxów. 
Na pierwszy ogień poszły zakupy w Lawendowej Szafie. Chciałam tam kupić tylko czarne mydło detox od NS oraz czarne mydło Agafii, a skończyło się, jak się kończy prawie zawsze...


  • Balsam Twardy do tłustych włosów – pielęgnacja bez obciążania
  • Naturalne Syberyjskie Czarne Mydło Agafii, 500ml - prod. Federacja Rosyjska
  • Natura Siberica - Północne mydło - DETOX - głębokie oczyszczenie skóry twarzy
  • Organic Shop:
  •  ORGANICZNA maska do włosów ORGANICZNY JAŚMIN i JOJOBA
  • ORGANICZNA maska do włosów GRECKA FIGA i OLEJ MIGDAŁOWY 
  • ORGANICZNA maska do włosów ORGANICZNE AVOKADO i MIÓD 
  • Organic Shop - BALSAM DO WŁOSÓW- JEDWABNY NEKTAR
  • Organic Shop - BALSAM DO WŁOSÓW- ZŁOTA ORCHIDEA
  • Organic Shop - JEDWABNY NEKTAR ORGANICZNY szampon do włosów BLASK I GŁADKOŚĆ 
  • Organiczny balsam do włosów - WINOGRONOWY MIÓD, 280ml. - Organic Shop
  • Organiczny ENERGETYCZNY żel pod prysznic - MANDARYNKOWA BURZA, 280ml - Organic 
  • Organiczny regenerujący balsam do włosów - MAROKAŃSKA KSIĘŻNA. 280ml - Organic Shop
  • ORGANICZNY szampon do włosów - WINOGRONOWY MIÓD - MIĘKKIE I LEKKIE WŁOSY, 280ml - Organic Shop

Żel pod prysznic jest na zdjęciu poniżej, ponieważ zapomniałam go postawić do fotki ;)

Jak widzicie, większość kosmetyków jest z Organic Shop. Jest moja ukochana maska figowa (nota będę teraz mam dwie, bo w Chillboxie była taka sama) i dwie kolejne, jaśminowa i awokado, które bardzo chciałam wypróbować.
Do tego po zachwycie szamponem od OS (tym z oliwką marokańska księżna KLIK) postanowiłam dokupić balsam z tej samej serii i kilka innych produktów z tej samej linii. 
Skusiłam się jeszcze na takie dziwne cos jak balsam w kostce. Nie używałam, nie znam, zobaczymy jak się sprawdzi.

Kolejne zakupy zrobiłam w Triny i tu jestem z siebie dumna, bo kupiłam tylko to, co było potrzebne. 


  • Pianka do włosów zwiększająca objętość, Natura Siberica,
  • krem dla skóry skłonnej do niedoskonałości, Make Me Bio.
Piankę lubię, recenzowałam ją tutaj KLIK, a z MMB mam puder myjący KLIK, który bardzo sobie chwale, więc skusiłam się na krem. używam go od tygodnia i o ile na początku jakoś mnie nie zachwycił, tak teraz jestem z niego coraz bardziej zadowolona - recenzja za jakiś czas. 

No i to tyle z kosmetycznych nowości. Na pewno nie zachwycają tak, jak Zoevowe nabytki, ale jest tego dość sporo. Będzie co używać i opisywać, a ja cos czuje, że moje włosy polubią się z tymi produktami :) Obecnie mam jakieś DHD, ale chyba z powodu braku protein, co już nadrabiam czystym kolagenem. Dawno nie było aktualizacji, ale włosy myje rano o 6:00, kiedy jest jeszcze ciemno, wracam po 17, kiedy jest już ciemno, a ostatnio w weekendy ciemno było praktycznie całe dnie... No i jak tu zrobić porządne fotki w naturalnym świetle, no jak? ;)

Miłego weekendu kochane :) 
 
Czytaj dalej...

Fajny żel do mycia twarzy - EFFACLAR od La Roche-Posay

Heyka. 
Dziś post o żelu do twarzy, takim ciekawym i dla mnie na prawdę dobrym. Mowa to u Effaclar od La Roche-Posay.


O samej firmie dowiedziałam się z jakiegoś beautyboxa - ale z jakiego, nie pamiętam i nie pamiętam co to był za kosmetyk. O żelu natomiast pisała KH i razu pewnego, gdy byłam w Superpharm akurat była promocja i zapłaciłam za żel 26 zł. 


Nazwa produktu:
Effaclar, oczyszczający żel do skóry tłustej i wrażliwej

Producent:
La Roche-Posay

Cena:
ok 35 zł za 200 ml w cenie regularnej

Konsystencja, kolor, zapach:
Konsystencja żelowa, bezbarwna. Zapach delikatny, lekko apteczny.

Opakowanie:
Tubka z korkiem. Wydaje mi się, że dziurka jest trochę za mała i kosmetyk zbyt wolno wypływa z opakowania.

Skład:
AQUA / WATER
SODIUM LAURETH SULFATE
PEG-8
COCO-BETAINE
HEXYLENE GLYCOL
SODIUM CHLORIDE
PEG-120 METHYL GLUCOSE DIOLEATE
ZINC PCA
SODIUM HYDROXIDE
CITRIC ACID
SODIUM BENZOATE
PHENOXYETHANOL
CAPRYLYL GLYCOL
PARFUM / FRAGRANCE

Obietnice producenta:
Ze strony producenta:
Żel EFFACLAR delikatnie oczyszcza skórę dzięki zawartości środków myjących dobranych specjalnie do skóry wrażliwej. Usuwa zanieczyszczenia i nadmiar sebum, pozostawiając skórę czystą i świeżą. Z łagodzącą, przeciwdziałającą podrażnieniom wodą termalną La Roche-Posay - pH 5,5 - bez mydła - bez alkoholu - bez barwników - bez parabenów



Moje wrażenia:
Po pierwsze po dwóch myciach twarzy zauważyłam, ze żel ma dużo lepsze działanie niż i tak już dobry Purete Thermale od Vichy. Bardzo ładnie domywa twarz przez co nie tworzą się na niej niedoskonałości spowodowane pozatykanymi porami. Generalnie odnotowałam, że ogólnie mam mniej niedoskonałości na mojej buzi od kiedy myje ją tym  kosmetykiem.
Produkt bardzo dobrze poradził sobie z moimi przetłuszczającymi się policzkami i nosem, a broda jest w rewelacyjnym stanie. Niestety, czoło zostało przesuszone i muszę niemal po każdym myciu dobrze je nawilżać - od razu, bo chwila za długo i jest wiórek. Kosmetyk nie nadaje się więc do skóry suchej ani normalnej i dla takich nie jest on dedykowany.

Opakowanie 200 ml starczy na długo. Żelowa konsystencja jest wydajna, a sam produkt bardzo fajnie się pieni. Nałożony na gąbeczkę Yasumi daje jeszcze większą pianę i rewelacyjny efekt oczyszczenia. Pianka jest przyjemna, lekka ale gęsta i mięciutka, łatwo i szybko się zmywa.

Jak na razie Effaclar jest najlepszym myjaczem twarzy jaki miałam. W szafce czekają jeszcze inne żele, z czego jeden już kilka razy był w użyciu i jeśli żaden nie powali mnie na kolana (ale jest prawdopodobieństwo, że jednak powali), wrócę do La Roche-Posay. Tak, zgadza się - wrócę do niego nawet jeśli przesusza mi czoło - po prostu tak dobrze oczyszcza, że mu to wybaczę. A czoło nawilżam :) 



Czytaj dalej...

Makijażowe zakupy na wiosnę - Zoeva, Sleek, BeautyBlender, Makeup Revolution i Blendit

Heyka.

Ostatnio postanowiłam zakupić sobie na wiosnę kilka(naście) ciekawych rzeczy do makijażu. Choć blog jest typowo kosmetyczny, nie oznacza to, ze nie mam fioła na punkcie kolorówki ;) Po prostu jej tutaj nie opisuję, bo nie wiem jak idealnie oddać opis cienia, tuszu czy podkładu. Przy swatchach cała się wybrudzę i umaże przy okazji wszystko dookoła ;) No ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby przedstawić Wam moje nowe nabytki :)

Na pierwszy ogień weźmy zakupy w Minty





Długo, bo prawie rok nosiłam się z zamiarem zakupu pędzli Zoeva. Jak już dorosłam do tej decyzji, to nie wiedziałam jaki chce zestaw. W końcu padło na ten duży, 25 pędzli z pasem
Do tego dokupiłam:

cienie ZOEVA Mixed Metals Palette 

cienie ZOEVA Rose Golden Palette 

róże ZOEVA Pink Spectrum Blush

bazę pod cienie ZOEVA Eyeshadow

Tyle jeśli chodzi o markę Zoeva, ale zostańmy jeszcze w Minty. Prócz pędzli, bazy, cieni i rózy kupiłam BeautyBlender, do którego również podchodziłam bardzo długo (ciągle studziła mnie cena, ale zaryzykowałam, w końcu) i jego tańszego brata BLEND IT, na którego była promocja. 





A to jeszcze nie wszystko. Dla rozkoszy nosa wybrałam sobie 5 zapachów wosku Yankee Candle:
Mandarin Cranberry
Strawberry Buttercream
Sweet Strawberry
Cranberry Ice
Spiced Orange







I tyle jeśli chodzi o MintyShop. Ceny znacie, więc orientujecie się ile wydałam. Było to w ostatni dzień przed podniesieniem cen produktów Zoeva, ale wartość koszyka i tak zabijała. Nie mniej jednak bardzo zależało mi na tych zakupach.
Często pytacie, nie tylko mnie, czy sklep za wielkie zamówienie dołożył jakiś fajny gratis. no nie powiem, ja też lubię niespodzianki, ale nie można oczekiwać od sprzedającego, że jak zostawimy u niego kupę kasy, to da nam gwiazdkę z nieba. W końcu to co mu płacimy, to nie jest jego zarobek na czysto. Wszem i wobec więc mówię, że dostałam rabat, ale wynosił on chyba 7 zł ;) Nie wiem skąd się wziął, bo 5% za rejestracje dostałam po pierwszym zamówieniu - mail przyszedł za późno. Do tego miałam gratisową wysyłkę. W pudełku prócz rzeczy za które zapłaciłam, znalazłam dwie próbki od Sylveco. Tyle. Więc odpowiedź na pytanie, jaki miałam gratis: to koszt wysyłki za darmo, 7 zł rabatu i 2 próbki kremów. Dla mnie ok, szczególnie darmowa wysyłka.

----

Ok, przejdźmy do drugich zakupów, też makijażowych.
W sklepie MILOR na pasażu w M1 w Bytomiu obłowiłam się jeszcze w 5 paletek. 
Trzy z nich są marki Sleek:
Garden od eden 447 (zielenie i kolory ziemi)
Bad girl 596 (granaty, zielenie i grafity)
Vintage romance 141 (fiolety i miedzie)
Są nieco gorszej jakości od Zoevy (i koszmarnie się otwierają), ale dają radę, mają cudowne kolory. W praktyce okaże się, czy skusze się na więcej.





Prócz Sleeka zaopatrzyłam się w czekoladową paletkę w wersji I HEART CHOCOLATE od Makeup Revolution i wzięłam jeszcze kolejną paletkę róży Hot Spice, również od MR. 



I to tyle - starczy na jakiś czas... na dużo czasu starczy ;) podkładu nie kupowałam, bo cały czas używam Snaila od Skin79. 

Jakie macie doświadczenia z pędzlami Zoevy i jej paletami? Miał ktoś już bazę tej firmy?
BB jedni chwalą, inny nienawidzą, a ktoś używał gąbeczki Blend it?
Czy te cienie ze Sleeka zdają egzamin?  Z MR? 

Piszcie :)
Czytaj dalej...

Szampon Marokańska Księżna od Organic Shop - jeden z najlepszych szamponów jakie miałam

Cześć.

Jakiś czas temu pisałam o cudownej masce do włosów od Organic Shop. Bardzo się wtedy zmartwiłam, że firma nie prosiła o zezwolenie na przedłużenie dystrybucji produktów do Polski. No ale w końcu to zrobiła i kosmetyki OS znów są u nas!
Szamponów u mnie dużo, więc wstrzymywałam się z zakupem nowych, ale Naturalnie z Pudełka wsadziło jeden z OS do swojego boxa. To było dla mnie osobiście strzał w dziesiątkę i bardzo się ucieszyłam. Jak możecie przeczytać w tytule posta - moja radość nie została ostudzona podczas używania produktu. 



Nazwa produktu: ORGANICZNY Regenerujący szampon do włosów - MAROKAŃSKA KSIĘŻNA - oliwa z oliwek, kwiat pomarańczy.

Producent:
Organic Shop.

Cena:
13 zł za 280 ml

Konsystencja, kolor, zapach:
Konsystencja jest bardzo specyficzna, żelowo-galaretkowata i gęsta. Kolor - lekko zielonkawy, przezroczysty. Zapach, hmmm.. jak dla mnie pachnie jabłkowym musem, który jadłam kilka lat temu - takie gotowe musy w opakowaniach.

Opakowanie:
Plastikowa butelka z plastikową zakrętką, bez aplikatora, wylot na produkt dość spory. Na etykietce duża nazwa firmy i zdjęcie gałązki z oliwką. 


Skład:
Aqua, Sodium Coco-Sulfate, Lauryl Glucoside, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Olea Europea Fruit Oil*, Argania Spinosa Kernel Oil, Hydrolyzed Wheat Protein, Rosa Damascena Flower Water*, Sitrus Aurantium Amara Flower Water*, , Glycerin, Sodium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid, Tocopheryl, Citric Acid, Limonene, 
 Konserwanty: Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid
(*) - składniki organiczne pochodzące z upraw ekologicznych 

Obietnice producenta:
Regeneracja włosów, zabezpieczenie pasm, wizualne zagęszczenie i poprawa kondycji włosów oraz nawilżenie.



Moje wrażenia:
BARDZO rzadko używam samego szamponu. Przed myciem czasem ląduje na pasmach olej i zawsze po myciu maska, balsam lub odżywka. Specjalnie na potrzeby wpisu spróbowałam umyć włosy tylko szamponem, a potem już nic na nie nie nakładać i to był bardzo dobry pomysł, bo teraz już wiem, czym myć włosy kiedy cierpię na totalny brak czasu, a chce, aby pasma wyglądały ładnie.
Produkt fajnie się pieni i bardzo dobrze oczyszcza włosy, które na mokro skrzypią pod palcami, a jednocześnie nie są ani szorstkie, ani splątane. 
Po wysuszeniu pasma są bardzo dobrze nawilżone, delikatne, puszyste, ale dobrze dociążone i do tego ślicznie błyszczą. Wyglądają pięknie. Na drugi dzień nadal wyglądają nienagannie i nie są zbyt mocno przetłuszczone u nasady.
Faktycznie pasma wyglądają na grubsze, ale tylko pierwszy dzień.
Co więcej napisać? Cena nie jest kosmicznie wysoka jak na takie działanie. Polecam ten produkt i sama jestem bardzo ciekawa pozostałych szamponów z tej firmy.


PS.
Ten szampon jednak skusił mnie do zakupu kolejnych myjaczy z OS i już kolejne dwa czekają na testy ;)
Czytaj dalej...
URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka