Fioletowa Anwenówka dla włosów sredniporowatych - jak czas trzymania maski na głowie wpływa na jej działanie

Heyka.

Maski do włosów - czas w jakim trzymamy je na głowie uzależniony jest w dużej mierze od tego, co producent sugeruje na opakowaniu, ale też od tego, jaki mamy danego dnia kaprys. Dzięki masce Anwen, o której piszę w dzisiejszym poście nauczyłam się, że czas ten najbardziej powinien być uzależniony od potrzeby naszych włosów.

Gdy tylko na blogu znanej i lubianej nam Anwen pojawiła się informacja, że dostępne są już maski jej własnej marki, wiele z włosomaniaczek popędziło kupić chociaż jedną. Nie inaczej - i ja szybko otwarłam w przeglądarce jej SKLEP i kupiłam dwa kosmetyki - jeden dla włosów średnioporowatych i jeden dla włosów wysokoporowatych. Maskę dla niskoporów sobie odpuściłam, bo wiem, że moje włosy by jej nie polubiły - nienawidzą niczego, co jest z kokosem.
Po niecałym tygodniu, kiedy przesyłki dotarły do dziewczyn, zaczęły się testy i pochlebne opinie. A jak było u mnie z pierwszą, fioletową Anwenówką dla włosów średnioporowatych?



Nazwa produktu:
'Winogrona i Keratyna' - Maska do włosów średnioporowatych

Producent:
Anwen Sp. z o.o.
 
Cena:
39 zł. Dostępne w sklepie Anwen oraz stacjonarnie w sklepach, które Anwen wymienia tutaj KLIK.

Wiele dziewczyn narzeka na cenę masek. Fakt, są to ceny wysokie, ale pamiętajmy, ze mamy do czynienia z produktami, które w końcu! są dedykowane w dużej mierze genetycznie uwarunkowanemu rodzajowi włosa, tworzone z pasją, z miłości do włosów, zawierające dużo dobrego w sobie. Ponad to Anwen to nie światowej sławy firma (czego życzę), więc wiadomo, że produkcja jest kosztowniejsza, bo nie idzie w miliony opakowań. Poza tym jest wiele droższych masek, więc nie przesadzajmy.



Konsystencja, kolor, zapach:
Konsystencja jest bardzo gęsta, kiedy nabierzemy maskę sięgając dna, kosmetyk po boku nie zaleje dziury która powstała. Jednocześnie produkt jest śliski i łatwo się rozprowadza. Kolor biały, zapach bardzo delikatny, przyjemny.

Opakowanie:
Plastikowy słoik o pojemności 200 ml, zakręcany na twist.
 
Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Behentrimonium Chloride, Glycerin, Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Silk, Maris Sal, Silica, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder, Panthenol, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Parfum, Hexyl Cinnamal, Butylphenyl Methylpropional, Limonene.

Obietnice Anwen:



Twoje włosy są normalne, ale bywają niezdyscyplinowane? Nie sprawiają Ci większych problemów, ale czasem się puszą? Szukasz efektu WOW, ale bez silikonów? Ta maska jest dla Ciebie! Intensywnie pielęgnuje i regeneruje włosy dzięki zawartości hydrolizowanej keratyny i jedwabiu. Aloes i gliceryna zapewniają włosom dodatkowe nawilżenie, a krzemionka je wzmacnia. Maska zawiera też optymalnie dopasowany do potrzeb Twoich średnioporowatych włosów olej winogronowy, który działa odżywczo i poprawia elastyczność.

Moje wrażenia:
Gdy maski do mnie przyszły (8 lutego, czyli w moje urodziny) postanowiłam, że nie otworzę ich, puki nie zużyję kilku innych produktów, którym zbliżało się dno. Wytrzymałam 1 dzień :D dokładnie 9 lutego po raz pierwszy wylądowała u mnie na głowie fioletowa Anwenówka. Zgodnie z zaleceniami, trzymałam maskę nie mniej niż 3 minuty a nie więcej niż 30 - tak około 20 minut.
Produkt dobrze spłukuje się z włosów, jeszcze mokre są po nim przyjemne w dotyku.
O pasma zadbałam tak jak zawsze przed stylizacją - nałożyłam serum, trochę pianki, rozczesałam i przystąpiłam do modelowania.

Kiedy włosy były jeszcze leciutko wilgotne, wyglądały perfekcyjnie. Blask bił po oczach, domknięta łuska powalała na kolana, pasma wyglądały idealnie. Niestety, w miarę jak włoski dosychały, zaczęły się niesamowicie elektryzować. Ostatnio takie coś mnie spotkało jeszcze na długo długo przed dbaniem o moje kosmyki, czyli jakieś hm.. 4 lata temu. Byłam załamana - maska spisała się rewelacyjnie, włosy wyglądały zjawiskowo trzymane w garści, jednak "puszczone wolno" wesoło fruwały dookoła twarzy, a kształt fryzury w 10 minut się zgubił - końce zaczęły się wywijać na wszystkie strony.






Zaczęłam kombinować. Dodawałam do maski odrobinę olejku, porcję innych masek emolientowych, różnego rodzaju serum (np. Garnier zwiększająca objętość), zmieniałam szampony, dawałam więcej pianki, mniej pianki.. pół maski ubyło a włosy elektryzowały się nadal. Pomyślałam, że zacznę kombinować z czasem trzymania maski na głowie, bo innego pomysłu już nie mialam. Do trzech minut maska nie działała. Po 20 elektryzowały mi się włosy. Spróbowałam więc ustawić się mniej więcej w połowie tego czasu i trzymałam maskę na pasmach ok. 7-8 minut. I wiecie co? Udało się! Maska zadziałała wręcz perfekcyjnie, a włosy były dalekie od jakiegokolwiek elektryzowania. Cudowne, gładkie pasma, odbijające nieziemsko każdy promyk słońca. Pięknie nawilżone, mięsiste włosy do pozazdroszczenia.
Nie wiem, czy mam takie kapryśne włosy, czy, jak sugerowała mi sama Anwen - trzymanie maski za długo powodowało lekkie przeproteinowanie objawiające się elektryzowaniem. Nie kojarzę, by ktokolwiek inny narzekał na taki skutek uboczny używania tego kosmetyku. Jedno jest pewne - na wszystko trzeba znaleźć złoty środek i moje włosy są żywym tego przykładem.






Polecam Wam fioletową Anwenowkę z całego serca, bo z włosami robi cuda. A jeśli Wasze włosy są po niej i po jakiejkolwiek innej masce spuszone/naelektryzowane/obciążone - pokombinujcie z czasem i nie dawajcie za wygraną. Nie spisujcie na straty kosmetyku po jednym jego użyciu. Ja się zawzięłam i moje starania nie poszły na marne :)

PS.
Tak wiem, na trzech zdjęciach poniżej widać masę pojedynczych fruwających włosków. To nie są naelektryzowane włosy. Cześć z nich to kosmyki które sama sobie zniszczyłam, rozplątując na mokro kołtun włosów (rozciągały się i urywały w połowie, są pozwijane i nie umiem ich wyprostować, a jest ich za dużo, żeby uciąć tuż przy skórze głowy i dać na nowo odrosnąć). Cześć z nich to włosy dysplastyczne, które zaczęły mi w niesamowitej ilości wyrastać z czubka głowy po moich problemach z wypadaniem i pieczeniem skóry głowy. Te najgorsze po prostu wyrywam... Pojedyncze z nich, te najkrótsze i wiele tych ładnych prostych, ale krótszych, to nowo odrastające włoski, które powoli zagęszczają mi fryzurę po półtora roku nadmiernego tracenia włosów.

8 komentarzy :

  1. Dobrze, że udało Ci się znaleźć na nią sposób, nie ma chyba nic bardziej irytującego niż naelektryzowane włosy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Włosy wyglądają przepięknie :) Lubię odżywki/maski bez silikonów ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z wszystkich masek właśnie ta interesuje mnie najbardziej. Cena do przełknięcia, masz rację jest mnóstwo droższych kosmetyków do pielęgnacji i przy tym nawet o dużo gorszych składach. Tutaj skład wydaje się naprawdę interesujący, jest też aloes, który moje włosy bardzo lubią.

    Dobrze, że udało Ci się rozpracować maseczkę i znaleźć na nią sposób :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Maska jest u mnie na celowniku jednak muszę trochę zdenkować swoje zapasy i odłożyć kaskę na nią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio dużo zdenkowałam, ale twardo denkuję nadal i nic nowego nie nabywam.. dobra no, ostatnio kupiłam Fitokosmetik w saszetkach :D Ale to się nie liczy, bo to na jeden raz ;P

      Usuń

Każdy komentarz to znak, że post został przeczytany :) Zapraszam więc do dyskusji :)

URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka