Cześć.
Są święta, czas radości, pięknej pogody. Na drzewach pojawiły się pączki, śliczne zielone listeczki. Widziałam już przebiśniegi i krokusa. Wczoraj byłam na przyjemnym spacerze, podziwiałam kaczki i łabędzie.
Dziś niechcący wpadłam na foto moich włosów sprzed paru miesięcy. Od nowego roku staram się w ogóle nie patrzeć na nie. Powoduje to u mnie przypływ histerii i smutku. No ale stało się. I znów oczy pełne łez. Bo choć nie pisze o tym tak często jak wcześniej, nadal mam problem.
Od ponad tygodnia piecze mnie skóra głowy calusieńki czas. O ile od jakiegoś czasu były to przypadki sporadyczne (co 2-3 dni), tak oto problem powrócił i bez przerwy trwa. Nie pomaga nawilżanie, mycie szamponami hypoalergicznymi i nie używanie nawet olejku na końcówki. Włosy wypadają bardzo, ale od ponad tygodnia jest to już po prostu lawina. Lecą długie starsze włosy i nowe, 5-10 centymetrowe, z czego te krótsze są bardzo, bardzo cienkie i liche.W zakolach nie mam już praktycznie nic nowego, a nawet lekkie przesunięcie palcami po tym co tam zostało powoduje, ze bez trudu wyciągam je ze skóry, razem z cebulkami.
Kolejni lekarze rozkładają ręce i chcą leczyć mnie na łysienie, pozostając głuchymi na narzekanie na ciągłe swędzenie i pieczenie.
Nikt nie chce dać mi skierowania na badania laboratoryjne, więc w końcu wybłagałam w Zabrzu wizytę bez skierowania, na którą jadę we wtorek. Okropnie się boję, że badania nic nie wykażą. Na prawdę, wolałabym już mieć nawet jakiegoś greckiego strasznego wirusa albo bakterię, której się pozbędę bo w końcu dostanę prawidłową kurację, niż nadal trwać w cierpieniu i zastanawiać się, czy ja coś robię źle, czy jestem na coś chora i czy da mi jeszcze się pomóc.
Od stycznia robię wszystkie badania krwi, co miesiąc - wyniki podręcznikowe. Tarczyca wybadania, TSH, FT3, FT4, kortyzol i usg - wszystko jak być powinno.
Hormony w normie.
Skóra blada, czysta, nieprzesuszona. Widocznych podrażnień brak.
Kuracja antygrzybiczna nie przyniosła rezultatów.
Jestem załamana. Zrozpaczona. Przerażona.
Przestałam się uśmiechać.
Jeśli badania masz w porządku to na pewno nic powaznego! Uśmiechuuuu kochana i życzę Ci żebyś znalazła dobrego specjalistę, który pomoże uporać Ci się z problemem :)
OdpowiedzUsuńjuz wole cos powaznego, ale zeby sie w koncu wyleczyc, niz trwac w niewoiadomym, tracic wlosy, plakac i patrzec jak lekarze rozkladaja rece zapisujac drogie leki na łysienie
UsuńCzego używałaś do nawilżenia skóry głowy? Ze swojej strony poleciłabym ci półprodukty np kwas hialuronowy, alantoine, d-pentanol. Można dodać w większych ilościach do balsamu np i nałożyć na głowa na parę godzin. Nie mam problemów z włosami (prócz wypadania) ale używałam na bardzo suchą skórę twarzy i mi pomogło. Nawet jeśli nie zlikwiduje to wszystkich problemów to może chociaż trochę zlikwiduje pieczenie?
OdpowiedzUsuńszampon z pantenolem, żel aloesowy, żel lniany, szampon nawilżający, maskę Equilibra.. Nic nie pomogło, wiec to chyba nie suchość skalpu, a i on w dotyku nie jest suchy
Usuńnie martw się kochana ! trzymam kciuki żebyś się w końcu dowiedziała, mi włosy też lecą przeokropnie ;(
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo :( Mnie też wypadają, ale nigdy nie było aż tak źle.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci. Ja niestety też patrząc na moje wcześniejsze zdjęcia odczuwam smutek no ale co poradzić. Walczę tak jak ty, tyle że u mne TSH wyszło zbyt wysokie jak na osobę przed 30 r.ż. prawie 4 , więc czekają mnie kolejne badania i możliwe że u mnie właśnie tu leży przyczyna. Trzymam kciuki żebyś i Ty w końcu odkryła źródło problemu.
OdpowiedzUsuń