Nasiona Chia, nawadniające maleństwa z bombą witaminową

Hey.
Od pewnego czasu wszędzie możecie przeczytać o nasionkach CHIA, czyli nasionach szałwii hiszpańskiej. Jej wspaniałe właściwości były znane już Aztekom, a od niedawna zaczęły się nimi interesować polki, w tym takie blogerki jak na przykład: Anwen czy Kasiiaa.


Nie będę Wam tu przytaczać cytatów o nasionach, bo po pierwsze nie były by to stricte moje słowa, a po drugie - post byłby chyba rekordowo długi. Znalazłam za to w internecie kilka ciekawych artykułów, z których dowiecie się, dlaczego warto jeść te nasionka.

KLIK, KLIK, KLIK (sklep), KLIK

-----------------------------

Działanie na mnie, po ponad miesiącu dziennego spożywania chia:

CERA:
Tu zauważyłam największą poprawę, więc i od tej pozycji zaczynam. Przede wszystkim, moja skóra stała się wyraźnie bardziej nawilżona, gładka i mniej wysypana. Po tygodniu jedzenia nasion przesuszenie stało się mniejsze, obecnie nie mam już problemu z suchymi skórkami. Jak wiecie, nie używam kremów, bo mnie zapychają, a czasem i tonik hibiskusowy sobie nie poradzi w krytycznych sytuacjach suszu. Teraz takich sytuacji po prostu nie mam.

ORGANIZM:
Mam trochę więcej energii w ciągu dnia i ochoty, by w domu nie siedzieć tylko na 4 literach. Zazwyczaj nie choruję, więc nie powiem, że jestem zdrowsza, bo jest tak jak jak zawsze. Natomiast lepiej zaczął pracować mój układ trawienny. Zdarzały się sytuacje, kiedy do ubikacji szłam raz na 3 dni i czułam się wtedy kiepsko. Obecnie codziennie rano spokojnie mogę udać się tam, gdzie nawet król sam chodzi ;)
Jeśli chodzi o odchudzanie, ja się nie odchudzam (powinnam tylko zacząć ćwiczyć), ale nie są to raczej nasiona, które mnie zapychają. Robię się po nich głodna tak samo szybko, jak po śniadaniu składającym się z dwóch kromek chleba. 
Zauważyłam, że mniej boli mnie kręgosłup, a musicie wiedzieć, że mam przesunięte kręgi i dwie przepukliny międzykręgowe. Ogólnie czuje się lepiej.

WŁOSY:
Nie zauważyłam polepszenia stanu włosów, ale ja ogólnie jestem z nich od jakiegoś czasu zadowolona (jeśli chodzi o ich wygląd). Natomiast jeśli chodzi o przyrost, z którym ostatnio u mnie kiepsko, chia w niczym nie pomogła. Na wypadanie tez niestety nie ma wpływu, włosy nadal lecą. Jem ją już od ponad miesiąca i myślę, że powinna być choć minimalna poprawa - a takiej nie zauważyłam.

-----------------------------


Według mnie, Chia nie ma smaku. Jest on całkowicie uzależniony od tego, w czym nasiona namoczymy. Ja mocze je w mleku albo w kakao, ale można też w soku czy wodzie. Komfort spożycia zależy od przyrządzenia. Na pewno Chia "wchodzą" lepiej niż len, ale co kto lubi. Ja mam czasem lekkie opory w zjedzeniu galaretkowatej papki z nasionami, a niekiedy w ogóle mi to nie przeszkadza. Zależy od dnia. 
Jeśli nie mam czasu, 3 łyżeczki Chia (bo to maksymalne dzienne ich spożycie) zalewam szklanką mleka i czekam aż napęcznieją, a potem wszystko mieszam i wypijam "na raz". Nasion raczej nie powinno się jeść na sucho (chyba, że w sałatce, zdarza się, że i tak je spożywam), bo choć mają właściwości silnie nawadniające, skądś tą wodę muszą brać, dlatego takie połknięte bez niczego nie oddadzą nam wody, ale pobiorą ją z naszego organizmu. 

Na koniec mam dla Was jeszcze moje przepisy na desery z tymi nasionkami. Nie są to jakieś odkrywcze i różniące się od siebie porcje, ale mimo podobnych składników, za każdym razem deser smakuje inaczej:

1. 
Trzy łyżeczki nasion zalewam mlekiem, tak, aby napęczniały i powstała zbita galaretka. Następnie po około godzinie, w czasie której kubeczek z nasionkami siedzi w lodówce, wylewam na nasionka około 5 mm warstwę gęstego soku malinowego (Paola, Łowicz). Około pół dużego kubka jogurtu typu greckiego (Zott) przekładam do ozdabiacza do tortów i wyciskam jogurt na sok, bo soczek wtedy ładnie wnika pomiędzy białe porcje jogurtu, tworząc finezyjne wzorki. Taką porcję posypuję rozpuszczalnym kakao (Nesquik, Milka) i ozdabiam kawalkami nektarynki.


2. 
Początek taki sam jak w wersji numer 1: Trzy łyżeczki nasion zalewam mlekiem, tak, aby napęczniały i powstała zbita galaretka. Następnie po około godzinie, w czasie której kubeczek z nasionkami siedzi w lodówce, wylewam na nasionka około 5 mm warstwę gęstego soku malinowego (Paola, Łowicz). Około pół dużego kubka jogurtu typu greckiego (Zott) przekładam do ozdabiacza do tortów i wyciskam jogurt na sok, bo soczek wtedy ładnie wnika pomiędzy białe porcje jogurtu, tworząc finezyjne wzorki. Natomiast całość posypuję musli (w tym wypadku truskawkowym z Tesco), a na koniec dodaje maliny.


3.
Bardziej kalorycznie:
W osobnej szklance namaczam 3 łyżeczki nasion Chia, ale tym razem nie w mleku, a w kakao. Czekam aż całość utworzy zbita masę, następnie 4-5 kostek czekolady Milki  z dodatkiem łyżki mleka rozpuszczam w gorącej kąpieli wodnej. Po roztopieniu przelewam czekoladę do kubeczka w którym będę jeść deser i chowam na 10 minut do lodówki. Po tym czasie wyciągam kubeczek i przekładam do niego Chia namoczone w kakao. Około pół dużego kubka jogurtu typu greckiego (Zott) przekładam do ozdabiacza do tortów i wyciskam jogurt na Chia. Całość zalewam gęstym sokiem malinowym i posypuje pokrojoną w kostkę czekoladą. 


4.
Z Jagodami Goji:
Trzy łyżeczki nasion zalewam kakao, tak, aby napęczniały i powstała zbita galaretka. Następnie po około godzinie, w czasie której kubeczek z nasionkami siedzi w lodówce wsypuję na Chia porcje musli. Zaraz potem około pół dużego kubka jogurtu typu greckiego (Zott) przekładam do ozdabiacza do tortów i wyciskam jogurt musli. Całość zalewam gęstym sokiem malinowym i posypuje pokrojoną w kostkę czekoladą oraz jagodami Goji.



5.
Schemat przyrządzania jest już znany, więc wymienię tylko składniki, zaczynając od dołu:
- chia moczona w kakao
- sok owocowy gęsty
- jogurt typu greckiego
- sok owocowy gesty
- musli
-rozpuszczalne kakao




Wiem, że są dziewczyny, które za nic nie ruszą chia-galaretki. Nie powiem, no, smak mają taki, jak to, w czym je namoczymy, ale nadal są śliskie i galaretowato-kisielowate. Nie wszystkim to pasuj, a tych nasion raczej na sucho nie jemy. Można więc spokojnie zastosowac takie oto przepisy:

6.
Do szklanki wykładamy pół dużego opakowania jogurtu (jeśli nie zależy nam na wyglądzie deseru, można to robić w tej, z której zjemy. Jeśli chcemy na koniec podziwiać nasze dzieło, jogurt wrzucamy do innej szklanki). Dodajemy ok 50 ml mleka kokosowego (płynnej części) oraz łyżeczkę cukru trzcinowego. Mieszamy. Czekamy 5 minut, znów mieszamy i jeśli robiłyśmy to w osobnej szklance, całość przelewamy do naczynia, z którego zamierzamy jeść. Na koniec posypujemy musli, jagodami goji i posiekaną twardą częścią mleka kokosowego.



7.
Tym razem posypka także z musli, goji i siekanego mleka kokosowego, ale dół nieco inny. Otóż w tym przypadku do buteleczki z jogurtem "Danone pitny" wsypałam nasze nasionka i mocno wymieszałam. Następnie przelałam do szklaneczki i posypałam musli-coco-goji posypką.



SMACZNEGO i zdrowego życzę :)

20 komentarzy :

  1. Świetne przepisy :) Uwielbiam te ziarenka dodawać do owsianki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem jak kura - uwielbiam ziarrrrrrrrenka:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiedziałam, że jest ale tyle przepisów z tymi ziarenkami. Jeszcze ich nie jadłam ale nabrałam na nie ochoty po tych deserkach

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej aż się głodna zrobiłam :D p.s bardzo ładny ten nowy szablon :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, pół dnia siedziałam, żeby go dopasować do tej rozdzielczości a drugie pół w poszukiwaniu darmowych obrazów ;)

      Usuń
  5. Muszę te ziarenka wprowadzić do mojej diety ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ostatnio często napotykam się o posty z tymi nasionami i chętnie bym ich spróbowała :) pięknie te deserki wyglądają, a jak jeszcze nasiona mają taką moc na cerę i tak dalej, to tylko je zajadać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja sie od nich uzaleznilam i ciężko kiedy w jakis dzień nie zjem :P

      Usuń
  7. U mnie lądują jedynie w jogurcie chodź raz były i na włosach :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dużo dobrego słyszałam o takim elemencie posiłku :) Fajnie, że efekty się pojawiły, i skoro nie używasz kremów bo Cię zapychają to masz pewność, ze to zasługa faktycznie nasion :)

    OdpowiedzUsuń
  9. O chyba muszę bardziej zainteresować się tymi nasionkami.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne przepisy. Muszę ty końcu zamówić i próbować

    OdpowiedzUsuń
  11. nie próbowałam jeszcze :) to jest podobne do siemienia lnianego?

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to znak, że post został przeczytany :) Zapraszam więc do dyskusji :)

URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka