Odprężająca kąpiel w soli żurawinowej od EKOA - piękne zapachy, przyjemny relaks

Heyka,

dziś odprężamy się podczas kąpieli, a dokładniej - moczymy się w soli :)


Dzisiejszy post będzie o produkcie marki EKOA - Salty Aroma, Cranberry and Anticellulite - Sól do kąpieli żurawina, o działaniu przeciw cellulitowym.



Produkt otrzymałam w Prettyboxie listopadowym. Cena to około 10 zł za 300 gram produktu, który według producenta powinien starczyć nam na trzy użycia.

Sól ma przyjemny, mocny zapach owoców żurawiny, do tego wspomagany jest on jakimś innym aromatem, którego nie potrafię określić, ale całość pachnie niezwykle przyjemnie. Generalnie sól dosypana do gorącej wody powoduje, że cały dom pachnie delikatnie żurawiną.



Produkt ma działanie antycellulitowe, co dla mnie oznacza, że nie naprawi nam tego, co już się stało, a jedynie ochroni przed pogłębianiem się procesu powstawania cellulitu. Czyli co, moczymy się i jedyne co zauważamy, to to ze nie jest gorzej? No to słabo. Ale z drugiej strony, czego oczekiwać od soli?


Kosmetyk bardzo fajnie się rozpuszcza, jak wspomniałam, cudownie pachnie i uprzyjemnia nam kąpiel. Sama sól w opakowaniu jest trochę "mokra", zapewne za sprawą olejku żurawinowego, jednak całość nie jest tłusta, a wanny nie trzeba potem szorować z mocno oleistego osadu, choć przemycie się przyda. 



Sól starczyła mi na 3 razy i jeszcze starczy na czwartą kąpiel. Jakoś 1/3 opakowania na raz, to dla mnie za dużo. Czy zauważyłam coś ciekawego, pozytywnego, negatywnego jeśli chodzi o pomarańczową skórkę? A no nic nie zauważyłam. Skóra na udach jest jaka była, jednak też w czasie miesiąca nie miała szans tak czy siak się pogorszyć. Co więcej, chyba musiałabym się w tej soli kąpać bardzo regularnie, aby w jakimkolwiek stopniu miała mnie zabezpieczyć przed rozrostem cellulitu. Ja generalnie nie mam też jakichś większych problemów z cellulitem, przynajmniej jeszcze nie.


Co więc ciekawego powiem o ten soli? Hmm.. to bardzo przyjemny, odprężający kosmetyk - kąpiel w aromatycznej wodzie była bardzo przyjemna. Po kąpieli skóra jest przyjemnie gładka i nawilżona, jak mniemam, podziałał tu olejek żurawinowy.


Nie jestem w stanie nic więcej napisać, bo produkt nie miał jakiegoś wielkiego pola do popisu i generalnie działać powinien jedynie antycellulitowo. Co do stymulacji procesu wymiany jonowej w skórze się nie wypowiem, bo nie jestem tego w stanie zauważyć :D O soli bocheńskiej słyszałam jednak wiele dobrego, dlatego przyjmuję, ze to zadanie produkt spełnia i jest ono po prostu nie do zaobserwowania gołym okiem, bez specjalistycznej aparatury.

Polecam każdemu kto uwielbia owocowe, śliczne zapachy i relaksujące kąpiele.  
Czytaj dalej...

Słodki czekoladowy tort z żurawiną.. pod prysznic!

Hey.

Dziś o żelu pod prysznic, który jednym pasuje, innym niekoniecznie. Dlaczego? O tym za chwilę.



Bohaterem wpisu jest kremowy żel pod prysznic Dresdner Essenz czekolada i żurawina, który znalazłam w Chillboxie, w edycji czekoladowej, z listopada. Żel jest niemiecki, na stronie producenta kosztuje w przeliczeniu na nasze pieniądze, około 10 zł w promocji i około 12 w cenie regularnej. Pojemność to 200 ml.



Kosmetyk ma według mnie przecudowny zapach, czekoladowego ciasta z dodatkiem aromatycznej polewy (lub nadzienia) z żurawiny. Troszeczkę zalatuje chemią, ale jest to prawie nie wyczuwalne. Za każdym razem, gdy zamykam oczy i go wącham, mam wrażenie, że przede mną leży kawałek smakowitego tortu. Ale niestety, nie dla wszystkich czekolada, bo dla niektórych zapach jest za słodki i po prostu ich mdli. Ja jestem raczej osobą podatną na słodkie i mdlące zapachy, a ten mi wyjątkowo nie przeszkadza, a wręcz bardzo się podoba.



Żel z założenia jest zarówno do ciała jak i do włosów - ja jednak na włosy go nie nakładałam, ponieważ "Parfum" wisi dość wysoko w składzie, a z moją przypadłością różnie ten eksperyment mógłby się skończyć. 


Na skórę produkt działa bardzo dobrze - jest to kremowy, biały żel o fajnej, lekkiej, średnio gęstej konsystencji. Przyjemnie myje i pielęgnuje skórę. Delikatnie się pieni. Zawiera olej z pestek żurawiny oraz masło kakaowe. Dodatkowo w składzie nie znajdziemy PEGów, silikonów i kilku innych mniej ciekawych składników.
Moja skóra jest po umyciu się tym żelem bardzo delikatna, aksamitna i nawilżona.



Każdemu kto lubi takie zapachy - polecam, nie zawiedziecie się. To rozkosz dla nosa i ciała w jednym. 

Jeśli ktoś używał go także na włosy, dajcie znać, bo jestem bardzo ciekawa jak działa na łodygi.




Czytaj dalej...

Shinybox grudzień 2015 - where the magic happens

Heyka.

W końcu jest - Shinybox grudzień 2015.

Czy tak do końca "w końcu" to nie wiem, bo nie wiem, czy się cieszyć, że w ogóle dotarło, czy płakać? Produkty ogólnie z osobna nie są jakieś super złe, natomiast jeśli chodzi o świąteczne
pudełko jako całość - moim zdaniem jest słabo.


Właściwie jedynym świątecznym akcentem boxa (poza kartonikiem) jest olejek MOKOSH - pomarańcza i cynamon, który był robiony na specjalne zamówienie dla Shiny. To z jego powodu zamówiłam ten box - uwielbiam wszystko co pomarańczowe. Mamy tutaj w składzie olej z kiełków pszenicy, olej macadamia, kompozycję zapachową (Parfum) i witaminę E (Tocapherol). Dodatkowo w olejku znajdziemy związki zgodnie z najnowszą Dyrektywą Unijną. To alergeny zapachowe:
Benzyl alcohol 
Cinnamal 
Citral 
Citronellol 
Eugenol 
Geraniol 
Limonene
Linalool
Jedynym konserwantem jest tu konserwant naturalny - witamina E (Tocapherol). 
No na włosy to nie pójdzie na pewno, ale chętnie dodam do peelingu czy kąpieli.

Jeśli o peelingu mowa, w pudełku znalazłam peeling Body Boom - kawowy, o zapachu cynamonowym (z dodatkiem cynamonu i kilku innych składników). Według obietnic, peeling ma poprawić krążenie i zapewnić nam rozgrzewający seans pielęgnacyjny - przez co antycellulitowy. No, zobaczymy

W boxie jest również krem firmy VIANEK - pod oczy. W sumie gdyby nie reklama na stronie Sylveco, którą widziałam przed otrzymaniem pudła, nie wiedziałabym, że to kolejny odłam Sylveco, coś takiego jak Biolaven. Fajnie, jestem ciekawa tego kremu, jak i całej nowej Viankowej serii.

Ok, za nami produkty, które są całkiem spoko, a teraz gorsza część boxa:

Oilan - ochronny krem wzmacniający naczynka.
Shiny, do cholery jasnej, serio? Wy dajecie produkt dedykowany do świątecznego boxa!? Co ja mam sobie nim przepraszam bardzo wysmarować? Hemoroidy chyba, jak ich kiedyś dostanę. Jestem niesamowicie zawiedziona, wręcz poirytowania, że coś takiego znalazłam w Bożonarodzeniowym pudełku. Nawet nie mam komu oddać tego kremu, porażka.

Neauty Minerals - cień mineralny.
W sumie ta markę kojarzę tylko z Shiny, nie wiem, czy nie pojawia się też w innych boxach. Taka boxowa firma ;) Nie wiem czy ktoś w ogóle kupuje produkty tej firmy poza tym, że dostaje ją w pudełkach. No ale jeśli tak, to przepraszam ;)
Trafiła mi się zgniła ni to zieleń, ni brąz, w sam raz na tegoroczne święta - jak ta lekko zmarznięta, lekko podgnita trawa, której nie przykrył śnieg ;)
A tak serio... paskudny kolor. Na foto wygląda fajnie, w rzeczywistości to bury, smutny odcień.

Signal, pasta do zębów.
Zawsze marzyłam o tym, aby dostać pastę do zębów na święta. Całe 29 lat na to czekałam, dziękuję Shiny. Nawet, jeśli to tylko gratis, to jest to niezbyt świąteczny pomysł. Poza tym Blend-a-med rządzi. Po Signal psują mi się zęby. Autentycznie!

Do boxa dołączone były jeszcze próbki z firmy Bioliq.


-----------------------------
Podsumowujac, z olejku, peelinu i kremu pod oczy jestem zadowolona. Reszta to porażka. Może byłabym w stanie przełknąć to wszystko w każdy inny możliwy miesiąc, ale nie w grudniu, nie w świątecznym boxie.
Magic mi się nie shappensował niestety, Sorry Shiny ;/


Czytaj dalej...

Denko: 14 kosmetyków w tym 4, które poszły w kosz

Heyka.

Dziś przychodzę do Was z denkiem. Jest ono moim zdaniem dość pokaźne. Ostatnio pozużywałam wszystkie resztki wyszło tego tyle. Obecnie jednak jakoś nic za bardzo nie sięga jeszcze dna, więc mam mały przestój w zapełnianiu półki z pustymi pojemnikami ;)


1. Szampon 7 olei na wypadające włosy, Elfa Pharm.
Bardzo fajny szampon, jeśli chodzi o oczyszczanie i o ogólny wygląd włosów po myciu. Czy sprawdził się na wypadanie? No niestety nie - ale nie oceniam go negatywnie, bo nie wiadomo jaka jest przyczyna tego, że włosy lecą. Najważniejsze, że zmniejszał podrażnienia skalpu.

Miałam o zapachu mrożonej herbaty, obecnie mam owocową. Wspaniale kosmetyki, które poprawiają humor i umilają kąpiel

3. Rokitnikowe mydło w płynie, Green Pharmacy
Kupiłam je, bo zawiera rokitnik i okazało się, że, że to na prawdę bardzo fajny produkt,. Dobrze myje, ślicznie pachnie, starcza na długo i ma ładne opakowanie. Służyło do mycia rąk.

To już moje drugie opakowanie, w szafce mam trzecie - to mówi samo za siebie. Obecnie włosy nie rosną mi przez moje dolegliwości jakoś spektakularnie szybko a i ogólnie staram się pomijać przy olejowaniu skórę, ale za to ten olejek cudownie działa na łodygę włosa.

5. Galaretka do kąpieli, Organique
Miałam z Organique probkę maski do włosów - była rewelacyjna. Mam pianki cukrowe - cudowne. A ta galaretka, to jakieś nieporozumienie. Pachnie nijako, pieni się kiepsko, myje średnio, działa na skórę jak zwykły żel. Trudno było mi ja wykończyć ;/

6. Kolagenowa maska do włosów GoCranberry
Puszyła i matowila mi włosy - nie było to przeproteinowanie, ale efekt podobny, aż do następnego mycia.

7. Balsam do ciała w sprayu, Regenerum
Bardzo wygodny w użytkowaniu, lekki spray-balsam. Jestem niesamowicie zadowolona, że produkt znalazł się w boxie kosmetycznym i miałam okazję go przetestować.

Bardzo fajny produkt, dobrze czyścił, nie było po nim niedoskonałości. Czasem wysuszał, ale to rzadko - nie miałam z nim większych problemów. Właściwie zaczął mnie wysuszać pod koniec opakowania, a jest to już moja druga butelka. 

9. Żel do higieny intymnej, Biolaven
Dobry, aczkolwiek nie rewelacyjny, ponieważ zdarzało się, że podczas mycia powodował szczypanie.

10. Maska 7 olei na wypadające włosy, Elfa Pharm,
Jest taka sama jak szampon z tej serii. Dobra, łagodząca, wspaniale działa na włosy, ale na wypadanie nie pomogła. 

11, 12, 13 i 14. - Regeneracja i odbudowa, szampony i maski od Wax Pilomax. 
Moja opinia na temat tych produktów była już wydana - kosmetyki REWELACYJNIE działają na włosy. To jedne z najlepszych produktów, dają widoczne efekty poprawy kondycji pasm. Niestety, nie wiem, czy to nie te produkty spowodowały u mnie ten szał na głowie. Wszystko zaczęło się po testach tych kosmetyków, a nawrót miałam gdy po 3 tygodniach odstawienia zastosowałam je ponownie i niestety, piekło trwa do dziś. Jest duża szansa na to, że to zwykły zbieg okoliczności, choć czytałam wpisy, że Pilomax spowodował u paru osób armagedon w postaci niesamowitych podrażnień i wypadających nieustannie włosów oraz przesuszenia, którego nie idzie zahamować. Co by to nie było, Pilomaxa boję się użyć ponownie jak i obawiałam się oddać komuś te tubki. Z bólem serca, wyrzuciłam je. Bolało tym bardziej, że dostałam je od firmy, więc niejako był to prezent i czułam pewną osobistą niewdzięczność gdy wrzucałam je do kosza.

I to tyle na dziś :)


Czytaj dalej...

Shinyboxów dziś nie będzie



Hey,
uważam, że należą Wam się wyjaśnienia, bo na stronie Shiny, te prawdziwe powody znikają w ekspresowym tempie.

Od rana kilkanaście dziewczyn zostało już zablokowanych przez ShinyBox, każdy komentarz dotyczący prawdziwej przyczyny opóźnień w wysyłce został skasowany, a użytkowniczka zbanowana.

Na stronie Facebookowej SB czytamy:


"Dziewczyny, okres przedświąteczny to niewątpliwie czas szczytu zakupowego, stąd w dostawie przesyłek mogą pojawić się opóźnienia. Grudniowe pudełka ShinyBox zostały wczoraj przekazane do wysyłki i systematycznie wyruszają w swoją dalszą drogę. Przesyłki, które nie zostaną dostarczone dzisiaj, będą dostarczane po weekendzie. Z naszej strony monitorujemy cały proces wysyłkowy i na bieżąco weryfikujemy jego postępy. Dziękujemy za Waszą cierpliwość i wyrozumiałość."

Prawda jest taka, że NIKT nie otrzyma dzisiaj pudełka. Dlaczego? Kurierzy zaczęli puszczać parę z ust: Shiny po raz kolejny NIE OPŁACIŁO faktury GLSowi, w związku z czym GLS nie możne posłać paczek w Polskę - nasze boxy leżakują w magazynie. Tam je wczoraj przywieziono, zostawiono i teraz czekają, aż Shiny zapłaci firmie kurierskiej za rozwiezienie ich do nas. 

Także, na próżno dziś czekać na pudełka.



To nie jedyny tego typu wpis z dzisiaj zawierający takie informacje. Shinies mają także kurierów i pracowników GLSa w swoich rodzinach - takie tajemnice ciężko jest utrzymać w tajemnicy (tak, masło maślane) - przecież nawet zawartość czasem przecieka do internetu zanim zostaną rozesłane pudełka :) 


Czytaj dalej...

Aktualizacja - jak obecnie wyglądają moje włosy w trakcie choroby

Heyka.

Chciałam Wam dziś pokazać moje włosy. Obecnie nie robię już żadnych badań, bo w grudniu ciężko o jakiekolwiek. W styczniu idę na pobieranie zeskrobin i robię badanie w kierunku grzybów powierzchniowych i tkankowych,a także w kierunku nużycy. Co do nużycy, jestem przekonana, że jej nie mam, ale skoro już będą mi pobierane te materiały, to przebadam się i na to.

Pieczenie mam w różnych miejscach, podczas robienia fotek był to tył nad karkiem, obecnie piecze mnie cała lewa połowa głowy nad uchem. Zapewne pod koniec pisania uczucie przeniesie się gdzieś indziej albo zniknie na jakiś czas. Nadal nie mam, poza wypadaniem włosów - żadnych wizualnych i namacalnych oznak tego pieczenia i swędzenia. Blada skóra, czysta, bez łupieżu czy jakichkolwiek dziwnych rzeczy, które mogłyby się znajdować na chorej skórze. Nie mam krostek, ranek, zmian barwnikowych, nic.

Wczoraj miałam chwilę załamania i popłakałam sobie, bo od jakichś 6 tygodni starałam się z tym pogodzić i walczyć, jednak nie wytrzymałam, bo wpadłam na moje starsze fotki, jeszcze sprzed wypadania. Ale na co dzień staram się myśleć pozytywnie - że w końcu znajdę przyczynę i obuduję to, co wypadło i urośnie to, co nie rośnie (zero nowych włosów, bardzo kiepski przyrost starych, wypadły wszystkie babyhair wyhodowane do czerwca)

Z tyłu na czubku głowy robi mi się prześwit, ale wstydzę się go pokazywać, chciałabym Wam pokazać, jak wyglądają łodygi. Moim zdaniem nie wyglądają źle (na oko nawet nie widać, że jest ich mniej, dopiero podczas mierzenia obwodu kucyka prawda wychodzi na jaw), jestem z nich bardzo zadowolona i tym bardziej żal mi każdego włosa na szczotce, w wannie i umywalce.









Czytaj dalej...

Boxy kosmetyczne - jak to z nimi jest? Beauty Boxy - wszystko co wiem, to powiem

EDIT:
ten post pisałam dawno, wiele nowych boxów się pojawiło, wiele zniknęło. Już nie bawię się w boxowanie - miałam za dużo kosmetyków i nie umiałam tego zużyć. Czasem jakiś kupię, jesli skusi mnie podpowiedź - najczęściej jest to Chillbox.

Heyka.

Często dostaję pytania, na maila i Facebooka, lub nawet w komentarzach - czy i jeśli tak to jaki box najbardziej opłaca się kupić.
Od razu powiem, nie jestem ekspertem w dziedzinie takich boxów, ale dość dużą ilość ich dostałam i co nieco sobie w głowie poukładałam tak, aby jak najlepiej napisać ten post.

Zacznijmy może od listy dostępnych obecnie pudeł:


To moim zdaniem najlepszy na rynku box kosmetyczny. Ale nie do końca tylko kosmetyczny, ponieważ ideą pudła jest relaks - totalne wyczilowanie po tygodniu pełnym pracy i obowiązków. W boxie znajdziemy więc coś dla ciała, ale też i książkę dla umysłu i duszy, jak i i herbatę, kakao, słoik-kubek albo owocowy zaparzacz. 
Właścicielki Chillboxa to przemiłe, wspaniałe dziewczyny, które dobierają kosmetyki bardzo rozsądnie. Nie znajdziemy tutaj kremu na zmarszczki czy typowo dedykowanego produktu. Wszystko jest jak najbardziej uniwersalne - żel pod prysznic, płyn do kąpieli, balsam do ciała, peeling, scrub, maseczka... To są niby takie zwyczajne, proste kosmetyki, ale właśnie to sprawia największą radość, bo wszystko da się zużyć i nie ma marudzenia że kolor pudru nie ten i że zmarszczek nie ma, a krem jest 50+, a skóra jest sucha, gdy my dostaliśmy serum dla tłustej. 
Ponadto box zawiera kosmetyki pełnowymiarowe, próbki są dodatkowo.
To moje ulubione pudło i chcę je dostawać co miesiąc - zawsze, do puki Chillbox trwa, a oby trwał jak najdłużej.


Ideą tego boxa są kosmetyki ekologiczne i stworzone z naturalnych składników, nie zawierające parabenów, PEGów, SLESów i jak to mówi DailyLifeByM - tego wszystkiego co złe. 
Lubię ten box - jest to coś takiego, co chcę mieć, bo zawsze większość produktów z tego boxa mnie cieszy i często znajduje w nim coś, o czym wcześniej nie miałam pojęcia. Jest to tez kolejne pudełko, które nie wciska nam kremów na zmarszczki i kosmetyków dedykowanych, jednak nie ma tutaj, w odróżnieniu od Chillboxa - niekosmetycznej zawartości. Patrząc jednak na inne boxy (pomijając Chill) jest to całkiem w porządku pudło, które serdecznie polecam, zwłaszcza, że tu też znajdziemy jedynie kosmetyki pełnowymiarowe.


To nowość na polskim rynku. Prowadzona przez, jak mi się zdaje, małżeństwo. Ideą jest zestaw, który pomoże poczuć nam się "Pretty". Pierwszy kartonik nie był do końca udany, ale tylko na pierwszy rzut oka, bo tak na prawdę gdy zaczęłam używać kosmetyków z boxa, to okazało się, że są fajne i dobrze działają. Drugie pudełeczko było zdecydowanie wizualnie lepsze od pierwszego i zawierało ciekawy zestaw kosmetyków, a nawet wosk do kominka i cienie do powiek, więc jak widzicie, nie tylko kosmetyki pielęgnacyjne możemy znaleźć w tym boxie. Z tego co zauważyłam, tutaj także próbki są dodatkami nie wliczanymi w koszt pudełka. Kolejne boxy są lepsze od poprzednich, co bardzo dobrze wróży temu pudłu.


Celowo zestawiłam te pudełka razem, bo dla mnie niczym się nie różnią. Są to chyba najstarsze w Polsce tego typu pudełka. Początkowo zamiarem stworzenia ich było rozsyłanie próbek, lecz z czasem coraz częściej pojawiały się w nich pełnowymiarowe produkty.
W BeGlossy i ShinyBox znajdziecie najczęściej kosmetyki drogeryjne, bądź luksusowe (z tym ze w tym wypadku częściej są to próbki). Niejednokrotnie otrzymacie kolorówkę - kredkę, szminkę, cień albo lakier do paznokci.
Osobiście zrezygnowałam w tych boksów po półrocznej subskrypcji, ponieważ kosmetyki w nich zawarte nie do końca mi odpowiadały - kolory szminek nie pasowały, próbki kremów i kremy pełnowymiarowe nie były dostosowane do potrzeb mojej cery. Do tego masa balsamów do ciała (niejednokrotnie próbek) i innych kosmetyków, których nie używam (np. krem do stóp).
W tym pudełku nie znajdziecie produktu niekosmetycznego - wyjątkiem było BeGlossy, które dodało mały ręczniczek do twarzy w pudełku o tematyce SPA.





Joy Box
W pudełku kilka kosmetyków. Niektóre są narzucone z góry, takie same dla każdego, a inne można wybierać z różnych kategorii, po jednym z każdej (tak przynajmniej jest w regulaminie, bo w praktyce to podobno bardzo różnie bywa). Ja osobiście nigdy nie kupowałam JoyBoxa, ale wiem, że często są problemy - bo a to czegoś brakuje, albo się skończyło, albo boxy za szybko wykupione. Do tego każdy problem zostaje "zlewany", a komentarz usunięty - czasem zamiast usunięcia, Joy potrafi pokusić się o wredną odpowiedź. 
Zawartość pudła jest z góry znana - wiemy, co dostaniemy w przesyłce.

Inspired By
Są to pudełka kwartalne, otrzymujemy je co trzy miesiące. Ideą jest stworzenie pudełek przez znane osoby - Chodakowska, Maserak, Krupa..
Ceny są różne, w zależności od osoby i od wartości realnej produktów zawartych w boxie. Nie są to tylko kosmetyki, lecz także książki, poradniki, perfumy, ciężarki, skakanka, notes itd...
Nie kolekcjonuję tych boxów, bo nie mam sentymentu do żadnego z autorów zawartości pudełek. Niejednokrotnie natomiast słyszę negatywne opinie na temat obsługi - niezbyt kulturalne odpowiedzi, zero uznania racji poszkodowanego klienta oraz czas oczekiwania na kolejne pudełko z 3 miesięcy może przedłużyć się do praktycznie czterech, a ShinyBox (który jest twórcą tego odłamu zwanego InspiredBy) nie widzi w tym żadnego problemu. 

Pudła ze względu na cenę (od 100 wzwyż) schodzą dość słabo - o bo wiele osób boi się wydać tyle kasy na kota w worku. Ale nie ma tego złego, bo po ujawnieniu zawartości, InspiredBy można często kupić w przecenie.

Myfavouritebox
Box w założeniu dla osób lubiących otaczać się pięknymi i niebanalnymi przedmiotami oraz kosmetykami. Znajdziemy tu np. Porcelanowy kubek, żel do kąpieli, krem do rąk, drewnianą podstawkę pod kubek, łapacz snów, bransoletkę, lub na przykład maskę do włosów.
To na moje oko całkiem ciekawy box, coś na wzór Chillboxa, tylko młodszy. Subskrybentki (która ja nie jestem jeszcze) bardzo chwalą sobie to pudło, cieszą się z zawartości i ochoczo korzystają zarówno z kosmetyków, jak i z przedmiotów użytkowych. 

-------------------------------

No więc jak to jest z tymi boxami, czy warto je kupować? A może to pieniądze wyrzucane w błoto?

Moim zdaniem, kiedy obecnie jest na rynku aż tyle pudeł do wyboru, ważne jest wybrać na początek te, którego poprzednie zawartości spodobały nam się najbardziej. Każdy box posiada swoją stronę internetową i zawsze znajdziemy tam edycje wsteczne. Po przejrzeniu chociażby pół roku wstecz zawartości takich pudełek, mamy mniej więcej zarys tego, co możemy dostać w kolejnym miesiącu. Szczególnie "przewidywalne" są Chillbox, NzP czy Pretty, ponieważ tworzą je prywatne osoby, a nie wielkie firmy, więc niejako zawartość opiera się na guście autorów zawartości danego pudła, a co za tym idzie, są one do siebie podobne, choć kosmetyki są w każdym miesiącu inne. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. Dużo gorzej jest z Shiny i Glossy, bo raz im pudełko wyjdzie, a innym razem skopią totalnie. Do tego są to już duże firmy, zatrudniające kilkanaście osób, a produkty wybierane są chyba na chybił trafił. Takie jest moje zdanie i osobiste odczucie. Czasem mam wrażenie, że w pudełkach Shiny i Glossy znajdują się produkty , które ktoś dał im za pół darmo, w ramach reklamy, lub chęci pozbycia się nadmiaru zalegającego towaru, a oni wszystko biorą w ciemno.

Jeśli decydujesz się na swój pierwszy box, a możesz wybrać tylko jeden i obawiasz się, że może on nie do końca trafić w Twój gust - zajrzyj na Fanpage na Facebooku od interesującego Cię pudełka, lub pudełek. Każde z nich jest na Twarzoksiążce i bardzo często jeszcze przed zakończeniem zapisów na dany box można tam znaleźć podpowiedzi co do zawartości. Czasem jest to podpowiedź w stylu "dzięki temu kosmetykowi Twoja skóra będzie jędrna i gładka" lub  nowa marka na polskim rynku bazująca na oliwie z oliwek". Innym razem od razu pokazany jest kosmetyk, który znajdziecie w pudełku - podany z nazwy, a dodatkowo opublikowane jest  jego zdjęcie.

Zanim kupisz pudełko, dobrze się zastanów, czy jesteś gotowa zaryzykować i zapłacić za coś, z czego możesz w ogóle nie skorzystać. Istnieje szansa, że dostaniesz produkt na którego składnik jesteś uczulona, lub który już miałaś i Ci nie służy. Ba, może się i tak zdarzyć, że 90% zawartości pudełka okaże się w Twoim przypadku klapą.  No bo pomyśl - box zawiera powiedzmy 5 kosmetyków, gdzie zawartość to płyn do kąpieli, taki typowo robiący piankę, a Ty nie masz wanny. Do tego pszeniczna odżywka do włosów, a akurat posiadasz włosy, które nienawidzą protein. Do tego balsam do ciała, który zawiera składnik, na który jesteś uczulone. I jeszcze cień do powiek nie w Twoim kolorze. Fajna zawartość, a jednak 4/5 już nie dla Ciebie. 
Dobrze zastanówcie się dziewczyny, czy chcecie zaryzykować. Ja w tym miejscu nie zniechecam nikogo, tylko ostrzegam, że i tak się dzieje. Wiele dziewczyn z problemami skórnymi rezygnuje z beautyboxów. Jeśli jednak raczej jesteście odporne na wysypki i uczulenia, myślę że warto zaryzykować.

No i jeśli już zaryzykowałyście, to poza tym, że oczywiście możecie się rozczarować, to możecie się bardzo mile zaskoczyć. Szczególnie pudła tworzone przez małe grupki zawierają niesamowitą kopalnię odkrywkową nowych, wspaniałych kosmetyków. Ja sama nie miałam pojęcia o istnieniu 90% produktów jakie dostałam w boxach. Na przykład cudny żel pod prysznic Dresdner Essenz czekolada i żurawina, albo babeczki do kąpieli. I jeszcze wspaniałe masło muszkatołowe od Babuszki Agafii. Albo maść Kalias z PrettyBoxa - narzekałam na nią strasznie, a teraz leczę nią każdą niedoskonałość na buzi.


Warto zaznaczyć, że generalnie wiele osób narzeka na to, że do wartości pudełka wliczane są miniaturki produktów (Shiny, Glossy). Ja też jestem jedną z takich osób, ale jednocześnie trochę w tym hipokryzji, ponieważ dzięki takim próbkom już dwa razy kupiłam bardzo dobre, drogie kosmetyki, których nie kupiłabym normalnie, z obawy, że będą beznadziejnie i no, nie czarujmy się, dość porządny pieniądz zostałby wywalony w błoto. Każdy lubi dostawać pełnowymiarowe produkty, ale jednak lepsza jest też już taka próbka - miniaturka, niż jakby w ogóle nie mieć możliwości przetestowania kosmetyku. 


Jeśli już jesteśmy przy produktach drogich, próbkach i ogólnie zawartości, warto wspomnieć, że w każdym przypadku takiego boxa, cena pudełka nie jest realną jego wartością. Zawsze jest tak, ze produkty w środku kosztują łącznie więcej, niż zapłaciłyśmy za box. Czasem jest to na przykład 20 złotych "zysku", ale czasem i nawet 200 zł.

Jeśli jesteś zainteresowana kupnem pudełek, warto na początek kupić pudełko pojedyncze. Każdy box ma opcję takiego pojedynczego pudła, ale też subskrypcji - 2, 3, 4, 6, i 12 miesięcznej (różnie, zależy od firmy). Subskrypcja realnie wychodzi taniej, jeśli dzielić jej wysokość kwoty przez liczbę wykupionych pudełek, choć jest to na jeden raz dość spory wydatek. 

Ja generalnie kupuję subskrypcje z lenistwa i zapominalstwa, a jeśli o Chillboxa chodzi, to także z obawy, że pudełka zostaną wykupione, zanim skojarzę, że to już najwyższy czas je kupić. Jednak jeśli boisz się zawodu, zainwestuj w subskrypcję później, a na razie kupuj pojedyncze pudełka, testuj, wybieraj - może każdego miesiąca zamów z innej firmy?

Zanim zaczniesz przygodę z boxami, a co ważniejsze, z subskrypcjami, dobrze się zastanów, czy na pewno jesteś w stanie wszystko zużyć. U mnie na przykład szybko idą kosmetyki do włosów, żele pod prysznic, peelingi, maski do twarzy i nawet dość sprawnie zużywam balsamy do ciała. Gorzej z kremami do twarzy czy kremami do stóp i rąk. Te mi zalegają, choć staram się pamiętać o ich używaniu.  Miałam taki okres w pudełkowej przygodzie, ze dostawałam boxów 5, co dawało mi ponad 30 nowych produktów w danym miesięcznie. W ciągu pół roku uzbierała się tego niemała kolekcja, a jeszcze dochodziły do tego moje zakupy w sklepach internetowych.
Obecnie pudełek subskrybuję 3 i staram się zużywać moje zapasy, nie kupując sama nic nowego (no chyba, że potrzebuję). 


W takich pokaźnych zapasach fajne jest to, że jeśli coś się dubluje rodzajem, bądź jest to dokładnie taki sam, powielony produkt, masz z głowy prezent dla przyjaciółki, mamy, teściowej czy siostry. No bo powiedzmy sobie szczerze, każda kobietę ucieszy jakiś fajny kosmetyk i nie musimy się głowić nad zakupem upominku :)
Do tego nie trzeba biegać do sklepu, kiedy coś nam się kończy, bo w zapasie, w szafce, czeka już kolejna buteleczka, czy słoiczek. Ja na przykład żelu pod prysznic nie kupowałam już osobiście sama z siebie chyba od ponad pół roku, tak jak i balsamu do ciała czy peelingu.

Niektóre beautyboxy maja coś takiego jak klub VIP - w regulaminie Beglossy i ShinyBox możecie przeczytać, kiedy do takiego klubu możecie należeć. Charakteryzuje się on prezentem raz na pół roku i innymi przywilejami, jak na przykład możliwość wybrania sobie wersji pudełka (gdy są dwie) albo pierwszeństwo w wykupieniu edycji limitowanej.  
Subskrybując pudełka, albo mając pakiety, można czasem dostać ciekawy upust na boxy, które już były, a są jeszcze dostępne. Niekiedy boxy organizują konkursy, gdzie do wygrania są kosmetyki, lub zniżki na pudełka. 

Beglossy i Shiny dają nam punkty, za które po uzbieraniu odpowiedniej ilości - możemy "kupić" darmowe pudełko. Punkty otrzymujemy za wstawienie fotek z zawartością pudełka, wstawienie filmiku (na ich stronę), za wypełnianie ankiet dostepnych na ich stronach oraz za werbowanie nowych klientek.

Szacunek do klienta
Małe prywatne firmy boxowe darzą klienta dużym szacunkiem, czasem mam wrażenie, że box robią dobrze mi znane koleżanki. I pogadać z nimi idzie, doradzą, coś fajnego skrobną na FB i rozpoczyna się miła dyskusja, ale i jeśli coś idzie nie tak - opóźniona wysyłka, dostawca zawalił i nie przewiezie towaru - od razu nas informują. Tak było z Chillboxem, gdzie pudełek nie udało się wysłać na czas - dziewczyny przeprosiły, napisały, wszystko super i nikt nie robił afery. W PrettyBoxie miał znaleźć się kosmetyk, który krótko przed terminem dostawy stracił pozwolenie na wwiezienie do Polski. Pretty od razu przeprosiło i natychmiastowo zastąpiło produkt innym kosmetykiem. Również nikt nie miał pretensji.
Dwa najpopularniejsze pudełka, z dużych firm działają nieco inaczej - przesuwają termin dostawy - czasem pudełeczko możemy dostać tuż pod koniec miesiąca, jak czasu nie starczy i się zagapimy, to przepada nam możliwość uzyskania punktów na darmowy box. Mało tego, bardzo często pojawiają się braki w kartonikach, a kto nie udowodni np. filmikiem z otwierania pudelka, że było niekompletne, ten kosmetyku nie dostanie. Zdarzyło się tak w przypadku BeGlossy by Hebe, gdzie bardzo dużo osób nie dostało serum Bandi. Kto miał filmik, dostał Bandi, a kto nie miał, dostał informacje, że BeGlossy sprawdza parokrotnie zawartość każdego kartonika i nie ma możliwości, aby nie było jakiegoś produktu w boxie ;)
Z kolei Shiny przechodzi same siebie, jeśli chodzi o niewygodne komentarze - są na bieżąco usuwane (dot. opóźnionej wysyłki, braków w zawartości, niekulturalnych maili, kłamstw). Dodatkowo komentująca jest natychmiast blokowana i nie może już dodawać komentarzy na FanPageu. Świeżą sytuacja jest fakt, że Shiny coś zawaliło u GLSa, w związku z czym grudniowe boxy nie wyszły do nas z kurierskiego magazynu. Wiele informacji się pojawiło, jakoby Shiny nie zapłaciło GLsowi faktury za rozwóz naszych pudełek - takie wiadomości wisiały na stronie kilka sekund, zanim były usuwane, a w oficjalnym oświadczeniu winą obarczyli GLS i gorący okres świąteczny. Z tego co zdążyłam się doczytać (na Facebooku), to nie pierwsza taka akcja, a kurierzy oficjalnie się wypowiadają, że Shiny po prostu nie płaci na czas.



Na koniec powiem, że choć dużo w moim wpisie przestróg, nie zniechęcam Was do kupowania pudełek, bo dla mnie osobiście jest to super sprawa. Lubię niespodzianki, wręcz kocham, nawet, jeśli jest to tylko złudne wrażenie, że ktoś mi je daje, bo przecież sama sobie za nie płacę. Ale lubię to. Lubię otwierać kartoniki i znajdować w nich wspaniałe kosmetyki, często mi nie znane, bądź znane i lubiane. Uwielbiam dostawać książki w Chillboxie, albo produkty niekosmetyczne, także te z innych pudełek, bo są fajne i praktyczne.

Ale! Nie namawiam Was też do kupna, bo to jest poważna sprawa pakować pieniądze w nieznane. Oczywiście istnieje możliwość zwrotu pudełka w ciągu 14 dni, więc nie wszystko jest z góry stracone, w razie, gdyby zawartość Wam nie odpowiadała.

Jeśli miałabym polecić boxy do zaryzykowania w ciemno, to z pewnością jest to PrettyBox, Chillbox, Naturalnie z Pudełka i MyFavouriteBox, bo te pudełka maja największy procent zadowolenia u mnie,  ale także u innych osób.

---------------------------------------

Jeśli chcecie pooglądać na żywo tak zwane openboxy i zawartość poprzednich oraz obecnych pudełek, zapraszam do DailyLifebyM - Agata kocha Beauty boxy, o każdym kosmetyku opowie słów kilka, sprawdzi datę ważności i wyda swoją opinię.

Czytaj dalej...

Jarmark rzeczy ładnych - świątecznie, lecz nie tylko, natomiast na pewno nie kosmetycznie :)

Heyka.
Dziś post o tematyce zupełnie innej niż kosmetyki. A co, raz na jakiś czas można :)

Wiele z Was, te które znają mnie nie tylko z bloga wie, że rękodzieło darze ogromnym szacunkiem. Lata doświadczenia nauczyły mnie cenić swoją pracę i pracę innych. Polski handmade to nie tania chińszczyzna robiona taśmowo na akord, ale prawdziwa pasja i kawałek duszy twórcy zaklęty w każdym jednym przedmiocie, jaki wykona dana osoba.
Z tego powodu nie mogłam nie odwiedzić Jarmarku Rzeczy Ładnych, który odbył się 13 grudnia w MDK Batory- Chorzów. Druga część jest w tą niedzielę, 20 grudnia, od 10:00 do 17:00. Niestety, nie wiem czy uda mi się odwiedzić MDK drugi raz - bardzo, bardzo chciałabym pojechać, ale bardzo gorący przedświąteczny czas może mi to uniemożliwić :(

Co ciekawego udało mi się dorwać na Jarmarku, o tym w dalszej części wpisu.


Przede wszystkim na Jarmark pojechałam ze względu na...sowy. Tworzy je Pani Barbara Gutt, a inne jej prace znajdziecie tutaj KLIK. Często wzdychałam do nich na Facebooku, jak również do koników, pierniczków i pingwinków. Nie mogłam odpuścić sobie obejrzenia na żywo twórczości Pani Basi i koniecznie musiałam zdobyć sowę - brązową dla siebie i niebieską na mamy.



Jeśli już coś dla mamy, to i dla taty. kupiłam mu do pokoju świątecznego bałwanka z ceramiki od Handmade by IZKA. Po prostu mnie zauroczył i rozczulił - tak prosty w swoim bałwankowym jestestwie, estetyczny i zarazem niesamowicie ładny i przyjemny dla oka. Do bałwanka dokupiłam małe czerwone ceramiczne serduszko, które tata już gdzieś skrzętnie ukrył, dlatego nie mam go na zdjęciu ;)


W lutym mam urodziny - to jeszcze kawał czasu, ale już teraz wybrałam sobie prezent - narzeczony kupił mi sutaszowe kolczyki od Justyny Jurczyk. Od dawna marzyłam o bizuterii tego typu, ale nic nie zachwycało mnie w 100% - albo kolor nie ten, albo kamień nie taki, wielkość zła lub kształt nieodpowiedni. Te prezentowe są idealne. Dokładnie w takim kolorze i kształcie jaki mi odpowiada. Jestem prze szczęśliwa, że zostałam ich posiadaczką :)


Na koniec ozdoby do włosów w stylu Kanzashi. Japońską biżuterię znam i bardzo cenię, jednak ta jedwabna, ze względu na materiał i trudność wykonania, jest bardzo droga. Cena oczywiście adekwatna do jakości, jednak mnie na nie zwyczajnie nie stać. Na Jarmarku znalazłam Panią, która wykonuje Kanzashi ze sztywniejszej i tańszej niż jedwab satyny. Nie mogłam nie kupić dwóch uroczych spinek i opaski. Może stwierdzicie, ze już mi nie przystoi nosić kwiatów we włosach, ale do puki mój wygląd sprawia, że ludzie myślą, że bliżej mi do 20 niż 30, będę z tego korzystać, ponieważ opaska jest idealna do letniej, zwiewnej sukienki. A tak w ogóle, to od zawsze średnio mnie obchodziło, co ludzie myślą o moim wyglądzie, stylu ubierania się, czy dodatkach. mój gust, moje zabawki, moja ja - czuję się z tym dobrze :)



Kwiatowe akcesoria w stylu japońskim możecie kupić tutaj KLIK. Jesli interesują Was ozdoby z jedwabiu, zapraszam do KINGI.  
I to już wszystko - jeśli jesteście ciekawe, co jeszcze posiadam, co jest typowo polskim rękodziełem (głównie biżuteria szlachetna), to dajcie znać w komentarzu - chętnie zrobię dla Was taki post :)

Czytaj dalej...

PrettyBox grudzień 2015 - bardzo dobre pudełko

Heyka.
Przychodzę do Was dzisiaj z PrettyBoxem grudniowym.
Ten box jest wyjątkowy, bo nie dość, że świateczny, to jeszcze dzieli się na wersje Premium (65 zł) oraz Basic (45 zł). Kto miał wykupioną subskrypcję Basic, mógł dokupić (dopłacić) do wersji Premium.


Pudełeczko które ja dostałam, to wersja Premium. Jesli jesteście ciekawe, co znalazłam w środku, zapraszam do dalszej części wpisu.


1. Balsam do ciała z kwasem hialuronowym, Niebieski Kwiat.
Szczerze mówiąc, gdy otwarłam ten balsam, wystraszyłam się, że jest zepsuty. To kosmetyk z naturalnych produktów, ma krótka datę ważności i dziwnie pachnie. Czytam etykietkę - olej kokosowy, masło kakaowe, pomarańcza, kwas hialuronowy... a zapach kwaśny! Dopiero po przeczytaniu jeszcze raz dolnej etykiety, doczytałam, że w skład wchodzi tez olejek eteryczny (to chyba ten pomarańczowy), wosk pszczeli i.. ocet jabłkowy (!), który to nawilża, oczyszcza, wygładza, zmniejsza wydzielanie sebum i przyspiesza gojenie. No jak tak, to ok ;)
2/2 pkt

2. Maseczka Argan królewski, Celia
w ogóle nie zauważyłam, że maseczka jest wliczona w wartość boxa (przepraszam), więc nie ma jej na zdjęciu. Niestety, moje zadowolenie z niej i tak jest zerowe, bo dedykowana jest ona dla osób o 10 i więcej lat starszych niż ja - więc dam ją mojej mamie. 
0/2 pkt

3. Peeling bambusowy, EKOA
Wiecie, uwielbiam takie boxy za to, że znajduję w nich takie perełki - EKOA to nie jest firma, którą znałam, a teraz mam przyjemność przetestować ich peeling do ciała.  Jest to peeling solny, więc nie każdy będzie zadowolony, ale ja akurat jestem. Niestety, nie ma tu daty przydatności, jednak zapewniam, że u mnie szybko zniknie - ma cudowny zapach <3, a poza tym bardzo lubię peelingi :)
2/2 pkt

4. Olejek do włosów, Kardashian
Nie znam tego olejku, a przecież mam fioła na punkcie olejków do włosów. Przyczyna nieznajomości tegoż produktu może tkwić w ogromnej niechęci do całego rodu Kardashianów. No ale, skoro olejek jest już u mnie, to na pewno go wypróbuję. Ma na prawdę dobre opinie, więc bardzo się cieszę, że znalazł się w PrettyBoxie.
2/2 pkt

5. Krem do rąk o zapachu wiśni, Attirance
Produkt premium. 
Znam, ale nigdy nie miałam okazji testować. Prosty, ale jednocześnie ozdobny wygląd tubki i wspaniały zapach zachęcają do wykorzystania.  Okres przedświąteczny, to dużo sprzątania, dużo detergentów - dłoniom przyda się taki krem :)
2/2 pkt


6. Naturalne mydło, Niebieski Kwiat
Produkt premium.
Kolejne naturalne, choć nie pachnące mydełko. Jest małe, więc na pewno je wykorzystam, ale szkoda, że nie będzie to "uczta" dla zmysłu węchu.
1/2 pkt

W pudełku znalazłam także szydełkowego mikołajka, który jest przeuroczy oraz pierniczek, który już zjadłam i był pyszny!
Do tego próbki kremów BB firmy Missha (ktoś zna, ktoś coś mi opowie o tej firmie?), zaproszenie do DressCloud (z bonusowymi kryształkami) i ulotki.

Pudełko maksymalnie mogło dostać 12 punktów zadowolenia, dostało 9, co oznacza 75% radości z boxa, z tym, że tym razem nie do końca tak jest. Generalnie punktacje zaniżył produkt mały, zupełnie mi nie potrzebny i gdyby nie był wliczony w koszt boxa, to zadowolenie procentowe było by większe. I ono na prawdę jest ogromne, bo peeling, balsam i krem do rąk mega mnie cieszą! Do tego ten olejek do włosów - bardzo fajnie, że dostałam go w boxie. Jest jeszcze ten miły mikołajek i pierniczek był... nie czuję żadnego niedosytu w stosunku do tego pudła, a na pewno nie tak dużego jak 25 brakujących procent.
Co ja zresztą będę "filozować" - grudniowy Prettybox jest super. 

Niestety, na chwilę obecną jest to ostatnie pudełeczko z subskrypcji i jedyne co mnie ogranicza w kupnie nowego - to fundusze. Gdybym nie miała dosyć kosztownych planów na 2016 rok, z pewnością kupiłabym kolejne pudełka i nie wykluczone jest, że prędzej czy później wrócę do PrettyBoxa.
Gdy wykupiłam 3 miesiące subskrypcji i dostałam pierwsze pudełko, żałowałam że nie poprzestałam na jednym (pamiętacie zapewne, że nie byłam zadowolona), a teraz jest mi na prawdę szkoda, że to już moje ostanie, bo pierwsze w sumie podczas używania zawartości okazało się bardzo ciekawe, a drugie i te teraz, trzecie, to już są na prawdę dobre boxy. 
Czytaj dalej...

Chillbox grudzień 2015 - pomarańcze, cynamony, goździki...i renifery!!


Heyka.
Dziś zawirowany dzień (stąd zdjęcie takiej a nie innej jakości), ale bardzo się cieszę, że przyszedł - Chillbox grudzień 2015, bo umilił mi dzisiejszą gonitwę.
To kolejny box, który ma u mnie z góry mówię - 100 % zadowolenia, bo jest fantastyczny.


Box tym razem przyjechał do mnie Inpostem. Nie raz zdarzało się, że polecone paczki Inpostowe zostały mi wtykane w choinkę rosnącą przy furtce, a kurier podpisywał się za mnie. Czasem jeździł 3 dni zanim w ogóle pierwszy raz dotarł. Tym razem jednak wszystko poszło dobrze.

Sama paczka zaraz po rozerwaniu kurierskiej folii oczarowała mnie aromatem słodkiej pomarańczy i już wiedziałam, że pudło będzie moim ideałem <3


1. Masło do ciała Pomarańcza, Goxdzik i Cynamon, Harmonique
Nie znam tej firmy, ale zarówno konsystencja jak i zapach masła kusi i sprawia, że produkt jest obiecujący. Idzie zima, leniwe wieczory, relaks jak się patrzy, masło idealne na takie chwile.. tylko powinnam jeszcze najpierw wykorzystać te, które są u mnie dłużej ;)

2. Książka "Nie śpiewaj przy stole", Adriana Trigani
To chyba coś a'la poradnik, przemyślenia i wspomnienia - taki typowy misz masz. Nigdy nie miałam tego typu książki i nie wiem czy mi się spodoba, ale z pewnością ją przeczytam :) Najlepiej - zmuście mnie do tego, bo powoli zaczynam zbyt dużo czasu poświęcać na sprawy, od których powinnam odpocząć przynajmniej na weekend.

3. Termofor na zimne dni - w sweterku.
Na kartce z opisem zawartości zamiast termoforu jest foto książki z poprzedniego pudełka - no niestety taki chochlik wkradł się Chillkom na wykaz. Zdarza się. Najważniejsze, że w pudełku był poprawny termoforek :D Mój jest w renifery (hura!!), ale były jeszcze w krowie łatki, w szare paski i białe w serduszka. Cudowne, miłe termofory <3 Zawsze chciałam taki mieć ale nigdy nie kupiłam - no to już mam. A zmarzluch ze mnie jest bardzo

4. Zestaw do kąpieli - kula z Nacomi i sól od Organique
To te dwa produkty są "winne" zapachowi całego kartonu. Wspaniałe aromaty pomarańczy, cynamonu i goździków przeplatają się ze słodyczą wanilii. Jutro kula ląduje w wannie <3

5. Grzaniec strażacki, Natur Vit
Ostatnio piję zwykłą herbatę, hibiskus, czystek i herbatę zieloną. Jednakże tak bogaty zestaw na pewno nie jeden raz zagości u mnie w filiżance. To dość ciekawe, odważne połączenie smaków, jestem bardzo ciekawa tej herbatki.

6. Wykrawaczki do ciastek
Nie piekę ciastek- nie chce mi się. No ok, piekę, raz na dwa lata ;) W sumie, może by tam znów coś upiec, skoro mam foremki? ;) Bardzo fajny, świąteczny gadżet razy trzy - dzwoneczek, choinka i aniołek.

7. Peeling cukrowy, Nacomi
Pomarańczowy peeling na pomarańczową skórkę na udach - przyda się! Ostatnio na tyłku siedzę (wiem, to dziwne, bo narzekam na brak czasu na z domu nie wychodzę, ale jak wszystko ułożę, to się wytłumaczę, co to takiego robiłam ;)

Na zdjęciu widoczna jest też próbka żelu pod prysznic PROPOLIA FRANCE z propolisem i Bio mandarynką. 
w boxie były tez tradycyjnie kupony i rabaty :)

Z pudła jestem, jak już pisałam, bardzo zadowolona. Kocham zapach pomarańczy - samej w sobie i z dodatkami. Wszystko, dosłownie wszystko wykorzystam, nawet wykrawaczki, bo postanowiłam upiec te ciastka. Wypije do nich grzaniec strażacki i poczytam książke, nasmarowana balsamem od Harmonique. Wcześniej wezmę kąpiel z kulą (lub solą) i speelinguję sobie uda :)

Jestę pomarańczę.





Czytaj dalej...

Naturalnie z pudełka - grudzień, włosy, YouTube, wytłumaczenia i ogólnie takie takie...

Witam dziewczyny.
Drogie moje, bardzo Was przepraszam, że mnie ostatnio mało, bardzo mało. Jak pisałam niedawno, moje życie troszkę obraca się do góry nogami. Obecnie jestem w trakcie organizacji dwóch życiowych przedsięwzięć długoterminowych, które pochłaniają mi około 12 godzin dziennie. Nawet w weekendy. Nie mam fizycznie czasu pisać, a bardzo chciałabym podzielić się z Wami kilkoma opiniami o kosmetykach. No, a jeśli już jest chwila czasu, to po prostu padam z nóg, mózg już nie pracuje. Proszę, zostańcie ze mną. Jeszcze jakiś czas będzie bardziej cicho, ale na pewno po nowym roku blog wróci do swojej dawnej "prężności" w działaniu. 

Włosy nadal wypadają, głowa piecze. Robiłam kolejne badania laboratoryjne - nic nie wyszło. Po świętach mam jechać na zeskrobiny do instytutu w Rudzie Śląskiej.  Jestem bardziej niż sfrustrowana, bo włosy po prostu już w ogóle nie przylegają do skóry głowy - wystarczy przejechać po pasemku palcami, żeby 5 i więcej włosów zostało zwyczajnie wyciągniętych z mieszków.

----------------------------------------------------------------

Dostałam ostatnio Naturalnie z Pudełka. Nawet dwa dostałam, ale to była pomyłka i jedno grzecznie odesłałam do twórców boxa ;)

Zdjęcie pochodzi ze strony Naturalniezpudelka.pl


Więcej o pudełku można przeczytać TUTAJ KLIK 

Jestem z zestawu bardzo zadowolona, szczególnie, jeśli chodzi o zapachy. Świeca-balsam od Nacomi pachnie nieziemsko i choć nie używałam jej jeszcze, to na pewno umili mi aromatem niejeden wieczór tej zimy, 

Mydło do rąk jest duże i wspaniale się prezentuje. Z kolei jego zapach, kojarzy mi się z narzeczonym, bo w jego domu rodzinnym zawsze pachnie wanilią z kadzidełek mojej teściowej. 

Lilla Mai - miałam z tej firmy peeling do ciała i bardzo go sobie chwaliłam. Jak tylko ogarnę zdjęcia, to zacznę go używać, bo pokładam w nim duże nadzieje. Aromat ma przyjemny, bardzo delikatny i lekko ziołowy.

Tusz do rzęs to dla mnie kompletna nowość, bo zazwyczaj posiadam te drogeryjne lub perfumeryjne, PuPa, Borjuis, Lancome, Loreal, Estee Lauder... albo zwykły Maybelline. Teraz dostałam wegańską maskarę i nie zawaham się jej użyć ;) 

Całe pudełko jak widzicie jest dla mnie na plus. Do tego przyszło ślicznie i świątecznie zapakowane <3 

------------------------------------------------------

Jeśli chodzi o boxy, na rynku pojawiają się coraz to nowe pudelka - ostatnio trafiłam dzięki Agacie na pudło MyFavouriteBox, ktory powiem szczerze chyba może dorównac Chillboxowi. Na razie go nie subskrybuję, ponieważ kosmetyków mam pod sufit a i kasa teraz jest bardzo potrzebna na inne wydatki. A Wy może miałyście już to pudełko, spisuje się jakoś? 

------------------------------------------------------

Jeśli o Agacie mowa, to dokładniej o pudełku dowiedziałam się od DailyLifeByM, która prowadzi ten kanał na YouTubie KLIK . filmy są ciekawe, opinie rzetelne no i sama Agata jest to niesamowita, mądra, ładna (z pięknymi włosami!) babeczka, która wie co mówi i co najważniejsze - nie owija w bawełnę. 
Jeśli macie ochotę jej posłuchać (mnie Aga zawsze towarzyszy podczas realizacji moich projektów i podczas sprzątania) to polecam, bo czas mija z nią na prawdę przyjemnie. 
Zachęcam też do subskrypcji jej kanału - praktycznie codziennie nowy i ciekawy filmik, taki idealny do kawy, na rozpoczęcie dnia.

-----------------------------------------------------

I to chyba tyle - postaram się jak najszybciej poprawić z częstotliwością publikacji ;) 

pozdrawiam Was wszystkie :)






Czytaj dalej...

Aloesowy tonik Avebio, dla włosów, twarzy i ciała

Hey.
Znacie to powiedzenie "jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego"? Na pewno znacie i w większości przypadków tak jest, czy to kosmetycznych, czy innych.
Ale, są wyjątki i takim wyjątkiem jest aloesowy tonik od Avebio.


Jest to naturalny tonik aloesowy  o działaniu nawilżającym i przeciwstarzeniowym.  Zawiera aż 99,4% czystego, naturalnego soku z miąższu aloesu, który znany jest z właściwości antyalergicznych i nawilżających. Tonik zapewnia skórze dogłębne nawilżenie, działa przeciwzapalnie i kojąco.


Preparat otrzymujemy w ciemnej szklanej butelce o pojemności 100 ml. Za tonik zapłaciłam 19 zł i nabyłam go TUTAJ.
Butelka posiada kroplomierz, jednak nie jest wkurzający jak niektóre tego typu "urządzenia" i kropelki lecą ładnie, równo i szybko.

O toniku jego producent pisze krótko, zwięźle i na temat: "Stymuluje regenerację komórek, przyczynia się do wzrostu kolagenu, wygładza i uelastycznia. Redukuje stany zapalne i reakcje alergiczne skóry. Może być stosowany do pielęgnacji skóry i włosów. Doskonale sprawdza się w pielęgnacji każdego rodzaju skóry. Szczególnie zaś polecamy stosowanie toniku aloesowego do nawilżania skóry bardzo suchej, dojrzałej i starzejącej się, a także skóry podrażnionej i trądzikowej, ze skłonnością do częstych stanów zapalnych."


Kosmetyk kupiłam "dla włosów". Chciałam nawilżać nim skalp i pasma.
Jak się sprawdził? Rewelacyjnie!
Jeśli chodzi o skórę głowy, wcierałam go różnie, na sucho, na mokro, jako mgiełkę po rozcieńczeniu w wodzie. - przynosił ulgę i ukojenie w czasie, kiedy mój problem nie był jeszcze tak poważny i dokuczliwy.
Jeszcze fajniej działa na włosy. Aplikuję go na na 3 sposoby - wgniatam tonik w mokre włosy, psikam rozcieńczony w wodzie jako mgiełkę -  w mokre pasma, albo w suche. Włosy po nim stają się puszyste, mięsiste i niesamowicie nawilżone oraz błyszczące. Nie są przeciążone ani lepkie, nie przetłuszczają się za szybko.
Dodawałam zawsze kilka kropel do maski, działam nim kiedy tylko mam okazję.
Taka mieszanka mgiełkowa, wsparta jeszcze żelem z aloesu (czyli woda, żel i tonik) skutecznie chroniła moje włosy, gdy nie mogłam używać masek ani odżywek i nadawała im ładnego wyglądu. 



Jeśli chodzi o twarz, długo nie musiałam go stosować, jednak mój problem wypadających włosów (KLIK) wprowadził mnie w takie stany smutku i małej depresji, że nie robiłam sobie już nawet deserów z nasionami Chia (KLIK). Odbiło się to na mojej skórze już po około tygodniu - suche skórki, nieprzyjemne uczucie pieczenia. Tonik pomógł od razu. Oczywiście doraźnie, ale jednak przetarcie nim twarzy natychmiast nawilżyło cerę a suche skórki zniknęły na dobre 4 godziny. Po trzech dniach stosowania średnio 3-4 razy dziennie problem suchości wyraźnie się zmniejszył.



Niestety, tonik nie pomógł na stan zapalny mojej skóry głowy, choć doraźnie lekko koił miejsca mocno piekące. Nie jestem na niego o to jakoś specjalnie zła - to w końcu nie lek, a stan mojej skóry jest zbyt poważny, aby zwykły tonik mnie "wyleczył".

Polecam tonik każdemu. Jest to najlepszy tego typu produkt aloesowy jaki znam. Zaleta tego produktu jest to, że ma on 100% naturalny skład, bez parabenów, PEG-ów, alkoholu, substancji zapachowych i barwników oraz zawiera min. 99,4% czystego soku z miąższu aloesu.


Skład:
Aloe Barbadensis Leaf Juice (min. 99,4%), Potassium Sorbate (konserwuje, chroni przez dostaniem się do produktu zarazków), Sodium Benzoate (działa konserująco i przeciwbakteryjnie, wspomaga działanie Potassium Sorbate).


Czytaj dalej...
URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka