Aktualizacja - podsumowanie maja 2015

Witam w dzisiejszym podsumowaniu maja.

Ten miesiąc, poza małym, dwudniowym "bad hair day" przyniosł mi wiele dobrego. Maj rozpoczęłam końcówką tygodnia ajurwedyjskiego. Ta maska miała bardzo dobry wpływ na moje włosy. Następnie testowałam maskę Natura Siberica Głęboka Regeneracja, która była na prawde zbawienna dla zdrowych włosów, ale nie do końca radziła sobie ze zniszczonymi końcami. Póżniej do testów została wywołana Planeta Organica marokańska, która to z kolei zachwycała od cebulek, aż po same końce. obecnie rozpoczynam tydzień z Natura Siberica Głębokie nawilżenie i powiem Wam, że maska spokojnie daje sobie radę:)

Jeśli chodzi o oleje, to nie zawsze olejowalam włosy na noc, czy zwyczajnie, standardowo w dzień. Zdarzyło mi się to 10 razy. Dodatkowo 6 razy solidna porcje olejów mieszałam z maskami nawilżającymi i emolientowymi w metodzie mycie-maska z olejami-mycie-maska bez olei. Trzy razy przed myciem w ogóle nie używałam olejów. 5 razy wcierałam na całą noc olejek Siberica Natura na wzrost (a długość olejowałam innymi olejami).

Włosy potraktowałam solidną dawką keratyny dwa razy - nie przeproteinowujac przy tym włosów. 

Raz obciążyłam je maską, Sylveco z lnem i olejem kokosowy, ale to wina zbyt długiego trzymania kosmetyku na pasmach. Raz olej migdałowy spuszył mi kłaczki. I to tyle złego - całkiem nieźle jak na 31 dni ;)

Dziś moje włosy prezentują się tak. Po umyciu włosów szamponem Sylveco pszeniczny, na godzinę nałożyłam mix masek emolientowych i humekantowych wymieszanych z dużą dawką ulubionych olei. Wszystko dobrze potem spłukałam i przemyłam pasma nawilżającym szamponem Siberica Natura. Potem na 20 minut nałożyłam maskę Natura Siberica Głębokie Nawilżenie całość wysuszyłam i podkręciłam na żel "Żywe Witaminy Natura Siberica" o którym co nieco więcej wspomnę w drugiej połowie czerwca. 
Pasma są niezwykle miękkie, bardzo błyszczące i mega nawilżone. Zniszczone końcówki i krótsze włoski są dość fajnie zdyscyplinowane. Włosy zebrane w garść są niezwykle mięsiste i zdrowe.




Porównanie marca, kwietnia i maja:


Pozdrawiam i już jutro zapraszam na nowy GiveAway :) 

Czytaj dalej...

Chillbox - nowa idea boxów kosmetycznych

Heyka!

Boxy kosmetyczne - temat rzeka. Mają zarówno zwolenniczki, jak i przeciwniczki. Jedne je wręcz kochają, inne nienawidzą. Całe zamieszanie spowodowane jest głównie przez dziwny dobór kosmetyków. Tak jak na przykład w ostatnim znanym boxie - dwie maski do włosów i dwa produkty do pielęgnacji pięt. Z maseczek oczywiście ja, włosomaniaczka, bardzo się uciszyłam. Pięty mam na szczęście zadbane, ale zostawiłam sobie serum - bo może kiedyś się przyda, plastry dałam mamie. Ale co by nie było, gdy otrzymałam tego boxa, miałam wrażenie, że firma wywiesza na budynku swojej siedziby hasło: "dajcie wszystko co wam zalega, a my wrzucimy to do pudełka". Zero kontroli nad zawartością, kremy 35+ w boxach nastolatek, kolory i kosmetyki nie pasujące do profilu beauty.

Zdjęcie pochodzi z FanPage Chillbox'a


Ale ale!!! Ostatnio szukając zdjęć z zawartością majowych boxów wpadłam przypadkiem na Instagram, gdzie obok BeGlossy i Shinybox pojawiło się zdjęcie pudełka z na prawdę dobrą zawartością. Na moje szczęście ktoś zrobił fotkę na tle nazwy tego boxa. Nie byłabym sobą, gdybym w tempie ekspresowym nie sprawdziła co to za zjawisko! I tak trafiłam na stronę CHILLBOXa
Może najpierw kilka słów o właścicielkach, z którymi miałam już przyjemność rozmawiać - przesympatyczne, dwie młode panie. Nazywają się Wiola i Anna, mieszkają we Wrocławiu, a Chillboxa założyły w ramach Start-Upu Akademickiego Inkubatora Przedsiębiorczości. Moim zdaniem bardzo fajny pomysł na biznes, bo choć mamy już dwie firmy o podobnej tematyce, Chillbox jest nieco inny. 
Ideą boxa Chill jest wychillowanie się po trudach dniach, ale nie tylko kosmetycznie! Oprócz na prawdę ciekawych kosmetyków, istnieje duża szansa, że w pudełku znajdziemy fajną książkę, płytę, elemnty wyposażenia wnętrza lub coś smacznego, co wywoła uśmiech na naszej zmęczonej twarzy.


Zdjęcie pochodzi z FanPage Chillbox'a


Przejrzałam sobie zawartość wcześniejszych boxów i właśnie to skłoniło mnie do zamówienia pudła. W poprzednich edycjach znalazły się między innymi:
- świeczki Worhshop of Nature,
- pianki do mycia ciała Organique,
- multiwitaminowy krem do rąk Planeta Organica,
- opaska na włosy, aby nie wpadały nam na twarz, kiedy mamy na niej maseczkę,
- książka "Serce na talerzu", "Bliżej słońca" oraz "Pomóc Jani",
- krem do rąk i paznokci oraz scrub do stóp z Green Pharmacy,
- jajeczko EOS (no ludzie, dlaczego ja przegapiłam to pudełko :( ),
- kubeczek-butelka oraz słomki do picia smoothie i koktaili <3,
- żel pod prysznic oraz sól borowinowa Tołpa,
- maski do włosów/twarzy Babuszki Agafii,
- odżywka do paznokci Sally Hansen.

Jak dla mnie - zawartość REWELACYJNA i bardzo, bardzo żałuję, że nie jestem z Chillboxem od początku, choć nie ma tego złego - dziewczyny posłały w świat dopiero dwie edycje, więc od trzeciej zaczynam i ja! Chyba wszystko co powyżej wymieniłam znalazło by u mnie zastosowanie.

Pudełka Chillbox dzielą się na dwa rodzaje - Classic i Max. W tym pierwszym znjadziemy zawsze minimum 4 produkty pełnowymiarowe, w tym większym, minimum 6 pełnowymiarówek. Koszt pudełka jest nieco większy niż boxów znanych nam już od miesięcy. Cena maxa jest też oczywiście wyższa niż classica. Jeśli jakość zawartości pudeł nie spanie, to będę skłonna powiedzieć, że to jedne z najlepiej wydanych pieniędzy w tym roku. Może z czasem dojdą nawet na prawdę luksusowe produkty - ale dajmy dziewczyną czas na rozwinięcie skrzydeł, aby coraz więcej kosmetycznych firmy im zaufało i były chętne do współpracy :D Pudełka możemy kupić w pakietach 1,3 i 6 miesięcznych.

Zdjęcie pochodzi z FanPage Chillbox'a


Na Facebookowym Fanpageu Chillboxa możemy znaleźć podpowiedzi zarówno do wersji klasycznej jak i tej rozszerzonej. Zagadki, na szczęście, wcale nie są takie trudne i już wiemy, że w czerwcu w obu wersjach na pewno będzie wosk Yankee Candle (oby coś owocowego!), a w wersji max jednym z produktów będzie odżywczy mus malinowy od Nacomi (i to było to,co już na 100% przekonało mnie do boxa).

Myslę, że jest to niezła konkurencja dla Glossy i Shiny. Tamte korporacje, jak już wcześniej pisałam, chyba przestały panować nad zawartością. Owszem, zawsze znajdzie się kosmetyk, z którego jestem zadowolona i przewyższa wartością cenę pudełka, ale niekiedy za dużo jest tych nietrafionych. W Chillboxie za wszystko - od początku do końca - od wyboru kosmetyków, aż do zapakowania ostatniego pudełka - odpowiedzialne są Wiola i Ania. 


Zdjęcie pochodzi z FanPage Chillbox'a


Jak Wam się podoba idea takiego boxa, gdzie znajdziemy nie tylko kremy, lakiery i szminki? Czy takie pudełko pozwoliłoby Wam się bardziej wychillować niż kartonik tylko z kosmetykami? 

UWAGA!! NA FanPage'u na Facebooku Chillbox przygotowały niespodziankę - 10% kod rabatowy. Jest też informacja o konkursie, w którym możecie wygrać czerwcowe pudełko - warto tam zajrzeć :) KLIK 


Czytaj dalej...

LIEBSTER BLOG AWARD 2015.

Witam.
Dziś zabawa LIEBSTER BLOG AWARD 2015.





Nominację do zabawy dostałam od dwóch dziewczyn, które prowadzą blogi:




Zasady zabawy::
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”.
Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała.
Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."


Może na samym początku powiem, że nie jestem w stanie wytypować w tym momencie 11 osób -  mój blog jest młody, nie znam Was jeszcze dobrze, nie będę się narzucać. Wybiorę kilka osób, które znam i najbardziej kojarzę, ale nie obrażę się, gdy w ogóle nikt z tych osób nie będzie miał ochoty na udział w zabawie. Prowadzę jeszcze innego bloga i tam większość osób ma z boku logo "nie biorę udziału w zabawach", stąd też wiem, że nie każdy na coś takiego ma czas/ochotę.





Pytania, które zadała mi Beauty Guardian:

1. Czy posiadasz śmieszne przezwisko ?
Nie, nie posiadam żadnego przezwiska, mój kumpel tylko czasem mówi na mnie Yuko.
2. Największe uzależnienie ?
Narzeczony, tulenie moich psów, kosmetyki, komórka, komputer.
3. Istnieje anegdota na twój temat opowiadana w kółko na rodzinnych spotkaniach ?
Zawsze opowiadają jakim niejadkiem byłam jako dziecko.
4. Co Cię skłoniło do założenia bloga ?
Motywuje mnie on do dbania o włosy.
5. Ulubiona zabawka z dzieciństwa ?
Mam ją do dziś - to mój miś, niebieski, nazywa się Misiówka.
6. Czy uprawiasz jakiś sport ?
Nie, ale mam nadzieję w wakacje coś zacząć.
7. Telewizja czy internet ?
Internet.
8. Obecny cel, który chcesz spełnić ?
Taki najbliższy, to wyjechać na wakacje, a taki w sumie równie bardzo bliski, bardziej długofazowy - znaleźć stałą pracę, bo w obecnej kończy mi się umowa.
9. Najdziwniejsza sytuacja jaka Cię spotkała w życiu ?
Pojechaliśmy do Chorwacji na wakacje, miałam 13 lat. Spóźniliśmy się 2 godziny i mimo zaliczki, nasze pokoje dostał ktoś inny. Przenieśli nas do innego hotelu..jak się okazało...dla naturystów.
10. Jaka jest twoja ulubiona potrawa ?
Spagetti, które robię wspólnie z narzeczonym.
11. Jesteś rannym ptaszkiem czy sową ?
Oj, zdecydowanie sową.



Pytania, które zadała mi Anszpi:

Jaka jest twoja wymarzona podróż?
Chcę wrócić tam, gdzie już byłam - Paryż i Londyn.
Co zmieniła byś w swoim wyglądzie i dlaczego?
Nos, bo jest krzywy - kiedyś kuzyn mi niechcący złamał
Włosy - chce gęstsze, dłuższe i jaśniejsze
Paznokcie - aby były takie, jakie powinny być, a teraz to są krzywe, bo obgryzałam ;/
Nogi - żeby miały mniej pajączków i małych żyłek i żeby moje kolana wyglądały jakoś lepiej
Ulubione kwiaty?
Wszystkie, absolutnie wszystkie!
Potrawa która przypomina Ci dzieciństwo?
Jem ją do dziś - jajecznica z pomidorami, którą robi mój tata.
Jakie są twoje ulubione 3 kosmetyki?
Maska keratynowa B.app, Balsam do ciała Siberica Natura z rokitnikiem, Korektor Maybelline i jeszcze wszystkie cienie od Sephory, które mam w paletkach.
Wolisz spodnie czy spódnicę?
Spodnie, wygoda przede wszystkim. Ale lubię spódniczki, takie maksymalnie do połowy uda, nigdy ołówkowe, tych nienawidzę. I przenigdy z jeansu!!!!!
Jakie są twoje zainteresowania?
Hmmm... psy, kosmetyki, fotografia.
Twoje ulubione hobby to…?
Mam jedno od paru lat - szyję misie OOAK, mam swój własny blog i FanPage.
Jaka jest twoja ulubiona rzecz?
Kilka - telefon, komputer, aparat, tablet graficzny, szczotka do włosów, świecąca świnka :P
Bez czego nie mogła byś żyć?
Haha, lepiej umiałabym wymienić to, bez czego mogłabym żyć ;)

A teraz moje pytania:
1. Czy obecna praca, jest tą, o jakiej marzyłaś?
2. Owoce czy warzywa?
3. Idealne włosy według ciebie, to włosy...?
4. Gdybyś miała możliwość zamieszkania w innym kraju, jaki byłby to kraj i dlaczego?
5. Film, który widziałaś najwięcej razy i nigdy Ci się nie znudzi.
6. Jaki kolor przeważa w Twojej szafie?
7. Czy starasz się zdrowo odżywiać? Jeśli tak, to jakim pokusom ulegasz?
8. Idealna pogoda według ciebie to...?
9. Natura/Hebe/Sephora/Rossman czy Douglas?
10. Czy masz najlepszą przyjaciółkę, ale taką na dobre i złe, na zawsze?
11. Jak reagujesz, gdy dzwonią do Ciebie z setną ofertą reklamową kredytu/zmiany taryfy/superhiper samogotujących garnków?


Wieczorem poinformuję każdą nominowaną, jeśli jednak przeczytałaś post wcześniej i jesteś nominowana, daj znać, że już wiesz ;)
Do zabawy nominuję:








Jeśli któraś z Was bawi się z nami, a nie wie kogo wybrać do dalszej nominacji- możecie mnie spokojnie nominować i zadawać mi pytania, jednak ja już nie będę dalej nikogo nominować, z powodów podanych powyżej, a odpowiedzi umieszczę pod postami z recenzjami kosmetyków.
Czytaj dalej...

BeGlossy maj 2015 - by HEBE

Hey!
Wczoraj dostałam wyczekane, oj bardzo wyczekane BeGlossy by Hebe, maj 2015.
Pudełko spóźniało się, podobno ze względu na opóźnienia dostawcy jednego z produktów, ale już jest.
co ciekawego w środku:




Pudełko jak zwykle wzbudza tyle zachwytów, co i krzyków niezadowolenia. Najbardziej dobija fakt dwóch produktów na to samo - na zniszczone pięty. Ja mam akurat zadbane, ale chętnie zostawię sobie serum regeneracyjne - tak na lato. Mama zainkasowała za to plastry. 
wielki ból jest też o dwie maski do włosów - ale ja się BARDZO cieszę, maskę arganową chciałam kupić, ale przerażała mnie wielkość słoja pełnowymiarowego (litr), a teraz mam okazję na test. Druga maska jest produktem mi nieznanym, ale zbiera na forach bardzo dobre opinie i przecudownie pachnie! Za jakiś czas go użyję, tylko włosy muszą być gotowe na przyjecie porcji protein. 
Szminka - uważam, że wybór padł na bardzo dobra firmę, choć niestety kolory bardzo oryginalne, indywidualne, przez co mnie osobiście w ogóle kosmetyk nie będzie przydatny. Jednak mam już na niego pomysł ;)
Produktem kultowym jest serum do brwi i rzęs Bandi - osobiście po przygodach z Long4Lashes troszkę się boje ,ale chętnie wypróbuje ten specyfik.
Upominkiem za zbyt długi czas oczekiwania na pudełko są kolczyki - zwykłe, metalowe, troszkę jak dla małych dziewczynek. Nie wiem, czy nie były tak czy siak planowane w pudełku, bo nie wyglądają mi na prezent, lecz na od poczatku na planowaną zawartość.
Poza kosmetykami w boxie był magazyn Beglossy, reklama Gosha, kupon rabatowy na 10 zł do zrealizowania w HEBE przy zakupach od 50 zł oraz formularz do założenia karty HEBE. Ja dostałam w sklepie miesiąc temu swoja własną kartę - niestety granatową :( Szkoda, że nie jest taka śliczna jak ta z pudełka. 
To tyle jeśli chodzi o majowe boxy. Shinyboxa opisywałam niedawno. W czerwcu pokaże Wam aż 3 pudelka - Beglossy, ShinyBox i... i coś jeszcze :) 
Czytaj dalej...

Marokański tydzień z maską Planeta Organica - mnie się podoba!

Hey :)
Kolejny tydzień (no, ponad tydzień) tematyczny za mną. Bohaterem tym razem była marokańska maska Planeta Organica (w przerwach 2 inne kosmetyki, jednym przeciążyłam włosy, a innym je naprawiłam ;) ) Ponad miesiąc czasu zastanawiałam się nad kupnem tej maski - nie jest tania, a opinie o niej są skrajne - od zachwytów, po totalne rozczarowanie. Jednak nauczona tym, że około 50% opinii na KWC nie jest wcale taka szczera, a czasem dziewczyny są sfrustrowane i oceniają średni kosmetyk jako zły a dobry jako średni - kupiłam maskę.


Za 300 ml zapłaciłam 28 zł. Produkt przyszedł w ładnym słoiczku. Maska jest ciemnozielona, gęsta, ale kremowa i śliska, ma taki orientalno-kadzidalno-lekko męski zapach. Tak tak, wyczuwam tam jakąś nutę znaną mi z kosmetyków dla mężczyzn. Nie jest to jednak problem, maska pachnie ładnie, a po zmyciu zapach traci na sile.
Produkt jest bardzo wydajny, nakłada się go bardzo sprawnie i przyjemnie - tak jak pisałam, choć maska jest gęsta, to śliska, a jednocześnie nie spływa z włosów.


Kosmetyk nakładałam na naolejowane wcześniej i umyte dwa razy włosy i trzymałam średnio 20-30 minut, potem obficie spłukiwałam wodą (która była zielona ;) ) i wylewałam na głowę płukanki - kawową albo rokitnikową z dodatkiem kilku "psików" Treseme Youth Boost. Na koniec włosy stylizowałam z użyciem produktów, których używam zawsze.
Mimo dość powrzechnego niezadowolenia z tej maski, głównie wśród osób z wysokoporowacami, ja jestem maską bardzo usatysfakcjonowana. Moje włosy po jej użyciu są:
-dociążone, ale nie przeciążone
- absolutnie nie spuszone, nawet końcówki są ujarzmione
- nawilżone
- błyszczące
- mięsiste
- miękkie
- pasma dobrze wyglądają na drugi dzień po przespanej nocy
- maska nie przyciemnia włosów
- skóra głowy nie jest podrażniona

Podobno maska zapobiega wypadaniu i stymuluje wzrost włosów, ale jakoś nie wierze w takie cuda kosmetykom, które na głowie są mniej niż 3 godziny. Według takich danych powinnam mieć włosy co najmniej do pasa, bo większość moich masek ma gdzieś tak w działaniach pobudzenie wzrostu kłaczków.


Na koniec kilka podstawowych wiadomości od producenta o tej masce:
Produkt zawiera organiczny olejek arganowy (bogaty w wiele witamin) i olejek neroli (zapewnia włosom elastyczność) oraz 16 aminokwasów niezbędnych do zdrowia i urody włosów. Maska zawiera także olejek laurowy, który zapewnia naturalną ochronę przed szkodliwym wpływem środowiska zewnętrznego i jest bogatym źródłem witamin dla skóry głowy i włosów. Dodatkowo wzmacnia korzenie i zapobiega wypadaniu włosów.
Czarna oliwa zawiera 16 aminokwasów, które są niezbędne do włosów i skóry. Oliwa z oliwek odżywia, nawilża i natychmiast sprawia, że włosy są miękkie.

Skład: Aqua with infusions of Organic Argania Spinosa Kernel Oil (organic argan oil), Organic Citrus Aurantium Amara Flower Oil (organic neroli oil), Laurus Nobilis Leaf Extract (laurel oil), Olea Europaea Fruit Oil (olive oil), Eucalyptus Globulus Leaf Oil (eucalyptus), Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil (lavender oil), Origanum Vulgaris Extract (extract of oregano); Cetearyl Alcohol, Glyceryl Srearate, Behentrimonium Chloride, Cetyl Ether, Isopopyl Palmitate, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid.


I jeszcze moje włosy z ostatniego dnia tygodnia marokańskiego:


Czytaj dalej...

Mydło z nanosrebrem - mój hit i przełom w myciu skóry twarzy!

Hey.
Ostatnio obiecałam napisać o rewelacyjnym, nowo odkrytym przeze mnie kosmetyku. Zapewne cześć z Was go zna, ale dla mnie to nowość i mój  hit na miarę Biovaxa z Kawiorem, który na zawsze zagości na mojej półce jako ten, który wyciągnie mi włosy na wyżyny niezależnie od ich aktualnego stanu. No ale nie o Włosach dziś mowa, lecz o twarzy, a kosmetyk, który jest bohaterem dzisiejszego postu, to mydło z nanosrebrem i białą glinką - firmy Kropla Zdrowia. 


Co obiecuje nam producent umieszczę na końcu, skupię się najpierw na wrażeniach własnych i dość długim wstępie. 

Moja skóra na twarzy jest dosyć specyficzna. Przyznam się bez bicia, choć powinno się mnie za to lać, że nie za bardzo używałam kremów na dzień, na noc, czy takich z filtrem - przez 28 lat. Do koło 20 roku życia nie malowałam się, ale miałam niemały problem z trądzikiem i bałam się, że tłusty krem tylko pogorszy mój stan. Jednakże wszystkie syfki i pryszcze były typowym objawem dojrzewania i nie był to ogromny problem, to też do dermatologa nie trafiłam NIGDY. Po 20 roku życia twarz zaczęła wyglądać jako tako, jednak zawsze jakaś niespodzianka musiała się pojawić, zwłaszcza przed okresem. I tak sobie myłam tą moją buzię..mydłem w kostce, nigdy żelem. A kremów nie było nadal. Jakiś czas potem, gdy moja skóra zaczęła się bardzo przesuszać, zaczęłam używać kremów Garniera, bo one jako jedyne powodowały najmniej szkód. Smarowałam się nimi tylko w miejscach przesuszenia. Raz było lepiej, raz gorzej, raz pomagały i nawilżały, raz powodowały wysyp. Ale trwałam tak w tej "pielęgnacji" i mycia się mydłem dalej, no bo było jako tako. 




Dopiero jakiś czas temu zaczęłam odkrywać kremy, na dzień, na noc, ujędrniające, nawilżające, odżywcze... i NIE WIEM czy to wina kremów, mojej skóry czy skóry nieprzyzwyczajonej do kremów innych niż leciutki krem-żel Garniera, ale każdy, absolutnie każdy krem, każdej firmy mnie zapycha, tłuści i podrażnia. Nawet jeśli przez 2 dni jest ok, na 3 dzień skóra "odrzuca" kosmetyk. Najgorszym przypadkiem był krem na dzień Natura Siberica, który każda dziewczyna zachwala, a mnie spowodował w ciągu 5 godzin pojawienie się 6 białych, ogromnych pryszczy. 
Co do mycia, zaczęłam myć się kosmetykami przeznaczonymi TYLKO do tego, żelami, specjalnymi mydłami czy peelingami. Nie powiem, większość kosmetyków działała na prawdę rewelacyjnie, ale nigdy nie było tak na prawdę idealnie. I nadszedł ten dzień, kiedy przeglądając fotki Zielonej Mydlarni w Katowicach trafiłam na zdjęcie mydła z nanosrebrem. Jako że lubię srebro bardziej od złota, od razu wygooglałam kosmetyk i bardzo pozytywnie się zaskoczyłam - same dobre i bardzo dobre opinie. Poczytałam, poszperałam i dopisałam mydło na listę zakupów.



W sklepie były dostępne zarówno kostka jak i płyn. Wzięłam płyn, bo jest bardziej higieniczny. 
W weekend w który kupiłam mydełko byłam u narzeczonego. Zazwyczaj woda z jego miejscowości nie służy mojej buzi i pojawiają się pryszcze. Dodatkowo już 2 osobniki posiadałam przed weekendem, gdzie akurat w sobotę i niedzielę osiągnęły swój szczyt, formę i najgorszy wygląd. Ale raz kozie śmierć, butelka w dłoń, mydło na dłoń, pod wodę, na twarz i myję! A potem poszłam spać.
Rano obudziłam się z wyraźnie mniej zaognionymi, uspokojonymi pryszczami które miałam i z ani jednym nowym paskudztwem. Byłam szczęśliwa, ale ostrożna co do wydania opinii o mydełku. Jednak obecnie stosuję je już od 2 tygodni - rano po nocy, po pracy po demakijażu i wieczorem przed snem i muszę przyznać, że moja skóra nigdy nie była w lepszej kondycji. Obawiałam się przesuszu spowodowanego glinką, ale nic takiego nie miało miejsca. Dość niechętnie podeszłam tez do SLES zawartego na drugim miejscu w składzie (w kostce go nie ma), ale nic złego się nie dzieje.
Uważam to mydło za takie moje małe osobiste odkrycie, bo jako jedyne na prawdę rewelacyjnie pomaga mi w walce z przesuszem, przetłuszczaniem się strefy "T", pryszczami i ogólnie moja rozwydrzona cera jest dużo bardziej słuchana. W połączeniu z tonikiem hibiskusowym od Sylveco - marzenie! Obecnie używam tylko korektora pod oczy i dookoła nosa (gdzie zawsze mam lekko czerwoną skórę). Podkład nie jest potrzebny.

Mydło kupujemy tak jak mówiłam, albo w kostce, albo w butelce - dużej, 500 ml, z dozownikiem. Opakowanie ma biały kolor, srebrzyste napisy i bardzo fajną, śliską etykietkę, z której możemy się dowiedzieć na prawdę bardzo dużo o produkcie. Cena nie jest wygórowana - waha się od 16 do 23 zł. Ja zapłaciłam w Zielonej Mydlarni 21,90 zł. 
Produkt ma biało-perłową konsystencję i bardzo lekki, mydlano-apteczny zapach.




I jeszcze na koniec, co o mydle pisze na swojej stronie producent:

"Mydło naturalne w płynie z nanosrebrem i białą glinką,
kropla Zdrowia z nanosrebrem i białą glinką przeznaczona jest do mycia i codziennej pielęgnacji całej powierzchni ciała. Dzięki wyjątkowej formule zmniejsza stany zapalne, odżywia i regeneruje skórę działa łagodząco, wygładzająco oraz mineralizująco na skórę, zwiększając jej naturalną barierę ochronną.
Delikatnie oczyszcza, usuwa martwe komórki naskórka i lekko zwęża pory, nie wysuszając skóry. Łagodzi podrażnienia u osób z podrażnioną, ze skłonnością do atopii i atopową skórą, zmniejsza odczucie pocenia się oraz zmniejsza odczucie przetłuszczenia skóry łojotokowej.
Poprzez synergiczne działanie dwóch składników aktywnych – nanosrebra i białej glinki – mydło przeznaczone jest do stosowania w profilaktyce, zapobieganiu występowania oraz łagodzeniu chorób skóry, a także we wspomaganiu leczenia już istniejących zmian chorobowych skóry.
Nanosrebro jest znane przede wszystkim ze swoich silnych właściwości bakteriobójczych, grzybobójczych oraz odkażających. Jest bezpieczne, nietoksyczne, działa jak antybiotyk zabijając ponad 650 patogenów. Niszczy grzyby i pleśń, zabija pasożyty. Wspomaga rozwój komórek, nie akumuluje się w organizmie. Co ważne nie podrażnia błon śluzowych i nie zawiera wolnych rodników. Działa przeciwzapalne, nie reaguje z lekami. Wzmacnia naturalną odporność organizmu.
Produkt został przebadany laboratoryjnie i dermatologicznie na osobach z chorobami alergicznymi skóry. Podczas badań nie stwierdzono żadnych reakcji uczuleniowych u człowieka i działania miejscowo drażniącego.
Wyrób został zgłoszony do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych jako wyrób medyczny klasy I. Wyrób naturalny nie zawiera w składzie parabenów, silikonów, ftalanów, olejów mineralnych i pochodnych ropy naftowej, substancji z upraw modyfikowanych genetycznie, barwników, kompozycji zapachowych."

Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Glycol Cetearate, Cocamidopropyl Betaine, Cocamide DEA, PEG-75 Lanolin, Sodium Chloride, Lavandula Angustifolia Oil, Kaolin, Nanosilver, Citric Acid, Benzoic Acid, Dehydroacetic ACid, Phenoxyethanol, Polyaminopropyl Biguanide, Ethylhexylglycerin, Linalool


Czytaj dalej...

Shinybox MAJ 2015

No i już jest, wyczekiwany box od Shinybox. Z małym poślizgiem czasowym (BeGlossy ma jeszcze większy), ale dotarł. 
Tym razem chciałam zrobić sobie niespodziankę i nie zajrzałam na FB przed otrzymaniem mojego pudełka. Następnym razem zrobię to samo - zabawa jest wtedy dużo przyjemniejsza. 

A co było w pudełku? Tak oto prezentowała się jego zawartość:



Zaraz po otwarciu ucieszył mnie kolor lakieru - taki klasyczny, ładny. Na drugie starcie z sama sobą wybrałam szminkę - niestety, kolor choć dosyć ładny, nakłada się FATALNIE - nierównomiernie pokrywa usta, jest jakby sucha i zbyt zbita. trzecia w kolejności w moje łapki trafiła zielona półkulka - gąbka YASUMI. Zdążyłam ja już wypróbować i poważnie zastanawiam się nad wykorzystaniem kuponu rabatowego na te gąbeczki - jest rewelacyjna! krem THALION bardzo mnie zaintrygował, ale nie wiem jeszcze czy cieszyć się, że to tylko próbka, czy płakać - okaże się w praktyce. Bardzo ucieszył mnie Balsam BEAUTY NATURALS na wzmocnienie naczynek - będę nim smarować nogi, na których mam dość dużo czerwonych pajączków. Chetnie wypróbuje tez siarkowa maskę peelingujaca od BARWY, zobaczymy, czy poradzi sobie z resztkami moich zaskórników ;) w prezencie otrzymałam także małe lustereczko od VENEZIA, ale nie bardzo mam je jak przechowywać w torebce, bo boję się, że je strzaskam. 
Spodziewajcie się za jakiś czas recenzji produktów z majowego Shinyboxa. Szminkę sobie daruję - jej aplikacja skutecznie mnie do niej zniechęciła. 



Czytaj dalej...

Dzisiejsza pielęgnacja, Informacje, Zapowiedzi, Giveaway, Współpraca, Wymianka i MustHave

Witam Was serdecznie. 

Dzisiejszy post będzie nieco informacyjny, z wieloma zapowiedziami. Może na początek to co najważniejsze, czyli włosy. 
Od kilku dni zmagałam się z moimi włosami, chociaż maska marokańska, która teraz testuję spisywała się ok, to mnie zachciało się  chwilowej odskoczni i tak - olej migdałowy spuszył mi włosy (pierwszy raz!), a lniana maska od Sylveco obciążyła je (a z kolei olej kokosowy powinien je chyba spuszyć, bo tak działa na średnio i wysokoporowce). Potem maska marokańska już tylko bardziej oblepiała mi kłaczki, a włosy traciły wodę w tempie ekspresowym. Postanowiłam, jako że mam trochę wolnego - zadziałać. Najpierw dwa razy umyłam włosy szamponem Biolaven, nie zawierającym ani SLS, ani SLES. Na wilgotne włosy nałożyłam aloesową maskę Equilibra, która wymieszałam z ciężkimi i średnio ciężkimi olejami , takimi jak np. brzoskwiniowy czy rokitnikowy. Całość potrzymałam na włosach 40 minut. Wszystko zmyłam szamponem nawilżającym od Natura Siberica i na 30 minut nałożyłam keratynową maskę od B.app. Maskę spłukałam obficie letnią wodą i wtarłam we włosy "Żywe witaminy" od Natura Siberica. Na końce poszła porcja serum keratynowego B.app i cudownego olejku Garniera. Całość wysuszyłam chłodnym nawiewem.
 Z włosów znów jestem bardzo zadowolona, takie oczyszczanie, i PEHowanie w ciągu jednego dnia wyszło im na dobre. Są błyszczące, bardzo miękkie, sypkie, nie strączkują i są wyraźnie odżywione. Szkoda, że niektórych włosów nie naprawi nic - zwijają się po trwałej, nie idzie ich w ogóle ujarzmić, są brzydkie, wyrastają z czubka głowy a uciąć ich tak po protu - nie mogę :( 
Niestety jestem dziś w domu sama, pogoda pochmurna i tylko takie zdjęcia zregenerowanych włosów udało mi się zrobić:






Jeśli chodzi o maskę Equilibra, która mnie dziś zachwyciła - nie chwaliłam się jeszcze, ale otrzymałam ja w kosmetycznej wymiance od Włosy musza być długie.  Oprócz tego cuda dostałam jeszcze 9 innych odlewek, takich jak np. Hair Liss Keratine, Regenerującą maskę ze składnikami z morza martwego od NS, płukankę malinową Marion czy balsam Aleppo od PO. Sukcesywnie będę używać tych kosmetyków bo to wspaniała sprawa, gdy chcemy coś przetestować i ewentualnie kupić potem pełnowymiarowy produkt. I tak ja na przykład chyba kupie sobie tą Equilibrę ;)

A teraz coś co każdy kocha najbardziej - Giveaway. No ok..jego zapowiedź. Jak pisałam w poprzednim poście, założyłam sobie FanPagea na FB KLIK i warunkiem wzięcia udziału w rozdaniu będzie jego polubienie (plus kilka innych dodatkowych warunków, ale jesli macie ochotę, możecie polubić FP już teraz). Obecnie jestem na etapie kolekcjonowania prezentów na to Candy - mam już coś bardzo odżywczego do włosów, coś do włosów - ozdobnego,  jeszcze jedna rzecz do włosów - szampon, jest tez coś do makijażu i lakier do paznokci. Planuje też wybrana przez Was odlewkę. Ale ale, co jeszcze chciałybyście, aby znalazło się w rozdzdawajce? Może coś co już testowałam? Jakiś krem do twarzy może? Albo jeszcze coś innego? dajcie pomysły, a ja zobaczę, co da się zrobić :)

Skoro jesteśmy już przy zapowiedziach, z racji wolnego czasu miałam okazję przetestować dokładnie kilka produktów. Masło do ciała, scrub, odzywkę witaminową, maskę SPA i szampon. Zaopatrzyłam się też w profesjonalne nożyczki. No i jak już wspominałam - testuję ciągle maskę marokańską. Także spodziewajcie się niebawem dawki nowych recenzji :)


Kolejną rzeczą o jakiej chcę napisać jest testowanie produktów we współpracy z www.pilomax.pl Pod koniec miesiąca dostane od nich produkty do pielęgnacji włosów blond. Bardzo się cieszę, bo nie miałam jeszcze niczego z WAXa. A wy jak, znacie kosmetyki tej firmy, co o nich sądzicie?



Na koniec jeszcze mój mały MUSTHAVE, który chciałabym zrealizować do połowy lipca:

Na pierwszym miejscu jest olejek IHT9 przeciwko wypadaniu włosów - mnie włosy nie wypadają, ale podobno olejek cudownie przyspiesza porost i rewelacyjnie działa na kłaczki.
W kolejce stoi także kupno TRESemme HeatDefence, bo mój już powoli się kończy, tak samo jak B.app maska keratynowa. 
U Kacysko wzięłam udział w konkursie, w którym można wygrać kosmetyki Nanobiocare z nanosrebrem i nanozłotem - jeśli nie uda mi się wygrać, trzeba będzie produkty kupić. 
Chciałabym też NTCKolagen, ale ze względu na jego cenę - jest to dość odległe marzenie, nawet jeśli miałabym kupić mniejsze opakowanie. 
Kosmetyczna Hedonistka skutecznie zaraziła mnie chęcią posiadania dwóch kosmetyków - kremu pod oczy La Roche Posay Redermic R oraz maski LeStafford Repair, Build and Fix Hair Treatment. 
Na samym koniuszku listy jest taka typowa zachcianka, która jest dla mnie w tym momencie najmniej istotna, choć miło było by ja mieć - pędzle Zoeva Bamboo :)

I to tyle na dziś, zapraszam do odwiedzania FB, bloga i czytania recenzji.

Pozdrawiam :)



Czytaj dalej...

Sylveco - TONIK HIBISKUSOWY, cud na twarzy

Witam.
Ostatnio opisywałam Wam tonik z ekstraktem z kawioru i perły, a dziś przedstawię coś mniejszego, ale moim zdaniem nawet lepszego - Tonik hibiskusowy od Sylveco.


Kupiłam go w Zielonej Mydlarni w Katowicach, na ulicy Wawelskiej 2. Początkowo produktu nie było na mojej liście zakupów i o mało co wyszłabym bez niego, ale zwróciłam uwagę na ogromny plakat z produktami Sylveco i przypomniałam sobie, że widniejący na obrazku tonik miał bardzo dobre opinie. 150ml kosztowało 16,50 zł, dlatego bez większego zastanowienia dokupiłam ten produkt.


Kosmetyk znajduje się w małej buteleczce z ciemnego plastiku, z czarnym korkiem na click. Etykietka jest ładna, śliska i zawiera wiele informacji dotyczących produktu.
Konsystencja toniku jest ciekawa - nie jest lejąca i wodnita jak np. toniki z Garniera, ale nie jest to tez typowy żel czy zawiesina. To takie coś pomiędzy, jakby gęsta woda.
Zapach - osobiście mnie pasuje średnio. Ani ziołowy, ani kwiatowy.  Nie jest to też typowa apteczna woń. Nie wiem do czego go przyrównać, bo nie jest to zapach brzydki, ale też nie jest najpiękniejszy. Razem z narzeczonym stwierdziliśmy, że tonik pachnie jak...zupa.


Co obiecuje nam producent kosmetyku na swojej stronie:

"Hypoalergiczny, delikatny tonik do twarzy, z ekstraktami hibiskusa i aloesu o działaniu ochronnym, rewitalizującym i wzmacniającym, przeznaczony do każdego rodzaju cery. Dzięki dużej zawartości składników nawilżających, skutecznie zabezpiecza skórę przed utratą wilgoci, zapewniając jej odpowiedni poziom nawodnienia. Tonik o lekkiej żelowej formule odświeża i zmiękcza, łagodzi podrażnienia. Uzupełnia demakijaż, może być stosowany wielokrotnie w ciągu dnia na twarz, szyję i dekolt. Pozostawia skórę wyraźnie czystą i promienną, przygotowując ją do dalszych etapów pielęgnacji. Zapewnia skórze optymalne nawilżenie, uzupełnia demakijaż, nadaje świeżość i ukojenie. Produkt przebadany dermatologicznie."

Moje wrażenia.

Przede wszystkim nie sądziłam, że wszystkie ochy i achy nad tym tonikiem są aż tak bardzo NIEPRZESADZONE. Kosmetyk jest rewelacyjny i poza zapachem nie ma żadnych minusów (no ok, jest jeszcze ciut za mało wydajny). A oto plusy:
- nie zapycha
- szybko się wchłania
- jest ekologiczny
- nie pozostawia na twarzy uczucia ściągnięcia
- nie pozostawia na skórze uczucia tłustości czy innego rodzaju nieprzyjemnego efektu
- nie powoduje powstawania niedoskonałości
- koi skórę
- wyrównuje koloryt
- pomaga w leczeniu pozostałości po wypryskach i pryszczach
- rewelacyjnie nawilża cerę
- nie podrażnia
- wygładza skórę
- ma przyjemną i delikatną konsystencję
- hypoalergiczny
- ma ładne opakowanie

Preparat możemy wklepywać w skórę palcami - jak krem, albo przecierać twarz nasączonym wacikiem.


Jak wspominałam wyżej - bardzo lubię tonik kawiorowo-perłowy i polecam go serdecznie, ale hibiskusowy Sylveco z dzisiejszego posta to strzał w dziesiątkę i to on jest moim tonikiem numer jeden. Niestety ze względu na dość małą buteleczkę, tego produktu używam obecnie tylko po demakijażu i przed spaniem.

A co jest dopełnieniem mojej pielęgnacji? Coś na prawdę rewelacyjnego, produkt, który był jednym z głównych preparatów na zakupowej liście w Zielonej Mydlarni. Ale o tym w kolejnej recejnzji :)


Zapaszam wszystkich na mój nowopowstały FanPage na Facebooku: KLIK


Czytaj dalej...

THEO MARVEE - CAVIARISTE PERLIQUE - Tonik

Witam Was :)

Jakiś czas temu, w kwietniowym ShinyBox dostałam pewien tonik. Jako, że jestem wzrokowcem, podeszłam do niego tak trochę ostrożnie, bo choć konsystencja ładna i błyszcząca (lekko mętna, bezbarwna, z milionami iskrzących drobinek), samo opakowanie nie przypadło mi do gustu - ot taka sobie bezbarwna, plastikowa butelka z niebieskimi napisami. Szczerze, nawet nie zwróciłabym uwagi na ten produkt w sklepie. I to byłby mój błąd.


Kilka słów o toniku:
CAVIARISTE PERLIQUE jest to tonik do twarzy, który wspomaga proces naturalnego oczyszczania się i odnowy skóry, zmniejsza pory i przywraca równowagę hydro-lipidową. Po przetarciu nim twarzy skóra wygląda na zdrową i rozświetloną. Produkt może być stosowany do każdego rodzaju cery, łącznie z cerą wrażliwą i płytko unaczynioną. Kosmetyk zawiera ekstrakt z perły i ekstrakt z kawioru a ponadto łagodzący d-panthenol i alantoinę a także rozświetlające drobinki macicy perłowej.

EKSTRAKT Z PERŁY

Niezwykle skuteczny ekstrakt przeciwzmarszczkowy zawierający około 20 aminokwasów łącznie z takimi, które odpowiedzialne są za uzdrawianie i odżywianie komórek. Połączenie aragonitu (krystaliczna forma węglanu wapnia) i konchioliny (białko) nazywa się Macicą Perłową (Nacre). Badania wykazały, że ekstrakt z macicy perłowej zawiera składniki mające znaczący wpływ na kondycję skóry: stymulują produkcję specyficznych czynników wzrostu, które aktywują funkcje skóry odpowiedzialne za przyspieszenie odnowy komórkowej. Skóra odzyskuje napięcie oraz elastyczność. Perła zawiera ponadto sole mineralne będące nieocenionym źródłem wapnia mającego właściwości remineralizujące i przywracające właściwy balans skóry.

EKSTRAKT Z KAWIORU

Przyspiesza formowanie włókien kolagenowych o 67% i jest bogaty w witaminy A, D, B1, B2, B6 oraz mikroelementy: kobalt, miedź, fosfor, krzem, cynk a także aminokwasy takie jak glicyna, lizyna, histydyna, arginina i aspargina. Składniki te intensyfikują procesy zachodzące wewnątrz komórek jednocześnie zwalniając procesy starzenia i nawilżają skórę. Ekstrakt z kawioru tworzy nawilżający film chroniący skórę przed czynnikami zewnętrznymi takimi jak promieniowanie UV, klimat, odwodnienie i zanieczyszczenie. Ta ochrona wpływa na redukcję zmarszczek mimicznych poprawiając wygląd skóry.



Moje wrażenia:
Jak już pisałam wcześniej, troszkę delikatnie podeszłam do tego kosmetyku, mimo, że wiele dziewczyn cieszyło się, że to on znalazł się w pudełku. Ale zupełnie niepotrzebnie byłam pełna obaw, bo ja po prostu tego kosmetyku wcześniej nie znałam. Produkt jest rewelacyjny! Cudownie koi moją podrażnioną i delikatną skórę twarzy, sprawia, że jest gładsza, rozświetlona i ma ujednolicony koloryt. Nie zapycha mnie, nie pozostawia na skórze osadu ani żadnego tłustego filmu. Nie wyskakują mi po nim żadne niespodzianki. Czasem, gdy mam wolne, przecieram nim twarz kilka razy dziennie i od razu czuję się lepiej.
Polecam Wam ten kosmetyk, bo na prawdę warto, zwłaszcza, że kosztuje około 37 zł za 200 ml, które starczy Wam na bardzo, bardzo długo. ShinyBox podaje cenę zawyżoną (46 zł), ale to podobno nie pierwszy raz.




Czytaj dalej...

Sephora Make Up Fashion Bag

Heyka.
Dziś bardzo kolorowo.
Sephora - ile nas, tyle opinii o jej produktach. Jedne kochaja wszystko, inne tylko coś, a jeszcze inne nienawidzą. Ja należę do drugiej grupy i uwielbiam sephorowskie palety, a nie znoszę lakierów czy szminek. Wiem, że dużo z was narzeka na obsypywanie się i pigmentację cieni, ale ja nie mam z nimi żadnego problemu. 


Palet z Sephory mam w sumie (wielkich, średnich i małych) osiem, a ta jest dziewiąta i jej chcę poświęcić dziś kilka chwil.
Dlaczego właściwie kupiłam kolejną paletkę? Bo jest to pierwsza taka, która ma poukładane obok siebie kolory pasujące do tego, aby stworzyć spójny look. Od zawsze mam problemy z doborem kolorów i z reguły kończy się to na takiej samej barwie w trzech różnych odcieniach. W Make Up Fashion Bag mam ten komfort, że różne kolory ułożone są we współgrającą całość, a dodatkowo do każdego zestawu mamy róż i pomadkę.




I tak oto paletka posiada 7 rodzajów looków:
BOHEMIAN - ciepła brzoskwinia w otoczeniu pudrowego różu i brązu
SAFARI - złocisty cień z nutka zieleni, wykańczany ciemnym, matowym brązem
VINTAGE - Połyskujący, miedziano-złoty look z nutką ciemnego, zgaszonego srebra
TROPICAL - dla odważnych, jasne złoto, połyskliwy turkus w objęciach jasnego koralu lub niebieskiej nuty
URBANIC CHIC - przepiekny zestaw, dwa chłodne róże, przyjemny grafit i granat do wykończenia całości
ROCK - Holograficzny fiolet w towarzystwie pastelowych barw
GLAMOUR - bardzo tradycyjne zestawienie barw, lekki beż, rozjaśniacz do kącika, i ciemny grafit do smookey eyes. 
Jak już wspomniałam, całość palety dopełniają idealnie dobrane do looków róże i pomadki. 
I własnie te błyszczyki lubię - w przeciwieństwie do sephorowskich szminek, które fatalnie trzymają się na ustach, o ile w ogóle uda nam się je poprawnie nałożyć na wargi. 





Paletka w liczbach:

  • Ilość looków: 7
  • Ilość cieni : 28
  • Ilość róży: 7
  • Ilość błyszczyków: 7
  • Kolory z drobinkami: 3
  • Kolory metaliczne: 12
  • Kolory satynowe: 4
  • Kolory matowe: 9
  • Do tego 2 metaliczne róże i 5 matowych oraz 3 pomadki z drobinkami i 4 kremowe jednolite
  • Paletka posiada jedno duże lusterko
  • Cena regularna: 149 zł


Całość zamknięta jest w opakowaniu udającym kopertówkę ze sztucznej, różowej skóry.




Czytaj dalej...

Tydzień rokitnikowy - NATURA SIBERICA - MASKA ROKITNIKOWA GŁĘBOKA REGENERACJA

Witam.
Przez ostatni tydzień testowałam kolejną maskę którą nabyłam podczas ostatnich, dość sporych zakupów w Triny.pl Tym razem w łapki wpadła mi na 5 razy: NATURA SIBERICA - MASKA ROKITNIKOWA DLA POWAŻNIE ZNISZCZONYCH WŁOSÓW GŁĘBOKA REGENERACJA.




Kosmetyk moim zdaniem dosyć drogi, 32 zł za 300 ml. Kupiłam, bo rokitink lubię, a z całej rokitnikowej serii mam kilka kosmetyków i działają na tyle dobrze, że nie bałam się kupna kolejnego produktu.

Maska przyszła do mnie w płaskim słoiku o dość dużej powierzchni, oczywiście zakręcany niebieskim, ślicznie ozdobionym wieczkiem. Produktu jest dość dużo, ale nakładając go na włosy ma się wrażenie, że gdzieś znika i trzeba dokładać i dokładać.. Wszystko to spowodowane jest konsystencją wyglądającą na na prawdę treściwą i gęstą, a w rzeczywistości produkt jest bardzo lekki, jak mus. Dla mnie niestety za lekki i pierwsze użycie nie spełniło moich oczekiwań, jeśli chodzi o te nieszczęsne, poniszczone końce. Co prawda nie wyglądało to wszystko tak tragicznie jak przy rokitnikowym balsami z Planeta Organica, ale cudów też nie było.
Przez kolejne dni od skóry głowy do ucha paćkałam maskę "na surowo", a od ucha w dół - wzbogaconą olejkami - z avokado, z rokitnika i ze słodkich migdałów. Dodałam tez koktajle olejowe z Natura Siberica. Nie były to jakieś spektakularne ilości, tak po ok 3-5 kropli z każdego oleju do 125 ml maski (mieszałam w pojemniczku po biovax glamour).




Po tym małym tuningu maski jestem kosmetykiem zachwycona. Samoistnie daje sobie świetnie radę ze zdrowymi włosami, podrasowany olejkami dobrze dociąża i nawilża przesuszone i popalone końcówki. Włosy są lśniące, elastyczne, sypkie i mięsiste. Wydają się gęstsze i grubsze.

Lekkość maski widać też podczas spłukiwania - praktycznie po chwili włosy są już czyste, bez śladu kosmetyku. Początkowo bałam się, ze w ogóle nie wniknęła wgłąb włosa, ale tak jak pisałam, zdrowe włosy wyglądają po niej na prawdę super. 
Maska podobno wspomaga wzrost włosów, ale musiałabym ją stosować chyba z minimum miesiąc, aby cokolwiek powiedzieć na ten temat.
Miałam jakieś domysły co do tych końców, że może je maską przeproteinowałam, ale same w sobie maski keratynowe nie miały żadnych przykrych wpadek z moimi kosmykami, więc to tylko potwierdza teorię, że na bardzo zniszczone włosy maska jest za słaba.




Jeszcze słów kilka na temat tej maski prosto od producenta, zaczerpnięte ze strony, na której maskę kupiłam:



"Regeneruje strukturę mocno zniszczonych włosów i chroni je przed termo-oddziaływaniem przy stylizacji na gorąco. Idealna do pielęgnacji nieposłusznych, farbowanych, rozjaśnianych włosów. Przenikając do każdego włosa, nasyca go ożywczą wilgocią i niezbędnymi elementami odżywczymi, przywracając zdrowie i siłę. Wchodzące w skład witaminy i aminokwasy odżywiają i regenerują włosy.

Olej ałtajskiego rokitnika, marokański olejek arganowy przyczyniają się do powstawania keratyny zapewniającej włosom wytrzymałość i blask.

Oleje cedrowego orzecha i makadamii zachowują wilgoć głęboko w strukturze włosa.

Keratyna pokrywa powierzchnię włosów warstwą ochronną, regenerując je w miejscach uszkodzeń, wygładza włosy, dając im blask i zadbany wygląd.

Po zastosowaniu maski włosy stają się zauważalnie bardziej elastyczne, sprężyste i posłuszne."


Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Olea Europaea Fruit Oil, Cetyl Esters, Bis-Cetearyl Amodimethicone, Behentrimonium Chloride, Glyceryl Stearate, Cetrimonium Chloride, Cyclopentasiloxane, Dimethicone, Panthenol, Dimethiconol, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Argania Spinosa Kernel Oil, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil, Macadamia Ternifolia Nut Oil, Hydrolyzed Wheat Protein, Pinus Sibirica Seed Oil, Phospholipids, Glycine Soya (Soybean) Oil, Glycolipids, Glycine Soja (Soybean) Sterols, Humulus Lupulus Flower Extract, Arctium Lappa Root Extract, Urtica Dioica Leaf Extract, Rhodiola Rosea Root Extract, Sorbus Sibirica Extract, Hippophae Rhamnoidesamidopropyl Betaine, Tocopherol, Glyceryl Linoleate, Glyceryl Oleate, Glyceryl Linolenate, Retinyl Palmitate, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Pinus Sibirica Seed Oil Polyglyceryl-6 Esters, Hydroexyethylcellulose, Sodium PCA, Sodium Lactate, Arginine, Aspartic Acid, PCA, Glycine, Alanine, Serine, Valine, Proline, Threonine, Isoleucine, Histidine, Phenytalanine, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Biotin, Folic Acid, Cyanocobalamin, Niacinamide, Pantothenic Acid, Pyridoxine, Riboflavin, Thiamine, Yeast Polypeptides, Cetrimonium Bromide, Parfum, Citric Acid, CI 15985, CI 16255, CI 19140, CI 42090.


Co będę testować kolejny tydzień? Sama nie wiem, mam ochotę na lnianą maskę Sylveco, ale chciałabym tez czegoś cięższego, jak maska marokańska albo toskańska? Chyba zrobię wyliczankę ;) 



Czytaj dalej...

Zapuszczanie włosów, a podcinanie końcówek

Hey,
dziś miał być post o zapuszczaniu i będzie, ale nieco rozszerzony.
Tak się składa, że kilka dni temu byłam zmuszona wyciągnąć mój stary mikroskop, który ma już ze 21 lat. Mniejsza o powód, ważne jest, że przy okazji zmontowania urządzenia postanowiłam obejrzeć swoje włosy w powiększeniu. Mikroskop jest stary, miałam 8 lat kiedy go dostałam, trochę źle ostrzy i ma wiele zabrudzeń wewnątrz szkieł, ale to, co mnie interesowało - zobaczyłam.
Wybrałam pierwszy włos wyglądający tak trochę średnio, z górnej części głowy, gdzie włosy nie były podcinane od marca, a jedynie farbowane, traktowane trwałą i degażowane tępymi nożyczkami. Jego końcówka bez sprzętu nie była idealna, ale nie sądziłam, że jest aż tak źle i zniszczenie sięga tak daleko w górę włosa! Jeszcze tydzień temu wahałam się iść podciąć włosy, a teraz wiem, że zrobiłam dobrze, bo przynajmniej w dolnych partiach zatrzymałam postępujące zniszczenia po trwałej. Udało mi się potem znaleźć jeszcze jeden poważnie uszkodzony włosek, który dziwnie odstawał od fryzury.

Te dwa włosy poniżej w ciągu 14 miesięcy przeszły 2 farbowania i jedną trwałą. 2 miesiące temu były obcinane i degażowane, gdzie już po 2 tygodniach zaczęły się rozdwajać, a większość z nich ma białą końcówkę.



Drugi włos wybrałam z tyłu głowy, tuż nad karkiem, gdzie niedawno pasma były przycinane, szybciej rosną i raczej nie mam tam już śladu po ondulacji. Prezentował się o niebo lepiej - prosta końcówka, jednolita struktura, brak ubytków.


W ciągu ostatnich dni biłam się z myślami - czy zapuszczać to co mam, czy pielęgnować i regularnie ścinać to co jest brzydkie i nie do uratowania i zapuszczać dopiero po pozbyciu się całości zniszczeń. Z bólem serca wybrałam druga opcję. Postanowiłam, że lepiej będzie rok tkwić we włosach do ramion, ale za to coraz ładniejszych i zdrowszych, niż zapuścić byle co, a potem i tak być zmuszona do ścięcia wszystkiego co urosło - bo suche, łamliwe, nijakie.
Nie od dziś wiadomo, że podcinanie jest bardzo ważne nawet podczas zapuszczania. Teraz już wiem, że nie dam rady tego obejść.
--------------------------------------------
A teraz o wzroście włosów. Może część z Was pamięta, miesiąc temu, po regularnym olejowaniu skalpu olejkami na wzrost od Natura Siberica, przybyło mi 1,8 cm. W tym miesiącu olejowałam skórę głowy tylko 10 razy, 6 razy nacierałam cebulki sokiem z surowej rzepy i robiłam płukanki z kawy. Przyrost wyniosł... 9 mm. O połowę mniej. Jestem tym faktem nieco przybita, wiec chyba czas wrócić do regularnego olejowania mixem olei od NS. Opracowałam sobie tez nowy sposób mierzenia włosów - już nie po odroście, bo przez płukanki zaczyna się zacierać. Teraz będę mierzyć długość pasma przy przedziałku. Obecnie kosmyk ma 26 cm, a długość która chce osiągnąć, to 50 cm.  Przy moim planie pielęgnacji i podcinania jak nic 2,5- 3 lat ciężkiej pracy i cierpliwości. No cóż, Dam radę :)
Czytaj dalej...
URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka