Post organizacyjno-włosowy. Kilka ogłoszeń.

Heyka dziewczyny.

Jak zauważyłyście, trochę mniej mnie ostatnio na blogu. Spowodowane jest to poświeceniu się mojej już w tym momencie 4 letniej pasji i pracy. To pochłania bardzo dużo czasu, wymaga skupienia i uwagi, dlatego rzadko jestem w stanie cokolwiek naskrobać.
Jednakże bloga nie odpuszczam - mam kilka recenzji w głowie i chyba jeden z najbliższych dni poświecę na ich napisanie.
To, że nie komentuje wpisów na Waszych blogach nie oznacza,że Was nie czytam. Czytam praktycznie wszystko, bo piszecie bardzo interesująco. 
To, że nie odpisuję na komentarze, nie oznacza, że Was olewam - czytam WSZYSTKO i odpowiadam na to, co wymaga odpowiedzi. Bardzo mi miło, że nadal jesteście ze mną i że Wasze grono się powiększa. Giveaway już minął, a liczba obserwatorów wzrasta zamiast maleć. To bardzo przyjemne uczucie :)

Anonimy zapewne zauważyły, że wyłączyłam możliwość komentowania dla osób niezarejestrowanych. Śmiało możecie podziękować jednej Anonimce, która za punkt honoru postanowiła sobie zaśmiecać mi blog głupimi i kąśliwymi uwagami, a kasowanie jej wypowiedzi tak ją irytowało, że codziennie pojawiały się kolejne wpisy jej autorstwa. Na kasowanie jej wypocin też szkoda mi czasu, bo jest dla mnie cenny i wolę poświęcić go Wam, niż jej.

A teraz włosy - własnie z braku czas opuściłam aktualizacje kolejnego tygodnia walki z wypadaniem i powiem Wam, że odpuszczam to na stałe. Ale czas czasem, a powód jest jeszcze inny, ważniejszy - włosy znów zaczęły wypadać jak szalone, w dodatku wróciło całe pieczenie i swędzenie. Kosmetyki które pomagały, nie pomagają - tak jak ostatnio. Pomagała Equilibra i przestała, Sylveco, maska marokańska, ocet.. Pomagało i przestawało pomagać. Badania zrobione - przyczyna wypadania nadal nie odnaleziona, więc problem na bank tkwi w samej skórze głowy. W tym tygodniu przejdę się zrobić badania mykologiczne, bo tylko o mi pozostało, a leczyć grzybicy czy innych pleśni "na oko" nie mam zamiaru drugi raz.
Obecnie płuczę skalp pokrzywą, ale to, że nie pomaga tylko utrzymuje mnie w przekonaniu, że to nie jest podrażnienie. 
Dlatego jak wspomniałam - nie będę 4 razy w miesiącu wylewać swoich żali, bo w końcu Wam się to obrzydnie. Jak się polepszy, dam znać.

A jak to jest dokładnie z wypadaniem? Myje włosy głowa w dół, szampon, potem lecznicza maska, płukanie. Włosów na rekach zostaje masa. Natomiast to jest w umywalce po rozczesaniu. Pragnę nadmienić, że moje włosy się nie plątają, więc ich nie szarpię i nie wyrywam. Grzebień gładko sunie po pasmach, a i tak wyciągam tyle kłaczków:


Nie wiem czy jestem smutna, zła, załamana czy zrezygnowana, po prostu nie wiem. 
Czytaj dalej...

Olej z nasion marchwi - dla ciała, dla włosów

Heyka.

Dziś kolejna recenzja w oparciu o współprace z Triny.pl - pytałam Was jakiś czas temu, czy mam opisać olejek z nasion marchwi czy aloesowy tonik. Wybrałyście to pierwsze.


Zakupy w Triny i dostawa jak zawsze super - łatwe poruszanie się po stronie, wiele opcji zapłaty i dostawy, wymiana trinypunktów na zniżki oraz wszystko zapakowane i zabezpieczone jak jajka. Triny to mój ulubiony sklep internetowy ale opinia nie ma to nic wspólnego ze współpracą - bo o tym, że Triny lubię, trąbiłam już dawno.


Olej z nasion marchwi kupiłam TUTAJ  i nie jest to moja pierwsza buteleczka. Poprzednią w całości zużyłam na włosy i skórę głowy, ta druga jest zakupiona dla twarzy. Opiszę Wam oczywiście wszystkie działania, jakie udało mi się zaobserwować. Najpierw jednak kilka słów o samym olejku (zaczerpnięte z Triny.pl):

Olej z nasion marchwi  powstaje w procesie tłoczenia na zimno nasion marchwi. Ma intensywnie pomarańczowy kolor. Jest olejem o dużej zawartości beta-karotenu, kwasów tłuszczowych (stearynowy, linolowy i palmitynowy) oraz witamin: A, B, C, E i F. Nawilża, wygładza, odmładza i regeneruje skórę. Łagodzi poparzenia słoneczne i podrażnienia, rewitalizuje skórę i chroni ją przed działaniem czynników zewnętrznych. Przeznaczony jest do pielęgnacji skóry suchej i przesuszonej, starzejącej się, dojrzałej i podrażnionej. Stosowany na skórę w jasnym odcieniu, może nadawać jej efekt naturalnej opalenizny. Doskonale sprawdza się w leczeniu łuszczycy, oparzeń, podrażnień, blizn i pęcherzy. Wykazuje silne działanie przeciwzapalne.
Stosowanie:
- bezpośrednio na skórę całego ciała
- jako odżywczy i nawilżający olej do twarzy (najlepiej w połączeniu z innym olejem)
- jako dodatek do kremów, balsamów i innych kosmetyków pielęgnacyjnych



Moje wrażenia:

SKÓRA GŁOWY:
Dano temu wyczytałam, że ten olej działa stymulująco na wzrost włosów oraz na zdrowie i żywotność cebulek. Używałam go przed tym, jak się uczuliłam na składnik kosmetyków i to używałam dosyć często - bo niejednokrotnie na całą noc codziennie albo co drugi dzień. Włosy rosły przyzwoicie szybko, a skóra głowy miała się fantastycznie. 



WŁOSY:
Kilkanaście razy nałożyłam olej na całe włosy, nie tylko przy skórze. Jest to olejek średnio gęsty, więc nie oblepia jakoś specjalnie włosów i nie obciąża ich za bardzo - po potrzymaniu około 3 godziny i zmyciu, włoski wyglądały ładnie i gładko, ale nie były ociężałe i nie strączkowały. 
Jedyne co może stanowić problem to barwienie włosów - z czasem kolor się wymywa, ale nawet u mnie szło zaobserwować lekką zmianę barwy pasm - miałam rude refleksy. Obawiam się, że jasnym blondynkom olej mógłby popsuć kolor włosów. 


TWARZ - na skórę ciała nie nakładałam olejku, ale na twarz owszem. Wcierałam olej na noc, wacikiem. W dzień przeszkadzał mi jednak zbyt mocno pomarańczowy odcień cery. Produkt wchłania się dosyć szybko i nie jest wybitnie tłusty, jednak tak jak mówię - barwi skórę. Oczywiście nie permanentnie, olejek można zmyć i kolor nie pozostaje na buzi, jednak przy dłuższym stosowaniu cera nabiera delikatnie ciemniejszego odcienia.
Mam skórę suchą, więc olej stworzony dla mnie - jednak ja nigdy nie olejowałam sobie cery i właściwie nic poza moimi włosami nie znało olejów. Ale zaryzykowałam i nie żałuję. Od pierwszego użycia postanowiłam przecierać tym olejem twarz regularnie i widzę wspaniałe efekty - gładka, nawilżona i jędrna skóra o wyrównanym kolorycie. Nie mam niedoskonałości, produkt mnie o dziwo - nie zapchał! Zaskórniki tez w normie (czyli są, niestety nie zniknęły, ale też nie ma ich więcej). Myślę, że za jakiś czas spróbuję innego oleju, jednak puki mam marchwiowy, będę się do trzymać :)



Na koniec kilka innych faktów o produkcie:
Mój olej pochodzi z firmy ETJA. Buteleczka jest szklana, ciemna, zawiera 50 ml produktu, za który zapłacimy 14 zł.  Olej ma silnie pomarańczowy kolor, jest średnio tłusty i według mnie nie posiada zapachu. Produkt jest wydajny a aplikację ułatwia precyzyjna pompka. 
Butelka zapakowana jest w ładny karton z rysunkiem marchewek - dla mnie to urocze :)



Pozdrawiam :)

Czytaj dalej...

SOS dla paznokci - Evree Max Repair - rewelacyjnie działające serum

Heyka.

Dziś krótka recenzja regenerującego serum do paznokci, które znalazłam w Shinyboxie. Mowa o Evree Max Repeir.


Produkt otrzymujemy w małej tubce o pojemności 9 ml. Koszt - około 15 zł. W swej formule i opakowaniu bardzo przypomina mi Regenerum - serum nakłada się wbudowanym w tubkę pędzelkiem, z którego po naciśnięciu opakowania wypływa kosmetyk. Jest to według mnie bardziej poręczna aplikacja, niż nakładanie produktu w sposób, a jaki malujemy paznokcie lakierem.


Kilka słów o kosmetyku: Serum to przeznaczone jest do słabych i zniszczonych paznokci. Jego formuła zawiera idealnie dobrane, wysoko skoncentrowane składniki, które wykazują silne właściwości pielęgnacyjne dla paznokcia i otaczającego go naskórka. Składniki aktywne: olejek oliwkowy, olejek winogronowy, olejek makadamia, olejek ostropestowy, olejek avocado, olejek abisyński, olejek arganowy, olejek jojoba. Regeneruje, wzmacnia i wygładza, przywraca naturalną barwę i blask, nawilża, zmiękcza i ujednolica naskórek wokół paznokci. Formuła serum szybko się wchłania.


I wiecie co, co ja mogę więcej powiedzieć, kiedy to wszystko prawda? Serum jest REWELACYJNE! Dużo lepsze, moim zdaniem, niż Regenerum. fajnie się aplikuje, dobrze wchłania, formuła nie jest tłusta. Paznokcie są wybielone, ładniejsze i dużo mocniejsze. Nawet po wielkim zmywaniu (a nie zmywam w rękawiczkach) wystarczy 5 minut od aplikacji Evree Max Repeir żeby paznokcie były ładne, zadbane, białe i po prostu wyglądały zdrowo. 


I tyle - najlepsze serum/odżywka do paznokci jaką miałam - na pewno kupię kolejne opakowanie - choć nie wiem kiedy to nastąpi, bo produkt jest mega wydajny.

Sklad:
Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Coco Caprylate/Caprate, Macadamia oil, Silybum Marianum Seed Oil, Avocado (Persea Gratissima ) Oil, Crambe Abyssinica Seed Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Terpinen-4-ol, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid.

Pozdrawiam :)


Czytaj dalej...

Nawilżająca róża damasceńska - maska na noc od Skin79

Witam Was.

Nie często można u mnie przeczytać o kosmetykach do twarzy, bo nie kupuje ich jakoś specjalnie wiele. Ten produkt także nie był zakupiony przeze mnie. Znalazłam go w pudełku Chillbox. 




Bohaterem dzisiejszego wpisu jest nawilżająca (i wygładzająca) maska do twarzy z różą damasceńską od Skin79, nakładana na noc.

Maseczkę otrzymujemy w kartoniku. Jest biały, ozdobiony grafikami róż. W środku znajduje się mała szpatułka i słoiczek z kosmetykiem. 
Opakowanie moim zdaniem jest niezwykle ładne i wygląda luksusowo. Słoik jest szklany, zmatowiony i zawiera podstawowe informacje o zawartości. Dodatkowo produkt był zabezpieczony przed paluchami obcych, co sprawia, że wiem, ze tylko ja korzystam z maseczki.
Sama maska jest różowa i pachnie różami. Jej konsystencja jest mokra, żelowa, lekko śliska. Ne umiem Wam dokładnie tego określić, to trzeba poczuć, bo opisać jest ciężko.




Jak wiecie, albo i jeszcze nie - ja nie nakładam masek na noc, bo podczas snu nie wiem, jak reaguje moja skóra. Kosmetyk nakładałam więc rano, kiedy akurat byłam w domu i zmywałam na wieczór (nigdzie nie wychodziłam). Rozprowadza się fantastycznie, gorzej z wchłanianiem - przez dobre kilkanaście minut ma się uczucie mokrej twarzy. Później jest lepiej, ale lepki, cienki film jednak pozostaje na buzi. No ale ok, w końcu to maseczka, a nie krem.




Kosmetyk ma kilka podstawowych działań.

1. Delikatne złuszczanie martwego naskórka.
Nie wiem, nie wypowiem się. Często stosuje peelingi, czy czarna maskę z Chin. Do tego myje twarz lekko złuszczająca gąbką Yasumi, wiec u mnie maska nie ma w tym temacie pola do popisu.

2. Wybielenie skóry
Absolutnie nie u mnie. Nie mam skóry ani jaśniejszej, ani wyrównanego kolorytu. Zaczerwienień też na szczęście nie ma. Po prostu w kwestii koloru cery nie odczułam żadnych zmian, ani na lepsze, ani na gorsze.





3. Nawilżenie skóry
O tak! To największa zaleta tej maseczki. Nawilża idealnie, nie zapycha porów i nie powoduje niedoskonałości. Cera po niej jest na prawdę delikatna, zdrowa i nawilżona, ponieważ według producenta, woda z róży damasceńskiej zapewni natychmiastowy wzrost wilgoci w skórze.

4. Delikatne kwasy AHA rozpuszczają martwe komórki naskórka, wygładzając strukturę skóry a także kontrolując wydzielanie sebum.
No nie wiem, bo jednak po tej masce moja twarz szybciej się świeci, choć faktem jest, że jest gładsza.




5. Woda różana jest bogata w bioflawonoidy, m.in. kwercynę oraz lotne olejki eteryczne. Działa antyseptycznie, przeciwzapalnie i kojąco. 
Maska oczyszcza, poprawia napięcie skóry, nadaje jej zdrowy koloryt. 
Wiecie co, powiem Wam tak - ta maska nawilża i wygładza lekko skórę, ale to jej jedyne właściwości. W kwestii kolorytu już się wypowiedziałam, to teraz jeszcze o napięciu - moim zdaniem buzia po masce jest lekko rozpulchniona. Nie ważne jak cienka jest warstwa produktu, na mojej skórze powoduje efekt jak po trzymaniu na twarzy mokrego ręcznika przez hm.. no minimum godzinę. Potem wszystko wraca do normy, ale poza nawilżeniem nie odczuwam jakichś większych rewelacji na twarzy. 




Czy kupie ten produkt ponownie? Nie. Maska jest ok. I tyle. Używam jej raz, dwa razy w tygodniu. Zdarza mi się podczas kąpieli w wannie nałożyć ją na te pół godziny (i tylko te 30 minut w danym dniu). Nie raz dorzucałam pół łyżeczki do glinki, zamiast wody czy oleju, aby glinkę zamienić w maskę. Produkt spisuje się w tej roli całkiem fajnie, jednak nie jest to maska, która skradła moje serce.
Zużyję opakowanie z pewnością i nawet z nuta przyjemności, ale z pewnością poszukam potem czegoś ciekawszego.
------------------------------------------------
Składników maski mamy 34:
1-WATER 2-GLYCERIN 3-CYCLOPENTASILOXANE 4-PROPANEDIOL 5-DIMETHICONE 6-NIACINAMIDE /PEG-10/15 GROSSPOLYMER 7-BUTYLENE GLYCOL 8-ROSA DAMASCENA FLOWER WATER 9-CITRIC ACID 10-GLYCOLIC ACID 11-LACTIC ACID 12-MALIC ACID 13-PYRUVIC ACID 14-TARTARIC ACID 15-TREHALOSE 16-MALPIGHIA EMARGINATA (ACEROLA) FRUIT EXTRACT 17-TERMINALIA FERDINANDIANA FRUIT EXTRACT 18-EUTERPE OLERACEA FRUIT EXTRACT 19-FICUS GARICA (FIG) FRUIT/LEAF EXTRACT 20-MORUS ALBA FRUIT EXTRACT 21-GINKGO BILOBA NUT EXTRACT 22-PUNICA GRANATUM FRUIT EXTRACT 23-CERAMIDE 3 23-CERAMIDE 24-THEOBROMA CACAO (COCOA)SEED EXTRACT 25-SODIUM CITRATE 26-BENZOPHENONE -5 27-DISODIUM EDTA 28-PHENOXYETHANOL 29-CHLORPHENESIN 30-SODIUM BENZOATE 31-POTASSIUM SORBATE 32-CI 17200 33-CI42090 34-FRAGRANCE


Czytaj dalej...

Chillbox listopad 2015 - czekoladowo-kakaowo

Heyka. jest Chillbox!! 
Od razu powiem, że pudełko dostaje maximum punktów, jestem nim po prostu ZACHWYCONA! Sto procent zadowolenia!


Pudełko listopadowe jest zachowane w czekoladowej tematyce - uwielbiam dobra czekoladę - zapach mniej, bo z reguły kosmetyki są sztuczne i pachną mdło, ale tutaj wyczuwam jedynie wspaniałe aromaty <3


Bjonj - organiczny multikrem z masłem shea i olejkiem jojoba
Nie znam tej firmy, ale z pewnością na zimę a nawet jesień to fantastyczny pomysł. Nie otwierałam go jeszcze, bo mam do wykorzystania jeszcze kilka maseł do ciała, ale nie mogę się już doczekać, aż zerwę z niego sreberko :)

Anglik zakochany., Michael Sadler
Książka jest trzecią z serii. Nie sądzę jednak, by dziewczyny dały nam do pudła książkę, której nie zrozumiemy bez przeczytania dwóch poprzednich. Nadal brak czasu na książki - nawet na blog ostatnio mało czasu, ciągle pomijam ciekawe posty do poczytania :( Może nadrobię wszystko w Święta?

Daylight Kringle Candle - gorąca czekolada
Dacie wiarę, że świeca na prawdę pachnie czekoladą? Gorącą, dobrą, mocną czekoladą mleczną. Jestem oczarowana tym krążkiem. znam tylko woski YC (oba mam z boxów, ja z reguły nie kupuje wosków, ciągle je gdzieś omijam) i lubię, ale ta świeca jest magiczna.

Dresender Essenz - żel pod prysznic czekolada i żurawina
Nie znam - kolejna perełka i nowość. Bałam się powąchać, ale zaryzykowałam i nie żałuję. Bardzo ciekawy i naturalny zapach. Ciekawe, jak będzie umilał mi czas kapieli :)

Pizca del Mundo - Kakao
Nie otwierałam, jest zaplombowane - ale jutro skosztuję. Puszka jest nieziemska, ma super design i na pewno ja sobie zostawię :D

Yasumi - maska kakaowa
Znacie moje podejście do Yasumi - bardzo lubię ich produkty, więc jestem pewna, ze maska to kolejny dobry kosmetyk. A jeszcze skoro ma oczyszczać, tym lepiej <3

Skin79 Ultra light mask sheet - I'm smoothing
Wybielająca maska w płacie. Nie wiem czemu nie ma jej ujetej na kartce - Czyżby taka rewelacyjna niespodzianka - gratis? jutro wolne, to chyba wypróbuję :D

Do pudełka wrzucone jeszcze były próbki podkładów skin79 oraz wiele, wieleeee bonów i zniżek.

Chillbox, uwielbiam Was! Pudło jest mega i przesmacznie pachnie! 


Czytaj dalej...

Wypadające włosy - szósty tydzień kuracji - jest lepiej!




Witam Was.

Dziękuję Wam, że trwacie ze mną nadal i czytacie aktualizacje. Zakończył się szósty tydzień kuracji i zaczynam w końcu widzieć efekty. Do wtorku to była katastrofa - w ogóle we wtorek to myślałam ze ogłupieje, bo takie oto widoki zastawałam po zwykłym przeczesaniu niesplątanych włosów:




To co widzicie powyżej to efekt 5 przeczesań szczotką po włosach (5 ruchów) -  bok z przodu  i bok z tylu po prawej, to samo po lewej, raz z  tylu - 5 przeciągnięć szczotką. I tak za każdym razem, ile bym nie poczesała, to wypadało ich tyle, nawet jak szczotka gładziutko sunęła po pasmach, to włosy zostawały w takiej ilości między jej igłami. Nie mówię nawet o tym, jaki kłębek powstał podczas mycia..
Może i według niektórych jest to mało, ale jeszcze w czerwcu, taka ilość włosów na szczotce pojawiała się po paru dniach kumulowania ich między ząbkami, a nie po jednym przeczesaniu.

Przełom nastąpił w środę - tak ot po prostu włosów zaczęło wypadać mniej. W środę dołączyłam też od razu kozieradkę, bo skalp jest na tyle uspokojony, że zaryzykowałam wcierkę - i jest dobrze.

Obecna pielęgnacja:
To nadal kuracja 7 olei - olej przed myciem, szampon i maska. Odłożyłam serum na rzecz kozieradki. a olej wymywam podczas dwukrotnego mycia - gdy pierwszym jest szampon 7 olei, drugim jest emulsja do higieny intymnej Biały Jeleń z kozim mlekiem. Gdy ten szampon jest użyty podczas drugiego mycia, pierwszy zazwyczaj jest mocniejszy, Nizoral, Radical, Equilibra. Na końce włosów kładę inne maski, z reguły emolientowe i proteinowe.
Włosy myje codziennie, żeby codziennie wcierać po myciu kozieradkę.



Podrażnienie i pieczenie:
Zdarza się rzadko, na kilka chwil, do godziny czasu, raczej na czubku głowy. Bywają dni i noce, kiedy skalp jest maksymalnie spokojny. Nadal nie znalazłam winowajcy podrażnień, nie umiem dojść po składach, są zbyt zróżnicowane - szukam dalej.

Kuracja wewnętrzna.
Vitapil, witamina E, D3 i B. Doustny kolagen i czystek jako herbatka. Tu nic się nie zmieniło, ale od dziś postanowiłam dodać Calcium P. Mam spokój na twarzy, czystek tez mnie troszkę oczyścił razem z Vitapilem, więc nie spodziewam się że CP spowoduje jakieś wielkie wysypy, a włosom może pomóc.


Badania:
Progesteron wyszedł za niski, mam 3 miesięczną kurację jego podniesienia. Badania tarczycy wyszły w porządku.

Wypadanie:
Jak pisałam, jest lepiej, od środy wypada ich mniej. Oczywiście nie jest to wynik zadowalający, ale obecnie - uspokajający i napawający nadzieją, że wszystko idzie ku lepszemu. Myślę, że wszystko co w siebie i na siebie ładuję zaczyna działać. Mogło być i tak, że zmiana klimatu zazębiła się z przesileniem i stąd aż 4 miesiące niesamowitego wypadania. Mimo niższego progesteronu, włosy wypadają mniej, a jeszcze nie zaczęłam kuracji podwyższającej ten hormon - więc nie wiem, czy mam tez szukać przyczyny w poziomach hormonów. Po miesiączce zrobię kolejne badania, jak tylko zejdą mi z żył olbrzymie siniaki. 
Myślę, że kozieradka też ma już w tym momencie duży wpływ na ograniczenie wypadania.
Włosy - w końcu - znów rosną, w 3 tygodnie wyciągnęły 1 cm - wcześniej za miesiąc to było np. pół centymetra. Obecnie miejsce pomiaru ma 29,5 cm. 



Jakość włosów:
Nie mogę narzekać na łodygi i końcówki, bo byłabym dla moich włosów bardzo niesprawiedliwa. Nadal dość szybko się przetłuszczają, ale ładnie błyszczą i są miękkie. Końcówki postrzępionych włosów wyraźnie mniej odstają na boki. Duzo, bardzo dużo dał im na pewno powrót do olejowania. 

I to tyle na ten tydzień. 
Jutro przyjdzie listopadowy Chillbox - spieszcie się z zakupieniem grudniowego, bo schodzą jak świeże bułeczki. Ja już mam kolejny pakiet więc nie muszę się martwić o moje pudła :D 
Czytaj dalej...

Naturalnie z Pudełka - wersja listopadowa - jak jest tym razem?

Witam Was!
Wczoraj obiecałam Wam listopadowe Naturalnie Z Pudełka i oto jest. Ostatnie pudełko mnie nie zachwyciło, jeszcze nie użyłam nic, co się w nim znalazło prócz pomadki. A jak jest tym razem?



BJOBJ - maska do włosów z owsem
Bardzo zainteresował mnie ten produkt. Ładnie pachnie, ma dobrą pojemność i ciekawie się zapowiada. Mam cienkie włosy, które lubią proteiny, więc mam nadzieję, że pokochamy sie z ta maską :)
2/2 pkt


KIVVI - marmoladka do ciała
Nie mam pretensji o wielkość, nie mam ich do NzP, ale producencie, serio? Wymyśliliście taką pojemność?! Na jedna nogę chyba.
Produkt ładnie pachnie, ale nawet do rąk się nie nadaje, bo jest dość twardy i ciężko go nabrać oraz rozsmarować, bo ma taką mało śliską konsystencję. Wolałabym marmoladkę do ust i chyba własnie do tego wykorzystam tą, która co prawda jest do ciała, ale już nie chce mi się komentować pojemności
1/2 pkt

AGAFFI - termalno-iłowa maska do ciała
Super, bardzo ciekawy produkt. Lubię Agafii, lubię ich maski do twarzy, a że jestem zmarzluchem,. mam nadzieję, że ten produkt rozgrzeje mnie zimą albo nawet i teraz już - jesienią.
2/2 pkt


Serum z witaminą C - IOSSI
Zaintrygował mnie ten olejek i na pewno bardzo szybko po niego sięgnę. Nie wiem co mam na razie o nim więcej napisać, ale na prawdę, zainteresował mnie.
2/2 pkt

NACOMI - peeling cukrowy do rąk
Przepiękny zapach, choć dosyć twarda konsystencja. Nie mniej jednak, moje rece maja duzo do roboty ostatnimi czasy i taki relaks oraz pielęgnacja bardzo im się przyda.
2/2 pkt


PIXIE - podkład mineralny
mam odpowiedni kolor, generalnie podkłady mineralne są ok, ale nie jestem za wkładaniem tego typu produktów do pudełka - wiele dziewczyn dostało ciemne odcienie. Transparentny puder byłby lepszy, ale no cóż, zobaczymy, może akurat mi podpasuje.
1/2 pkt

Razem 10 na 12 punktów, co daje 83% zadowolenia. Pudełko uważam za udane i na pewno nie jeden z kosmetyków dobrze się spisze :)
Czytaj dalej...

Prettybox - listopad 2015 - czy jest lepiej?

Heyka, 
dziś dostałam listopadowego Prettyboxa. Jak pamiętacie, pierwszy ich box był średni, ale... chyba zbyt krytycznie go oceniłam, bo:
- kula do kąpieli miała cudowny zapach i świetna była w niej kąpiel w niej była bardzo przyjemna
- błękitna glinka - coś wspaniałego dla cery!
- maść Kailas którą wyśmiałam - rewelacyjnie działa na wszystkie niedoskonałości skóry.
Olejek pomarańczowy chwaliłam i chwale dalej, a mydło ręcznie robione - no niestety, nadal mi się nie podoba.

Przejdźmy teraz do drugiego pudełka Prettybox. Było to pudełeczko tak pół na pół nieznane, bo założyciele postanowili, ze możemy wybrać sobie jaka chcemy glinkę, zapach wosku i kolor cienia. 
Zawartość prezentowała się tak:



Na pierwszy rzut oka już widać, ze jest dużo lepiej niż ostatnio, choć tak na prawdę pierwszy raz też nie było jednak tak źle, jak osądziłam. 

1. Wosk Yankee Candle.
Wiedziałam że wosk będzie i bardzo się ucieszyłam, bo lubię te woski - wybrałam owocowy zapach i dostałam truskawkę. Jutro sobie chętnie stopie kawałek :)
2/2 pkt

2. Neauty - cień mineralny.
Kolejna nie niespodzianka. Wybrałam pudrowy róż, ale przyszła jakaś taka brzoskwinia - i fajnie, bo kolor nadal ewidentnie mój i piękny.
2/2 pkt

3. Ekoa - żurawinowa sól do kąpieli
Bardzo fajny pomysł, ciekawy produkt - na pewno wykorzystam w całości (no ok, zapewne mama trochę podkradnie ;) ). Cudowny zapach!!
2/2 pkt

4. Zielona glinka Mokosh
Taka wybrałam - jestem zadowolona. Była chyba jeszcze biała, a białą mam, a czerwona nie nadaje się dla mnie. Z Mokosh mam olej lniany i jest to najlepszy olej jaki znam, także glinka ma duże pole do popisu.
2/2 pkt

5. Agafii - maska do włosów 7 sił.
Mam, znam, polecam! Bardzo fajnie nawilża - dobra i tania. Planowałam ją zakupić jeszcze raz i już nie muszę :)
2/2 pkt

Prócz tego w pudełku znalazłam impregnat do skóry - skórzanych butów bardziej oraz płyn do czyszczenia i odnawiania wodoodpornych tkanin, takich jak kurtki. Moim zdaniem fajny pomysł - mamy w domu takie kurtki,  i buty chętnie zaimpregnuję na zimę.
Do tego jeszcze zniżka w Triny i w Manufakturze much oraz 2 próbki Skin77 - kremów BB.  

Jak widzicie, pudełko otrzymało 10 na 10 punktów - jestem z niego niezwykle zadowolona! Teraz na pewno będzie już tylko lepiej, bo 100% zadowolenia to dobry znak :)

jutro recenzja listopadowego Naturalnie z Pudelka, które tez dziś doszło, ale 2 godziny później, więc PB miał pierwszeństwo ;) 
Czytaj dalej...

Wyniki rozdania - brushegg, szczotka, czarna maska peel-off i tusz do rzęs

Witajcie!
Są już wyniki rozdania. Losy tym razem nie zmieściły się do słoiczka, więc wrzuciłam je do pudełka, a na czas losowania zakryłam kocykiem. Nie mam pojęcia dlaczego YT wgrał filmik w tak tragicznej jakości.

Wybaczcie za kolor paznokcia, testuję lakiery ;)


Dziękuję wszystkim za udział w zabawie, niedługo może będę mieć dla Was coś nowego.


CZARNA KAWA - gratuluję i czekam na maila z danymi do wysyłki :)


Czytaj dalej...

Cukrowa pianka peelingująca od Organique - herbata nie tylko do picia

Hey.
W moim pierwszym Chillboxie, tym czerwcowym, dostałam 100 ml cukrowej pianki peelingującej Organique, o zapachu mrożonej herbaty. Jest to dokładniej łagodna, aromatyczna pianka do mycia ciała o lekkiej, puszystej formule. Cukier delikatnie oczyszcza, peelinguje i wygładza, a gliceryna roślinna zmiękcza i nawilża skórę.


Kosmetyk "mieszka" w ślicznym, małym słoiczku, zamkniętym metalową, tłoczoną zakrętką. Ma niebieski kolor, cudowny, lekki, herbaciany zapach i przyjemną, delikatną konsystencję.

Początkowo pomyślałam, że 100ml jak na peeling, to jest zwyczajne nic. Ładowałam tej pianki kopiastą łyżkę do osobnej miseczki, potem dzieliłam w palcach na kawałki i wmasowywałam w skórę na sucho. Schodziło jej dość sporo i słoiczek szybko ukazywał dno. Jednak po trzeciej takiej akcji zmieniłam taktykę. Wzięłam ilość małej łyżeczki, zmoczyłam i taką wilgotną bryłą pianki zaczęłam się myć. Byłam niezwykle pozytywnie zaskoczona, że taka porcja spokojnie starczyła mi na wmasowanie jej w ręce, ramiona, całe nogi, pośladki , brzuch, piersi i nawet plecy (tam gdzie sięgam). Warunkiem było to, że bryłka musiała być mokra. Co prawda sucha pianka na pewno lepiej złuszcza, bo cukier się nie topi tak szybko, ale za to tak mały słoik nie starczy na wiele użyć.


Jeśli o właściwości peelingujące chodzi, produkt jest zarówno na sucho, jak i na mokro niezwykle delikatny. Idealny na lato, kiedy nie chcemy za szybko zedrzeć naszej opalonej skóry. Czuć, że cukier lekko złuszcza naskórek, ale jednocześnie jest to raczej przyjemny masaż, niż mocne, a nawet średnie zdzieranie. 

Pianka cukrowa Organique bardzo przyjemnie działa na skórę. Jest po niej elastyczna, miękka i aksamitna, Nawet dobrze spłukana pozostawia uczucie wysmarowania ciała bardzo lekkim, kremowym balsamem. Nic dziwnego, konsystencja pianki jest lekka i kremowa ;) Po tym leciutkim peelingu nie używam na skórę już nic - nie potrzeba. 


Jak wspomniałam, pianka ma niebieski kolor - i na taki lekki błękit barwi nam się woda. Bardzo przyjemnie się siedzi w takiej ładnej kolorystycznie wodzie, ale co najważniejsze, ta zabarwiona woda nie odbarwia wanny, a jeszcze lepsze jest to, że nie pozostawia tłustego i lepkiego osadu.


Skład pianki jest dosyć krótki, ale tez nie wiem co jeszcze można by w tak lekki i peelingujący kosmetyk wcisnąć:
Sucrose, Aqua, Glycerin, Sodium Cocoylisethionate, Sorbitol, Disodium Lauryl, Sulfosuccinate, Parafum, Sodium Chloride, Phenoxyethanol, Tetrasodium EDTA, Cl 16255, Limonene, Linalool.

Jak pisałam, posiadam wersję MROŻONA HERBATA, ale bardzo chętnie przetestuję jeszcze pozostałe dwa zapachy, PINAKOLADA oraz OWOCOWY KOKTAJL. Ostatnio wąchałam je w sklepie i mają cudowny aromat <3 Za sprawą mojego ukochanego narzeczonego, koktajlowa stoi już u mnie i czeka na otwarcie :)

Pojemności pianki mamy dwie, 100 ml za ok. 20 zł oraz 200 ml za ok. 35 zł. 





Czytaj dalej...

Kilka spraw, rozdanie, wypadanie...

Dziewczyny!

Po pierwsze chciałam Wam podziękować za udział w moim rozdaniu. Wyniki ogłoszę do niedzieli.

Po drugie - również dzięki wielkie za doping i słowa otuchy w związku z wypadaniem włosów. Niestety od 3 dni włosy wypadają przemasakrycznie. To już nie jest 100 czy 150, nawet nie 200, obawiam się, że moje włosy "nie na głowie" można już liczyć w liczbach 300 na dzień...
Jutro mam wyniki badań na progesteron, więc zobaczymy, jakie będą. Skóra jest spokojna, ukojona, ale po prostu znów dziś dopadło mnie to szaleństwo i stres gdy myłam głowę - to co ja miałam na rękach, to takich widoków nie było w moim życiu nigdy. Gdyby nie mokre dłonie, zrobiłabym Wam zdjęcie. Nie pomaga mi nic: Vitapil, witaminy, soki, preparaty na wypadanie, czystek, chia, goji...nie jest nawet tak samo - jest GORZEJ.
Włosy nie trzymają się już skóry w ogóle. Podczas mycia wychodzą dosłownie garściami - mam wrażenie, że gdybym rozczesywała włosy jedynie z pół godziny cały czas, bez przerwy, nie zostało by mi na głowie nic. Po każdym przejechaniu szczotką wyciągam po 10-25 włosów. Za każdym razem! Ile bym się razy nie przeczesała, ciągle wychodzą nowe. Jak podczas początkowych dni chemioterapii.
Są wszędzie, wychodzą nawet podczas ruch głową...

Czytaj dalej...

Wypadające włosy - piąty tydzień kuracji + AKTUALIZACJA - włosy w październiku

Heyka moje drogie.




Dziś post kuracjowo-aktualizacyjny. Pozwolę go sobie podzielić na kilka podpunktów:

Pielęgnacja:
W tym tygodniu na głowy lądowały produkty przeciwko wypadaniu - siedem olei. Olejek, szampon, maska i serum. Ale nie tylko, bo po umyciu szamponem z tej serii, myłam je jeszcze emulsją do higieny intymnej Biały Jeleń z kozim mlekiem, a na długość i końce podczas maskowania - wcierałam te maski, które mam od dawna. Maska z serii szła na skalp - no bo jak inaczej ma pomóc na wypadanie?
Mycie praktycznie codziennie, bo choć produkty bardzo poprawiły stan włosów, to jednak serum mocno skraca świeżość - mimo, że daje po myciu fajny efekt push-up, to po nocy - przyklap i przetłuszczenie. No ale, nie ma źle, kuracja ma być codzienna, więc te włosy i tak trzeba myć.


Podrażnienie i pieczenie:
Okropne uczucie praktycznie zniknęło. Niestety, nie jest to zasługa wyleczenia - w środę zamiast maski położyłam na skalp inny produkt na wypadanie i miałam na głowie piekło. Czyli - nie mam grzybicy, to super. Jestem natomiast uczulona na jakiś składnik i będę musiała teraz dokładnie analizować składy, aby doszukać się, który to elementy masek jest winowajcą. Może nie będzie tak trudno się doszukać, bo raczej na pewno nie ma tego składnika maska z kuracji 7 olei, choć z kolei to co mnie uczuliła, ma krótki skład, ale wiekszośc pokrywa sie z tym z maski 7 olei.

Kuracja wewnętrzna:
Jak codziennie od ponad miesiąca - Vitapil, Witamina E, D3 i B oraz kolagen doustny. Do tego co jakiś czas sok z jabłka i natki pietruszki oraz nowość od tygodnia - 2-4 razy dziennie - herbatka z czystka.

Badania:
Jutro mam 21 dzień cyklu. Progesteron powinno się robić w 20 dniu, ale że dziś mamy 1 listopada, to jutro z rana lecę się kłuć :( 

Wypadanie:
Wypadanie utrzymuje się NIESTETY nadal na dość wysokim poziomie. Dziwi mnie jednak fakt, że w jeden dzień, kiedy miałam spokój ze skalpem - wypadło mi więcej włosów niż zazwyczaj, natomiast po dniu pieczenia i myciu w dzień kolejny - włosów wyleciało mniej. Kuracja albo nie zadziałała, albo nadal potrzebuje czasu - no w końcu kuracjuję się nią dopiero 9 dni.
Obwód kucyka o zgrozo, doprowadza mnie do płaczu, szaleństwa, histerii depresji czy wszystkiego naraz - 5,3 cm. Prawda jest taka, co mnie pociesza, albo i nie..ze dużo wcześniej, kiedy było to 6,5 cm, miałam na włosach piankę, więc pasma były nieco grubsze, choć grubsze sztucznie. Także nie wiem na prawdę ile straciłam włosów, ale jak mierzyłam je przedostatnim razem, miały w obwodzie tak trochę więcej, niż te 5,3 ;/ bo.. aż 5,7 cm. O ile można to nazwać "aż". I cholera.. to było 2 tygodnie temu!

Jakość włosów:
Polepsza się. To na pewno za sprawą protein zawartych w Kuracji 7 olei. Ale tez codziennie zaczęłam je na nowo olejować. Końcówki nadal fruwają na wszystkie strony, wywijają się i nie dają ujarzmić, ale jest lepiej. Zresztą na fotkach widzicie, że nie jest jakoś super pięknie z tymi końcami, ale też nie powinnam narzekać na ogólny stan pasm. Są dość gładkie i ładnie błyszczą. Szkoda, że wypadają i że jest ich tak mało :( 

-------------------------------------------
Zdjęcia to niestety jakaś porażka, aparat miał szalonego focha - zmienię kolor, nie złapię ostrości, tu przyciemnię, tam rozjaśnię, spadaj i daj mi spokój, bo migawka mnie boli. Dlatego za różnicę w kolorze i ostrość - przepraszam.






Czytaj dalej...
URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka