Moja włosowa historia na przestrzeni lat

Witam. 
Znacie już powód, dla którego założyłam bloga - feralne robienie trwałej i opłakane w skutkach jej ścinanie. Chciałabym jednak przedstawić Wam moja życiową włosową historię. 
Sięgając pamięcią daleko w tył, ponad 25 lat i jeszcze trochę, moje włosy zawsze były liche. Wychowywałam się z kuzynem, który jest w moim wieku. Na jego głowie zawsze widniała wielka czupryna pięknych włosów, a ja miałam.. ja nie miałam bardzo długo nic. Byłam małym łysym dzieckiem.
Później oczywiście włosy zaczęły mi rosnąć, ale był to raczej jasny puszek, przez który można było spokojnie zobaczyć skore głowy. Dzielnie jednak zapuszczałam te moje żałosne piórka.
W przedszkolu któregoś dnia.. obcięłam sobie kucyk.. i musiałam zostać ścięta bardzo krótko, na chłopaka. Pamiętam ze raz nawet przez te włosy zostałam z chłopcem pomylona (wtedy przebiłam sobie uszy, by kolczyki zdradzały moją płeć :P )
Włosy powili odrastały i wyglądały tak:


W podstawówce tez nie było wesoło. Ciągle miałam bardzo cienkie, delikatne włoski, których liczebność była znikoma. Było mi tym trudniej, ze wszystkie koleżanki z klasy miały gęste, piękne włosiska, a na głowę wszystkich biła Patrycja, ze swoimi włosami za pupę, ale nie poddawałam się i zapuszczałam włosy na Komunię. W maju, gdy miałam 8 lat sięgały dużo za łopatki, ale nie były ani trochę gęstsze czy grubsze. Po Komunii trochę zwlekałam z ich ścięciem, ale ostatecznie obcięłam je do brody. I od tego czasu znów zapuszczałam, i ścinałam, zapuszczałam i ścinałam, całą podstawówkę, gimnazjum i liceum, gdzie po raz pierwszy zrobiłam sobie pasemka metoda szydełkową. Od liceum tez zaczęłam włosy częściej stylizować, ale niestety, szampon to było wszystko co znały moje włosy.
Na studiach zaczęłam o włosy trochę bardziej dbać. Zaczęłam nakładać odzywki, ale nie maski. Nie znałam różnicy. Jednak włosy zaczęły się poprawiać. Dla mnie była to radość wielka, kondycja włosów lepsza, wyglądają jakby grubiej, były gęściejsze. Zaczęłam więc je stylizować niemal codziennie. Przez to wszystko zaczęły się łamać, na nowo wypadać, zrobiły się mało przyjemne w dotyku. Choć wizualnie dawały radę, były cienkie, osłabione i musiałam się nieźle napracować, aby wyglądały na ładne i w miarę poprawnie uczesane. 


Później włosy ścięłam i zaczęłam czesać się nieco inaczej, - wywijając końcówki na zewnątrz:



Bardzo przypasowała mi ta fryzura, ale znów zaczęłam iść w długość włosów. Co jakiś czas dożywiałam je maską, ale zazwyczaj drogeryjną, znanych firm, z mnóstwem świństwa i znikomymi ilościami dobrych składników. Drugi raz nikt nie potrafił mnie obciąć tak, abym znów mogła czesać się "na zewnątrz".

Zaczęłam wiec kombinować z włosami jeszcze bardziej. Raz były ładne, kiedy indziej gorsze, ale zawsze półdługie.





Po pewnym czasie ciągła stylizacja spowodowała przesuszenie się moich kłaczków. Odżywiałam je bardzo nieregularnie, nie używałam nic do termoochronny, stylizowałam na mocna piankę i lakierowałam jeszcze mocniejszym lakierem. Włosy straciły blask i życie. 




Znów ścięłam, znów zapuszczałam, popełniając ciągle ten sam błąd - brak odżywiania, brak ochrony.


I wtedy napadła mnie ta najgorsza myśl, najbardziej nieudany pomysł mojego włosowego życia. Trwała. Fryzjerka ją zrobiła, nie ostrzegła niedouczonej mnie,że moje włosy tego nie zniosą. Że są suche i niedawno rozjaśniane kolejnymi pasemkami. 
 Spaliły się. Były suche, matowe, bez życia. Łamały się jak oszalałe, puszyły i nie współpracowały. 



Z czasem nauczyłam się je stylizować, ale wymagało to dużo pracy i czasu i przede wszystkim - suszarki. A dokładniej suszarkolokówki. Dzień w dzień, czasem co drugi dzień mycie i stylizacja. Na szczęście już z coraz bardziej świadoma pielęgnacja, choć niestety nie z termoochronną. Ale włosy wyglądały znośnie.


Niestety od nadmiaru gorącego powietrza zaczęły niszczeć w zastraszającym tempie i tracić blask. Były coraz bardziej i bardziej matowe. Wypadały i łamały się na potęgę. Były wszędzie, na meblach, ubraniach, w wannie i umywalce najwięcej. 



Powoli skracałam je i świadomie pielęgnowałam, ale kosmetykami drogeryjnymi. Gisskurami, Elsevami i innymi podobnymi im maskami oraz szamponami. Doszłam do momentu, kiedy wyglądały całkiem względnie. Dzięki używaniu HairJazz, CastorOil i piciu soku z jabłka i natki pietruszki pojawiło się nawet niesamowicie dużo babyhair, a włosy przestały wypadać.


Dzień przed obcięciem włosy wyglądały tak:




I wtedy zamarzyło mi się diametralne cięcie, aby pozbyć się jak najszybciej, jak największej ilości resztek trwałej. Wybrałam taka fryzurę:


Niestety, nie wiedzieć czemu, obcięto mnie tak:


Włosy zostały powygryzane, bardzo mocno wycieniowane i zdegażowane mimo moich stanowczych zakazów przed cięciem. 
Nie wystylizowane wyglądają bardzo źle i płasko, jakby mi tych włosów nie obcięto, leczy jakby mi je powyrywano. wystylizowane również wyglądają nie za dobrze, bo przestały się układać. Przestały byc podatne na jakiekolwiek podkręcenia, prostują się bardzo szybko.





Wystylizowane dają rade, choć grzywka i włosy między policzkiem a uchem są tragicznie przycięte, a zbyt mocno degażowane włoski odstają na wszystkie strony. Powoli na nowo uczę się nad nimi panować.





I tu kończy się moja historia i powód do tego by świadomie dbać o włosy i zapuszczać je z powrotem, tym razem piękne i zadbane. 
Nie mam jeszcze mojej głównej inspiracji włosowej. Dążę do długich (przynajmniej za łopatki albo do połowy łopatek) włosów, zdrowych, zadbanych, lśniących i po prostu ładnych. Nie inspiruje się lokami, falami i niesamowicie gęstymi czuprynami. Staram się znaleźć inspiracje która będzie możliwa do osiągnięcia z tym, co posiadam na głowie. 
Pierwszy tydzień po obcięciu płakałam. Dzień w dzień po kilka razy. Obecnie nadal patrząc w lustro, szczególnie na wycieniowane pasma - ściska mnie w gardle. Ale jakoś się trzymam.

Jeśli chodzi o pielęgnację świadomą, ciągle się uczę, ale idzie mi coraz lepiej. Włosy też wyglądają coraz lepiej. Jeszcze raz zapraszam was do śledzenia postępów w zapuszczaniu i pielęgnowaniu moich kłaczków :)



2 komentarze :

  1. Mam nadzieję, że następnym razem trafisz na fryzjerkę, która zetnie włosy tak jak powinna. Trzymam mocno kciuki za dalsze pozytywne efekty pielęgnacji włosów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję, choć do fryzjera prędko nie pójdę :)

      Usuń

Każdy komentarz to znak, że post został przeczytany :) Zapraszam więc do dyskusji :)

URODOWE POPOŁUDNIE... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka