Witam.
Dziś podsumowanie tygodnia ajurwedyjskiego i recenzja Złotej Maski Ajurwedyjskiej Planeta Organica oraz tak się składa, że przypada na dzień dzisiejszy także włosowa aktualizacja majowa. Zapraszam do lektury.
Zacznijmy od maski. Jak pisałam w poniedziałek, planowałam maskę testować cały tydzień, nie sięgając po nic innego maskowego i udało się. Maski użyłam w poniedziałek, środę, czwartek, sobotę i dziś - w niedzielę. W sumie 5 razy. Włosy przed myciem olejowałam olejem lnianym, a przy ostatnim płukaniu włosów używałam płukanki kawowej.
Maskę kupiłam w Triny.pl za 28 zł. Otrzymałam ją w plastikowym słoiku typu PET o pojemności 300 ml. Kosmetyk bardzo przyjemnie pachnie, olejami i orzechami (chyba..nie jestem w stanie dokładnie tego określić, natomiast kojarzy mi się on dokładnie z tymi łupinami, które zdobią wieczko maski). Ma bardzo gęstą, tłustawą konsystencję. Produkt jest koloru złotego i iskrzy się milionami drobnych, złocistych drobinek. Na prawdę, już od początku używania maski mamy wrażenie rozpieszczania, co rozpoczyna się już od ukojenia nosa cudownym zapachem i oczy - wyglądem super-glamour.
Producent obiecuje, że maska:
- Poprawia mikrokrążenie, dzięki czemu wzmacnia cebulki włosowe
- Aktywnie stymuluje porost włosów
- Regeneruje uszkodzona strukturę włosów
- Sprawia że włosy są super błyszczące
- Indyjskie zioła używane w starożytnej nauce Ayurveda mają na celu przywrócić zdrowie i piękno włosów
- Organiczny olej Neem (Miodla Indyjska; drzewo Asioki) bogaty w witaminę E i niezbędne aminokwasów nawilża odżywia i regeneruje pasma
- Drzewo sandałowe wzmacnia cebulki włosowe i stymuluje wzrost włosów
- Centella Asiatica (Wąkrotka azjatycka) posiada najwyższej jakości antyoksydanty, przez co poprawia krążenie krwi, wzmacnia cebulki włosowe
- Owoce Acai zawierające witaminy i minerały odżywiają włosy na całej długości, regenerują je i zapobiegają ich łamaniu się i rozdwajaniu.
Skład:
Aqua with infusions of Organic Melia Azadirachta Seed Oil (organic neem oil), Hydrocotyle Asiatica Extract (Centella asiatica extract), Euterpe Oleracea Fruit Extract (Acai berry extract), Organic Santalum Album (Sandalwood) Oil (organic oil of sandalwood), Cedrus Atlantica Bark Oil (Atlas cedar oil), Juniperus Communis Fruit Extract (extract of juniper), Bambusa Vulgaris Leaf / Stem Extract (bamboo extract); Cetearyl Alcohol, Amodimethicone, Cetrimonium Chloride, Behentrimonium Chloride, Cetyl Ether, Mica, Titanium Dioxide, Silica, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid.
produkt nie zawiera SLS, parabenów, GMO i produktów chemicznych
Moje wrażenia:
Zdjęcia po pierwszym użyciu maski znajdziecie TUTAJ.
Co do stymulacji porostu włosów się nie wypowiem, ponieważ nie mierzyłam ich tydzień temu.
A teraz do rzeczy:
- maska nadaje włosom lekki, miodowy odcień - pierwszy raz mi się zdarzyło, żeby woda podczas zmywania maski była tak "brudna". Ale, podoba mi się to, włosy są bardziej wyraziste przez te lekkie podbarwienie maską,
- włosy są niebywale błyszczące. Gdybym miała długie kłaczki i przede wszystkim nie pocieniowane, zapewne była by z tego piękna tafla,
- pasma są bardzo miłe w dotyku, miękkie,
- włosy nie są obciążone, ale niestety, są też lekko nie dociążone
- pasma są bardzo gładkie,
- niestety zauważyłam lekkie puszenie się moich zniszczonych końcówek - muszę sobie z nimi radzić stosując więcej serum na końce niż zazwyczaj. Maseczka jest bardzo lekka i nie radzi sobie z fruwajkami.
- włosy w dzień mycia i po pierwszej nocy są ładne, puszyste i sypkie, ale po drugiej nocy tracą swoją świeżość i trzeba je koniecznie umyć, choć nie ma tragedii i kucyk czy ew. suchy szampon załatwia sprawę, bo włosy nie są jakoś mocno tłuste.
- zauważyłam, że ten bok bez grzywki, gdzie jest mniej włosów (mam przedziałek z boku) jest jakby gęściejszy. Nie zauważyłam efektu pogrubienia pojedynczych włosów, ale wizualnie wydaje się ich być więcej.
Mam włosy średnio grube, średnio gęste. Góra jest bardzo zdrowa, ale od ucha w dół mam jeszcze resztki trwałej oraz farbowaniu i wiele krótszych włosków po masakrycznym cieniowaniu. Maska dużo lepiej sprawdza się na tych zdrowych włosach, jak pisałam, na piórka jest za lekka. Polecałabym ją raczej dziewczynom o zdrowych, prostych włosach. Czytałam że puszy fale oraz loki i nie poprawia skrętu. Ta maska na pewno nie da sobie rady z bardzo zniszczonymi włosami - na takie trzeba czegoś na prawdę dociążającego.
Pod spodem zdjęcia, kiedy troszkę kombinowałam z maską. Postawiłam na metodę OMO. Miałam dziś czas, więc czemu by nie spróbować coś pomiksować.
O - na spryskane fioletowym Gliskurrem włosy nałożyłam maskę ajurwedyjską wymieszaną z dwoma łyżkami oleju lnianego. Potrzymałam tak około godziny.
M- 2 x mieszanka szamponów Petal Fresh winogronowego i aloesowego
O - od skóry do połowy włosów sama maska ajurwedyjska, od połowy aż po końce też ta sama maska a le z dodatkiem olejków na końcówki Natura Siberica (około 1,5 pipetki). Potrzymałam na głowie ok 30 minut.
Na włosach nie ma żadnej pianki, żelu, lakieru, nic. Chcialam Wam pokazać jaki jest efekt końcowy bez oblepiaczy i wygładzaczy.
Nie jest źle, włosy są na prawdę sypkie i gładkie, bardzo błyszczące (niestety nie świeci słońce i nie ma jakiegoś ostrzejszego światła). Końce po masce z dodatkiem olejków są dużo lepsze niż bez niego. Prezentuje się to tak. Nie wiem czy widać, jak maska przybarwiła włosy, ale nie używałam dziś płukanki z kawy:
Muszę w końcu iść obciąć to długie niewiadomo-co-fryzjer-miał-na-mysli pasemko ;)
A teraz do rzeczy:
- maska nadaje włosom lekki, miodowy odcień - pierwszy raz mi się zdarzyło, żeby woda podczas zmywania maski była tak "brudna". Ale, podoba mi się to, włosy są bardziej wyraziste przez te lekkie podbarwienie maską,
- włosy są niebywale błyszczące. Gdybym miała długie kłaczki i przede wszystkim nie pocieniowane, zapewne była by z tego piękna tafla,
- pasma są bardzo miłe w dotyku, miękkie,
- włosy nie są obciążone, ale niestety, są też lekko nie dociążone
- pasma są bardzo gładkie,
- niestety zauważyłam lekkie puszenie się moich zniszczonych końcówek - muszę sobie z nimi radzić stosując więcej serum na końce niż zazwyczaj. Maseczka jest bardzo lekka i nie radzi sobie z fruwajkami.
- włosy w dzień mycia i po pierwszej nocy są ładne, puszyste i sypkie, ale po drugiej nocy tracą swoją świeżość i trzeba je koniecznie umyć, choć nie ma tragedii i kucyk czy ew. suchy szampon załatwia sprawę, bo włosy nie są jakoś mocno tłuste.
- zauważyłam, że ten bok bez grzywki, gdzie jest mniej włosów (mam przedziałek z boku) jest jakby gęściejszy. Nie zauważyłam efektu pogrubienia pojedynczych włosów, ale wizualnie wydaje się ich być więcej.
Mam włosy średnio grube, średnio gęste. Góra jest bardzo zdrowa, ale od ucha w dół mam jeszcze resztki trwałej oraz farbowaniu i wiele krótszych włosków po masakrycznym cieniowaniu. Maska dużo lepiej sprawdza się na tych zdrowych włosach, jak pisałam, na piórka jest za lekka. Polecałabym ją raczej dziewczynom o zdrowych, prostych włosach. Czytałam że puszy fale oraz loki i nie poprawia skrętu. Ta maska na pewno nie da sobie rady z bardzo zniszczonymi włosami - na takie trzeba czegoś na prawdę dociążającego.
Pod spodem zdjęcia, kiedy troszkę kombinowałam z maską. Postawiłam na metodę OMO. Miałam dziś czas, więc czemu by nie spróbować coś pomiksować.
O - na spryskane fioletowym Gliskurrem włosy nałożyłam maskę ajurwedyjską wymieszaną z dwoma łyżkami oleju lnianego. Potrzymałam tak około godziny.
M- 2 x mieszanka szamponów Petal Fresh winogronowego i aloesowego
O - od skóry do połowy włosów sama maska ajurwedyjska, od połowy aż po końce też ta sama maska a le z dodatkiem olejków na końcówki Natura Siberica (około 1,5 pipetki). Potrzymałam na głowie ok 30 minut.
Na włosach nie ma żadnej pianki, żelu, lakieru, nic. Chcialam Wam pokazać jaki jest efekt końcowy bez oblepiaczy i wygładzaczy.
Nie jest źle, włosy są na prawdę sypkie i gładkie, bardzo błyszczące (niestety nie świeci słońce i nie ma jakiegoś ostrzejszego światła). Końce po masce z dodatkiem olejków są dużo lepsze niż bez niego. Prezentuje się to tak. Nie wiem czy widać, jak maska przybarwiła włosy, ale nie używałam dziś płukanki z kawy:
Efekt jest bardzo fajny! Ja miałam maskę marokańską i działała też bardzo dobrze, jednak zapach był jej średni i chyba też przyciemniała troszkę włosy - bo miała kolor zielony :)
OdpowiedzUsuńMarokańka czeka u mnie w kolejce zaraz po rokitnikowym tygodniu :)
UsuńŚliczne włosy :) Bardzo ciekawi mnie ta maska, chętnie bym ją kupiła żeby spróbować :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym wysłała próbk,eale tak jej sobie poużywałam, że niewiele mi zostało, a chciałabym nią jeszcze trochę poemulgować olej
UsuńJeszcze takiej maski nie miałam , ale wydaje się być ok :)
OdpowiedzUsuńjest ok
UsuńMaska w konsystencji przypomina mi mleczną krówkę :D
OdpowiedzUsuńtak, fakt :D Na szczęście zapach ma inny - nie lubię toffi i karmelu ;)
UsuńWłosy ładnie błyszczą. Mam jednak wrażenie że są sporo ciemniejsze niż na zdjęciach z 28 kwietnia ^^ Chyba że to aparat tak przekłamał :P
OdpowiedzUsuńAparat lekko rozjaśnił włosy 28 kwietnia, ale słusznie zauważyłaś, że są ciemniejsze niż parę dni temu. Olej lniany skutecznie je wygładził, co spowodowało ich ściemnienie, to raz, płukanka z kawy już na stałe ściemniła mi chyba włosy mimo, że tym razem jej nie użyłam to dwa, a sama maska też pogłębia kolor, to trzy. A mnie nawet się podoba ten ciemniejszy odcień. Ciekawe czy po masce marokańskiej będą zielone :P
UsuńNo całkiem ładny ten odcień jest. Chłodniejszy i bardziej stonowany . Już lepiej nie kracz z tym zielonym hehe ;p Ja z marokańskiej linii mam balsam i on mi nic nie odbarwił :)
UsuńOd dawna mam zamiar wypróbować tą maskę! Może w tym miesiącu w końcu mi się uda. :)
OdpowiedzUsuńpolecam, jest dobra
UsuńWłaśnie ją niedawno zamówiłam i dziś przyjdzie do mnie kurierem. Mnie się udało skorzystać z promocji na Skarbach Syberii i zamówiłam za 21,38 zł. W sumie dalej jest w tej cenie :) Cieszę się, że wystawiłaś tej masce taką opinię, bo mam wobec niej duże nadzieje :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze nie będzie Ci zbyt lekka :)
Usuńbioika.pl - mają wysprzedaż
OdpowiedzUsuń